Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Od zecera do milionera
  • Sławomir KoperAutor:Sławomir Koper

Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Od zecera do milionera

Dodano: 
Tadeusz Dołęga-Mostowicz
Tadeusz Dołęga-Mostowicz Źródło: Wikimedia Commons
Najlepiej zarabiający pisarz II RP - Tadeusz Dołęga-Mostowicz, w ciągu miesiąca potrafił zarobić 43 średnie krajowe i dziesięciokrotność poborów premiera. Dzieło, które uważał za największe, zaginęło.

17 marca 1939 r. w Warszawie odbyła się premiera filmu „Trzy serca”. Gwiazdorska obsada (Elżbieta Barszczewska, Aleksander Żabczyński) miała gwarantować kasowy sukces, chociaż i tak największą atrakcją produkcji była osoba scenarzysty, niewymienionego zresztą w czołówce. Był nim bowiem Tadeusz Dołęga-Mostowicz, a scenariusz powstał na podstawie jego powieści. To już wystarczało, by film odniósł sukces.

Scenarzysta był bowiem najbardziej kasowym pisarzem II RP. Czytali go dosłownie wszyscy, a ci, którzy twierdzili, że tego nie robią, z reguły mijali się z prawdą. Kolejne powieści biły rekordy popularności, a na podstawie jego prozy przez sześć lat zrealizowano siedem filmów. Dołęga-Mostowicz zarabiał niewyobrażalne pieniądze, bywały miesiące, kiedy jego dochód szacowano na 15 tys. zł (pobory premiera wynosiły wtedy 1,5 tys. zł, prokuratora generalnego 3,5 tys., a przeciętna pensja 350 zł).

Karierę zaczynał jako zecer w redakcji „Rzeczpospolitej”, ale niebawem publikował już pierwsze reportaże. Kiedy jednak zaczął się interesować ciemnymi sprawami sanacji, został brutalnie pobity przez „nieznanych sprawców”. Przeżył, ale porzucił dziennikarstwo i zajął się pisaniem powieści. Żył na wysokiej stopie, wynajmując sześciopokojowy apartament u zbiegu ulicy Pięknej i alei Niepodległości. Jeździł białym buickiem, tłumacząc, że „woli buicka od pomnika”, jednak na temat własnej twórczości zachował całkiem trzeźwe zdanie.

„Ja nie piszę, tylko zarabiam – tłumaczył. – Gdy zarobię wystarczająco dużo i zbiję majątek, wezmę się do pisania czegoś wielkiego i prawdziwego. Myślę, że nastąpi to, gdy skończę pięćdziesiątkę”. Słowa dotrzymał, tuż przed wybuchem wojny rozpoczął pracę nad trylogią historyczną o dziejach trzech Bolesławów: Chrobrego, Śmiałego i Krzywoustego. Prowadził dogłębne studia historyczne, zdążył już nawet ukończyć pierwszy tom.

Zmobilizowany po hitlerowskiej agresji w stopniu kaprala-podchorążego znalazł się na froncie. Jego losów w trakcie kampanii wrześniowej nie udało się odtworzyć. Wiadomo tylko, że w dniu sowieckiej inwazji na Polskę znalazł się w Kutach na granicy z Rumunią. Tam też zginął 18 lub 20 września. Relacje na temat jego śmierci są sprzeczne, na pewno jednak padł ofiarą Sowietów.

Jego „Kariera Nikodema Dyzmy” okazała się powieścią ponadczasową, bez względu bowiem na obowiązujący ustrój czy ideologię zawsze znajdą się parweniusze robiący karierę. Osobiście jednak najbardziej żałuję zaginionego rękopisu pierwszej części cyklu historycznego. Bardzo bowiem chciałbym poznać, co genialny autor bestsellerów uważał za poważną literaturę. Ale tego zapewne nigdy już się nie dowiemy.

Artykuł został opublikowany w 9/2013 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.