Milion zamordowanych w 100 dni. Największy wyrzut sumienia ONZ
  • Anna SzczepańskaAutor:Anna Szczepańska

Milion zamordowanych w 100 dni. Największy wyrzut sumienia ONZ

Dodano: 
Czaszki ofiar ludobójstwa w Rwandzie zgromadzone w Nyamata Memorial Site
Czaszki ofiar ludobójstwa w Rwandzie zgromadzone w Nyamata Memorial Site Źródło: Wikimedia Commons / I, Inisheer, fot. Fanny Schertzer
W czasie ludobójstwa w Rwandzie wymordowano około 2/3 populacji Tutsi. Około 3 mln Hutu uciekło z kraju w obawie przed zemstą

Wydarzenia, które miały miejsce w Rwandzie podczas ludobójstwa w 1994 r., nie zostały do tej pory rozliczone w pełni, a jeszcze trudniej przychodzi wskazać, kto tak naprawdę ponosi odpowiedzialność za jedną z największych tragedii po II wojnie światowej oraz jak można było tym wydarzeniom zapobiec. Masakra dokonana w 1994 r. przez plemię Hutu na ludności Tutsi nie była nagłą i niespodziewaną akcją, lecz przerażającym wybuchem nienawiści, która tliła się przynajmniej od kilkudziesięciu lat przybierając, co jakiś czas, na sile. Przed wiosną 1994 r. wiele wydarzeń zapowiadało, że zbliża się tragedia, jednak żadna siła międzynarodowa nie miała dość woli, aby zmierzyć się z nadciągającymi wydarzeniami.

Najpopularniejsza teoria na temat grup plemiennych na terenie Rwandy mówi, iż autochtoniczną ludnością Rwandy jest plemię Twa, pochodzenia pigmejskiego. Około X w. na ich tereny zaczęły napływać plemiona z grupy Bantu, przede wszystkim Hutu, którzy zepchnęli Twa na tereny leśne, zajmując ich ziemie uprawne. Kolejna fala migracji, około wieku XV przyniosła przybycie ludów z Rogu Afryki – Tutsi, którzy reprezentowali inną kulturę i szybko zajęli ziemie Hutu, a ich władca Ruganzu Mwimba stworzył silny organizm państwowy, którego granice obejmowały dzisiejszą Rwandę. Z perspektywy wieków, trudno określić, w jaki sposób kształtowały się podziały pomiędzy grupami etnicznymi. To, co wiadomo na ten temat, pochodzi z relacji XIX-wiecznych europejskich podróżników.

Konferencja berlińska w 1885 r. usankcjonowała panowanie niemieckie na terenie Rwandy i przyłączenie jej do Niemieckiej Afryki Wschodniej. Niemców było w Rwandzie niewielu, ale, przy słabej władzy rwandyjskiego króla, zwanego mwami, wpływy niemieckie okazały niezwykle silne. Co ciekawe, wbrew niektórym, późniejszym tezom, Niemcy nie faworyzowali żadnego z plemion.

Belgijska pseudonauka

Kolonialne nabytki Niemiec zostały im odebrane po I wojnie światowej. Rwanda, jako terytorium mandatowe Ligii Narodów, została przekazana Belgii, która szybko zorganizowała własną administrację.

Rwandyjczycy pracujący w belgijskiej kopalni miedzi w Katandze, lata 20. XX wieku

Wprowadzono jasny podział wśród ludności Rwandy. Na forum Ligii Narodów Belgowie, na podstawie pseudonaukowych badań, dowodzili wyższość Tutsi nad Hutu, np. z powodu większych czaszek występujących u tych pierwszych.Ponadto wprowadzono dowody tożsamości, gdzie znajdowała się informacja o przynależności do „kasty”, tj. do Hutu lub Tutsi. Faworyzowanie Tutsi spowodowało nienawiść ze strony Hutu. Jednocześnie – czego Belgowie, jak się wydaje nie przewidzieli, wywyższani Tutsi zaczęli domagać się praw politycznych. Takie postulaty przestały być władzy kolonialnej na rękę, dlatego postanowiono zmienić politykę i poprzeć spokojniejszych Hutu, którzy w 1957 r. utworzyli Partię Emancypacji Plemienia Hutu (Parmehutu) na czele z Gregoire’em Kayibandą.

Belgowie, naciskani przez ONZ, mieli, w jak najkrótszym czasie, przeprowadzić wybory i przygotować kolonię do niepodległości. Rwanda nie była gotowa na samodzielne rządy, lecz już 1 lipca 1962 r. oficjalnie stała się niepodległa, a Kayibanda został premierem.

Polityka Parmehutu wyraźnie dyskryminowała Tutsi, marginalizując ich wpływ na życie polityczne i społeczne w państwie. Tutsi zaczęli gromadzić się we własnych organizacjach, których siedziby założono na terenie sąsiadujących państw: Burundi oraz Kongo. Stamtąd dokonywano zbrojnych ataków na wioski Hutu, leżące po rwandyjskiej granicy, w odwecie za prześladowania Tutsi.

Sytuacja wewnątrz państwa zaostrzała się z roku na rok. Nie tylko Tutsi byli wykluczani ze społeczeństwa. Kayibanda wyraźnie zaczął faworyzować Hutu z południa kraju, skąd pochodził, co nie podobało się ugrupowaniom Hutu z północy. Należał do nich gen. Juvenal Habyarimana, który w 1973 r. dokonał zamachu stanu i obalił Kayibandę. W początkowym okresie jego rządy cieszyły się poparciem szerokich grup społecznych, m.in. dzięki skuteczniej polityce gospodarczej, która wyprowadziła Rwandę na lidera w rejonie Afryki środkowo-wschodniej. W latach osiemdziesiątych reżim Habyarimany przypominać zaczął jednak raczej despotyczną monarchię. Powrócono do rasistowskiej retoryki i haseł „rozwiązania” problemu Tutsi.

Prezydent Rwandy Juvénal Habyarimana podczas wizyty w USA, 1980 r.

Tutsi szukali schronienia w państwach ościennych od lat sześćdziesiątych. Największa liczba Tutsi uciekła do Burundi (ok. 200 tys.) oraz Ugandy (ok. 100 tys.). Uganda miała w tym exodusie szczególne znaczenie, gdyż na jej terytorium powstała najsilniejsza grupa oporu Tutsi. Działali oni nie tylko na polu walki z Hutu, lecz również w Ugandzie, przeciwko reżimowi Idi Amina oraz, później, rządom Miliona Obote, skupieni wokół przyszłego dyktatora Yoweri Museveniego. Stworzyli oni organizację o nazwie Rwandyjski Front Patriotyczny (RPF) na czele z Paulem Kagame.

Uchodźcy rwandyjscy w Ugandzie stanowili potężny problem – mieszkali w prowizorycznych obozach na pograniczu. W 1990 r. próba zajęcia przygranicznych miast po rwandyjskiej stronie przez oddziały RPF zakończyły się niepowodzeniem – wojskom rządowym Hutu w odparciu partyzantów pomagały wojska francuskie i belgijskie, co tylko wzmocniło reżim i spowodowało większe represje wobec Tutsi. Przez kolejne trzy lata wojna tliła się na pograniczu; dochodziło bezustannie do mordowania Tutsi jako odwet za akcje RPF.

Zestrzeleni prezydenci

Do uspokojenia nastrojów w Rwandzie nawoływało (mało energicznie) ONZ, Stany Zjednoczone oraz Tanzania. Dzięki tym ostatnim doszło do rozmów w Aruszy, trwających od kwietnia 1992 r. Porozumienie podpisano 4 sierpnia 1993 r. Na mocy dokumentu Tutsi mieli być dopuszczeni do rządów, do kraju mieli powrócić uchodźcy oraz zostać skierowana misja stabilizacyjna ONZ (UNAMIR) pod dowództwem Kanadyjczyka gen. Romeo Dallaire.

W nocy 6/7 kwietnia 1994 r. zestrzelono samolot, którym lecieli prezydenci Rwandy i Burundi. Do tej pory nie ma dowodów, kto dokonał zamachu. Skrajni Hutu od razu za sprawców podali Tutsi z RPF. Przypuszcza się jednak, że samolot został zestrzelony przez najbardziej radykalne ugrupowania Hutu, którym, na drodze do unicestwienia Tutsi, stał już tylko prezydent. Tę hipotezę może potwierdzać fakt, że już w niecałą godzinę po zamachu, w Kigali, domy Tutsi oraz sprzyjających im Hutu zostały otoczone przez bojówki Parmehutu, zwane Interhamwe. Wszyscy zostali zamordowani.

Gen. Dallaire domagał się sił liczących przynajmniej 4,5 tys. żołnierzy, jednak ONZ uznała tę liczbę za zbyt dużą i ostatecznie zgodziła się na 2,5 tys., z czego tylko 400 stanowiło dobrze wyszkolone wojska belgijskie, zaś pozostała część były to wojska Bangladeszu, bardzo słabo uzbrojone i nieprzygotowane do misji.

UNAMIR został pozostawiony sam sobie. Gen. Dallaire nie mógł liczyć na terminowe dostawy, brakowało broni, a nawet prowiantu. Pomimo raportów wysyłanych do ONZ, w których Dallaire pisał o gromadzeniu przez rząd Habyarimany broni, potężnych dostawach maczet (w ciągu roku około 0,5 mln sztuk), rządowej propagandzie przeciwko Tutsi oraz rosnącej liczbie morderstw na tle etnicznym, ONZ nie wyrażała zgody na powiększenie misji. Dodatkowo, rozkazy płynące z Nowego Jorku mówiły wyraźnie, że Błękitne Hełmy nie mogą podejmować żadnych akcji. Wobec rozgrywającego się piekła byli bezsilni, często zmuszeni przyglądać się, jak na ulicach Kigali mordowani są ludzie. Wielu Tutsi udało się schronić w bazach ONZ, jednak gen. Dallaire zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie zapewnić tym ludziom bezwarunkowego bezpieczeństwa. Sytuacja stała się jeszcze trudniejsza, kiedy 19 kwietnia Belgowie wycofali swój kontyngent. Pomimo, to Dallaire postanowił zostać na miejscu i trzykrotnie odmówił wykonania polecenia o wycofaniu.

Wnętrze katolickiego kościoła w Ntarama. 15 kwietnia 1994 roku zamordowano w nim 5 tysięcy ludzi

Sekretarzem generalnym ONZ był wówczas Egipcjanin, Butrus Ghali, prywatnie dobry przyjaciel Habyarimany, który nie miał interesu, aby szkodzić istniejącemu reżimowi. Wysłany przez niego na miejsce specjalny przedstawiciel, Kameruńczyk, Jacques Booh-Booh, torpedował wszelkie inicjatywy, jakie próbował podejmować gen. Dallaire oraz deprecjonował konieczność liczebnego i jakościowego wzmocnienia oddziałów Błękitnych Hełmów.

Również Francja, poczuwająca się do „opieki” nad Rwandą, którą zaliczała do sfery frankofońskiej, nie chciała dopuścić do obalenia władzy Parmehutu. Zarówno ONZ, jak francuski prezydent François Mitterand (który sam nazywał Habyarimanę swoim przyjacielem), obawiali się Tutsi z RPF, na których czele stał Paul Kagame. Niechęć do RPF spowodowała, że najwygodniejszym rozwiązaniem stało się pozostanie ślepym na tragedię, jaka rozgrywała się w Rwandzie. ONZ uporczywie odmawiało nazwania masakr Tutsi ludobójstwem.

Śmierć przez gwałt

Ludobójstwo Tutsi było pieczołowicie zaplanowaną akcją. Zapowiadało je wiele wydarzeń, kilkanaście miesięcy wcześniej. Jak zeznawał później premier Rwandy, Jean Kambanda, kwestia eksterminacji Tutsi była nawet omawiana w parlamencie. Przez kilka miesięcy tworzone były listy osób, które należy zabić w pierwszej kolejności. Przez pierwsze dwa tygodnie zginęła niemal połowa wszystkich zamordowanych wówczas Tutsi – około 300-500 tys. osób. Najczęściej zadawano śmierć poprzez cios maczetą, nożem lub prymitywną włócznią. Jedną z form zadawania powolnej i okrutnej śmierci było zarażanie AIDS, czym „zajmowały się” specjalne oddziały chorych Hutu, którzy mieli zgwałcić jak największą liczbę kobiet Tutsi. W ciągu kilku miesięcy zgwałcono w Rwandzie około 350-500 tys. kobiet. Autorką tego planu była minister do spraw kobiet i rodziny, Pauline Nyiramasushuko, skazana później na dożywocie.

Dopiero w czerwcu 1994 r. ONZ zgodziła się na użycie, wobec wydarzeń w Rwandzie, określenia „akty ludobójstwa” oraz zdecydowała o wysłaniu kolejnej misji (UNAMIR 2), która ostatecznie nigdy w pełni się nie uformowała. Francja wysłała wówczas do Rwandy swoje wojska (rzekomo pod auspicjami ONZ), które miały czynnie włączyć się do walki po stronie Hutu, aby nie dopuścić do przejęcia Kigali przez Tutsi z RPF, którzy już na początku kwietnia ruszyli z Ugandy w stronę rwandyjskiej stolicy. W miarę zajmowania kolejnych prowincji przez RPF, mordujący dotąd Hutu, obawiając się krwawej zemsty ze strony Tutsi (atmosferę grozy bezustannie podsycały radia zdominowane przez Hutu), rozpoczęli ucieczkę z kraju. Pół miliona ludzi w ciągu kilku dni opuściło Rwandę, koczując w bardzo prowizorycznych obozach po stronie zairskiej. Co ciekawe, to właśnie zdjęcia uciekających Hutu oraz obozów w Zairze były najczęściej pokazywanymi obrazami w zachodnich mediach. Z całego świata ruszyła fala pomocy humanitarnej dla niedawnych ludobójców (ONZ przeznaczał na tę pomoc około 1 mln dolarów dziennie). Francuzi, którzy nadzorowali ucieczkę Hutu, nie aresztowali żadnej osoby odpowiedzialnej za dokonane zbrodnie, zasłaniając się brakiem odpowiedniego mandatu.

Konwój z wodą dla uchodźców z Rwandy. Zair, sierpień 1994

Za koniec konfliktu uznaje się 18 sierpnia 1994 r., kiedy podpisano zawieszenie broni przez RPF. Liczba ofiar jest niewyobrażalna i trudna do dokładnego oszacowania: zamordowanych zostało od 800 tys. do 1 mln ludzi, to znaczy około 2/3 populacji Tutsi. Około 3 mln Hutu uciekło do Zairu, Burundi i Tanzanii w obawie przed zemstą RPF. Około 300-500 tys. Tutsi udało się uciec przed śmiercią z kraju.

Chociaż po wojnie ONZ powołał Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy, osądził on jedynie 93 osoby. Większość ludzi musiała na nowo nauczyć się żyć obok swoich niedawnych oprawców. Choć władze Rwandy (od 1994 r. jest to partia RPF) robią wiele, aby wprowadzić w życie wizję zjednoczonego narodu rwandyjskiego, dawne krzywdy nie zostały zapomniane.

Wydaje się jednak, że świat zapomniał o Rwandzie wyjątkowo szybko, zajęty wojną na Bałkanach i bliższymi sobie obrazami. Rwanda pozostaje wyrzutem sumienia dla zbyt wielu, aby o niej wspominać.

Źródło: DoRzeczy.pl