3 listopada 1918 r. z więzienia przy ul. Kazimierzowskiej, zwanego popularnie Brygidkami, zbiegło co najmniej 294 więźniów osadzonych tam za najcięższe zbrodnie. W sumie mówi się o liczbie od 500 do 1 tys. zbiegłych i wypuszczonych z więzień przestępców. Część z nich wstąpiła do oddziałów polskich. Dowódcy przymykali oko na kryminalną przeszłość swoich podwładnych, którzy dość często okazywali się „równie dobrymi żołnierzami i dobrymi rabusiami”. Jak pisano w jednym z raportów: „[…] zrzec się tej siły znaczyło po prostu zrzec się walki o Lwów”.
Przewodniczący Komisji Śledczej sędzia Rymowicz pisał: „Podczas walk polsko-ukraińskich stan bezpieczeństwa we Lwowie, w każdym razie bardzo poważnie nadwątlony, stał się praktycznie katastrofalnie zły, zarówno po polskiej, jak i ukraińskiej stronie. Ze względu na brak policji i autorytetu władzy wśród mieszkańców napady i rabunki miały stale miejsce. Profesjonalni kryminaliści organizowali napady i żołnierze obu stron czynili to również”. W trakcie walk w mieście powstały umundurowane bandy rabunkowe złożone z Polaków i Ukraińców, które zapuszczały się na teren dzielnicy żydowskiej. Nic w tym dziwnego, bo gdy tylko zawierucha wojenna chociażby przejściowo eliminuje parasol ochronny służb policyjnych, wówczas ludzie marginesu zwykle korzystają z okazji, aby wzbogacić się kosztem innych. Sytuacja wytworzona w mieście stanowiła zatem podłoże do wybuchu ekscesów na większą skalę. Wystarczyły tylko jakiś pretekst i sprzyjający temu zbieg okoliczności.
Czytaj też:
Lwy z Cmentarza Orląt Lwowskich - sól w oku ukraińskich władz
Bezpośrednią przyczyną rozruchów były starcia między Wojskiem Polskim a Milicją Żydowską. W nocy z 21 na 22 listopada pod wpływem fałszywej analizy sytuacji Ukraińcy postanowili wycofać się poza rogatki miasta. Decyzję podjęto nagle, co spowodowało, że Milicja Żydowska nie została o tym poinformowana. Żołnierze polscy wkraczający do dzielnicy żydowskiej w kilku miejscach napotkali silny opór milicjantów żydowskich. Doprowadziło do eksplodowania nastrojów antyżydowskich, a panujące zamieszanie skrzętnie wykorzystały bandy złożone z kryminalistów. Zajścia trwały dwa dni. Względny spokój i porządek w dzielnicy żydowskiej został przywrócony dopiero nad ranem 24 listopada przez silne patrole oficerskie i elitarne oddziały wojskowe.
Ze śledztwa Komisji Rymowicza wynika, że zabójstw i rabunków dopuszczali się głównie umundurowani bandyci, zarówno Polacy, jak i Ukraińcy. Podobnego zdania był Henry Morgenthau, stojący na czele powołanej przez rząd Stanów Zjednoczonych komisji mającej zbadać położenie Żydów w Polsce, który pisał: „Te właśnie podejrzane elementy splądrowały domy i sklepy w dzielnicy żydowskiej, dokonując grabieży na kwotę milionów koron; gdy napotykano opór, nie wahano się mordować”. Raport Morgenthaua określał grabieże mienia Żydów i morderstwa na nich dokonywane we Lwowie nie jako pogrom, lecz jako ekscesy.
Nie ulega jednak wątpliwości, że wśród sprawców grabieży i mordów byli także żołnierze Wojska Polskiego, m.in. z oddziałów przybyłych z Przemyśla na odsiecz Lwowa. Podczas wcześniejszych walk w Przemyślu zetknęli się oni również z Milicją Żydowską, która ogłosiwszy neutralność, w rzeczywistości udzieliła wsparcia oddziałom ukraińskim. Według relacji dowódcy obrony Lwowa kpt. Czesława Mączyńskiego w gronie ujętych na miejscu sprawców rozruchów w dzielnicy żydowskiej było aż 18 oficerów i 54 żołnierzy. Samego Mączyńskiego obciąża natomiast to, że dopiero 23 listopada wieczorem wydał rozkaz wprowadzenia sądów doraźnych.
Jedną z bardziej istotnych kwestii spornych jest liczba ofiar śmiertelnych tych wydarzeń. W tej sprawie istnieje duża rozbieżność wśród badaczy i publicystów. Raport wysłanników Ministerstwa Spraw Zagranicznych z 17 grudnia 1918 r. mówił o „co najmniej 150” zabitych Żydach. Wiemy jednak, że dokument ten miał charakter tendencyjny i był w dużej części falsyfikatem. W literaturze historycznej najczęściej jest powtarzana liczba 72 zabitych (wyłącznie Żydów), oficjalnie podana przez Żydowski Komitet dla niesienia pomocy ofiarom rozruchów i rabunków w listopadzie 1918 r. we Lwowie (tzw. Żydowski Komitet Ratunkowy). Raport Morgenthaua mówił o 64 zabitych Żydach, a raport sędziego Rymowicza o ok. 50 zabitych Żydach i kilku chrześcijanach.
Profesor Zbigniew Zaporowski odnalazł w archiwach lwowskich nieznane dotąd dokumenty rzucające nowe światło na kwestię liczby ofiar i faktycznego charakteru „pogromu lwowskiego”. Opublikował je niedawno na łamach wydawanego przez IPN czasopisma „Pamięć i Sprawiedliwość” (nr 31/2018). Są to efekty dochodzenia Dyrekcji Policji we Lwowie, która sporządziła szczegółowe wykazy (wraz z adresami zamieszkania) osób zabitych i rannych w czasie rozruchów we Lwowie w dniach 22–24 listopada. Wynika z nich, że łączna liczba ofiar śmiertelnych wyniosła 44 osoby, z czego 11 było chrześcijanami.
Ustalenia te potwierdzają wyraźnie bandycki charakter zajść we Lwowie, które dotknęły nie tylko Żydów. Nie ulega jednak wątpliwości, że z motywami rabunkowymi współistniała przejawiana przez część lwowian chęć odwetu na Żydach za „zdradę” i złamanie neutralności. Obok kryminalistów brali w nich udział także zwykli mieszkańcy Lwowa i żołnierze.
Moim zdaniem nie można wypadków lwowskich zestawiać z klasycznymi pogromami, złożony splot różnorodnych czynników wymyka się jednoznacznym ocenom. Chyba najbliższy prawdy był prof. Czesław Madajczyk, który stwierdził: „Przytoczone świadectwa wskazują, że gwałty antyżydowskie we Lwowie nie tyle wynikały z antysemityzmu, ile były konsekwencją zawieruchy wojennej i dezorientacji co do odpowiedzialności zarówno Polaków, Ukraińców, jak i Żydów za przebieg wydarzeń”.
Autor jest doktorem habilitowanym, historykiem, pracownikiem naukowym IPN i UMCS.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.