Sołówki - wynalazek diabła
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Sołówki - wynalazek diabła

Dodano: 

Ten wciąż dość idealistyczny program zaczął być z biegiem lat 20. porzucany równolegle z coraz silniejszym wpływem Stalina na politykę NKWD. Liczyć się zaczął coraz bardziej rachunek ekonomicznych zysków, które wynikać miały z pracy więźniów. Jednocześnie najpierw zaczęto lekceważyć starania o zmianę ich myślenia, a potem porzucono je niemal całkowicie.

Co nie znaczy, że co pewien czas nie urządzano tzw. pokazuchy. Najbardziej znanym przykładem takiej mistyfikacji była wizyta w czerwcu 1929 r. w obozie sołowieckim znanego pisarza Maksyma Gorkiego. W roli więźniów występowali co bardziej szczupli przebrani strażnicy, a sam pisarz zapewne sam wierzył w to, co było bardziej dla niego wygodne po demonstracyjnym powrocie do ojczyzny. Obok pokazówek Sołówki wchodziły już w mechanizm trzeciej fazy działania łagrów.

Jej pomysłodawcą był zamknięty w obozie na 10 lat przemytnik i rzezimieszek z Odessy Naftali Frenkel (1883–1960). Był jednym z niewielu przykładów kariery więźnia, który sprytem, ale i bezwzględnością, zdołał uzyskać przejście od roli szeregowego „zeka” do pozycji członka kierownictwa obozu i przebić się następnie do aparatu NKWD. W swoim raporcie, który ponoć trafił po wędrówce przez kolejne instancje aparatu represji na biurko Stalina, proponował szybką i bezwzględną maksymalizację zysków z pracy więźniów. Miano też skończyć z troską o jakiekolwiek reedukowanie więźniów.

Mapa przedstawiająca położenie Wysp Sołowieckich

„Z osadzonego musimy wycisnąć wszystko w ciągu pierwszych trzech miesięcy – potem nic nam po nim” – pisał Frenkel. Stworzenie sieci tysięcy łagrów pasowało do planów Stalina forsownej industrializacji ZSRS z priorytetem rozbudowy produkcji zbrojeniowej. Cenę za ten „skok do przodu” miało zapłacić chłopstwo skazane na „rozkułaczenie” i kolektywizację. Aby system działał, trzeba było kolejnych fal represji, które zapełniały areszty setkami tysięcy ludzi skazanych na los podobny do niewolników na wielkich budowach starożytności.

Model Frenkla rozwinął się w pełni na początku lat 30. O ile w 1923 r. na Sołówkach więziono 2557 ludzi, o tyle osiem lat później, w 1931 r., pracowało tu już 71,8 tys. więźniów. O jakichkolwiek przywilejach dla eserowców czy mienszewików wszyscy dawno zapomnieli. Samo pojęcie więźnia politycznego zanikło. Tworzyła się upiorna logika, w której nadzór NKWD wzmacniany był poprzez system pośledniejszych katów.

Do tej roli używano więźniów kryminalnych, którzy z lubością wyszukiwali z tłumu ofiar ludzi skazanych z przyczyn politycznych, by ich dręczyć dodatkowo jako słabszych i „klasowo obcych”. Marksistom z zarządu obozu kryminaliści byli bliżsi klasowo niż np. wykryty po latach ukrywania się kapłan podziemnej Cerkwi.

Teraz kontrą mógł zostać każdy – od wysokiego członka aparatu partii do pechowca, który był potrzebny lokalnym strukturom NKWD do wypełnienia miesięcznego limitu aresztowanych, zwłaszcza w czasie czystek lat 1936–1938. A kampanii szukania wrogów nie brakowało – po walce z trockistami byli sprawcy zbrodni przeciwko Kirowowi. Po nich wyłapywano szajki „bucharinowskie”, „zinowjewowskie” i wreszcie grupy powstające wskutek osobistej inwencji śledczych – „japońskich agentów” czy „sługusów polskiej sanacji”.

Czytaj też:
Największa tajemnica zbrodni katyńskiej. Dlaczego 400 osób ocalało?

Brutalizacja życia w łagrach przekroczyła wszelkie granice. Kary karceru, głodzenie, bicie za byle uchybienie, polewanie wodą na mrozie, szczucie psami, nakaz pracy nawet przy poważnych chorobach. Ten model dominować będzie do połowy lat 50. i zakończy go dopiero śmierć Stalina w 1953 r.

Kres wzorca

Sukces idei Naftalego Frenkla był – paradoksalnie – początkiem schyłku znaczenia obozu. Skoro powstały dziesiątki tysięcy kopii Sołówek, to ów wzorzec nie był już taki ważny. Znaczenie SŁON powoli malało, aż nastąpił koniec. W 1939 r. wyspy wraz z zabudowaniami klasztornymi zostały zamienione w letni obóz treningowy dla kadetów Floty Północnej ZSRS. W latach 70. przypomniano sobie w Moskwie o artystycznym znaczeniu monastyru i zaczęto jego mocno spóźnioną restaurację. Wciąż przy uznawaniu historii obozu SŁON za temat tabu.

Aby przykryć czarną legendę wysp, rozpoczęto starania o wpisanie zespołu klasztornego na listę zabytków UNESCO, co udało się w 1992 r. Mniej więcej w tym czasie pasjonaci ze Stowarzyszenia „Memoriał” zaczęli wydobywanie kości z sołowieckich pól śmierci. Na wyspę wrócili prawosławni mnisi, którzy przepraszają dziś Boga za potworności ludzkiego umysłu wyzwolonego z bojaźni przed wielkością Stwórcy. Wyspę mogą zwiedzać turyści z zagranicy. Pokazuje im się głównie wciąż restaurowany monastyr. O obozie mówi się znacznie mniej.

Przy obecnej polityce historycznej władców Rosji nazwa Sołówek może być coraz bardziej obca młodym Rosjanom. Ilu z nich za jakiś czas zrozumie, gdzie konkretnie Iwan Bezdomny chciał zesłać Kanta za dowody na istnienie Jezusa Chrystusa?

Artykuł został opublikowany w 3/2020 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.