W sowieckich planach Finlandia miała skapitulować najpóźniej 21 grudnia 1939 r., po niecałym miesiącu walk. Tego dnia Stalin obchodził swoje 60. urodziny. Dowództwo Armii Czerwonej planowało, że będzie to wspaniały prezent dla ich przywódcy.
Maleńka Finlandia mogła przeciwstawić milionowi sowieckich żołnierzy zaledwie 150-tysięczną armię.
„Nasza elita w zdecydowanej większości rozumiała, że nie można ulec Stalinowi – powiedział „Historii Do Rzeczy” Vesa Nenye, fiński badacz, współautor książki „Finlandia na wojnie. Wojna zimowa 1939–1940”. – Finowie zdawali sobie sprawę z tego, że Sowietom nie podobało się, iż granica przebiega dosłownie kilka kilometrów za rogatkami Leningradu. Brano pod uwagę scenariusz niewielkiego przesunięcia granicy, ale Sowieci chcieli zbyt wiele. Atak na Finlandię bardzo szybko scementował nasz naród. Byliśmy jak jedna pięść”.
Potężna linia obronna
Grudzień wyglądał katastrofalnie z perspektywy Armii Czerwonej. Doskonale okopani na Linii Mannerheima Finowie masakrowali żołnierzy sowieckich, którzy byli doskonale widoczni na śniegu – początkowo nie wydano im bowiem białych peleryn. Sowieccy dowódcy kompletnie nie potrafili wykorzystać swojej miażdżącej przewagi.
„Ataki wroga w grudniu można porównać do źle dyrygowanej orkiestry, gdzie instrumenty nie zgrywały się” – napisał w swoich wspomnieniach Carl Gustav Mannerheim, Naczelny Dowódca Fińskich Sił Zbrojnych. Styczeń był relatywnie spokojny na froncie, ale w lutym Sowieci zaczęli spychać fińskich obrońców.
Zmasowany atak na Przesmyk Karelski sprawił, że Finlandia musiała się bardzo szybko porozumieć z ZSRS. Na samym początku wojny Sowieci w ogóle nie byli zainteresowani negocjacjami, ale wraz z kolejnymi zwycięstwami Finów coraz bardziej zaczęli brać takie rozwiązanie pod uwagę. Końcówka wojny zimowej była dla fińskiej armii dramatycznym wyścigiem z czasem – tłumaczy Vesa Nenye. – Mannerheim uczulał swoich współpracowników, że Finowie muszą utrzymać pozycje za wszelką cenę, bo załamanie frontu będzie oznaczało również załamanie negocjacji z Sowietami.
Jednak czas grał również przeciw Sowietom. Stalin bał się, że przeciąganie tego konfliktu skończy się wizerunkową katastrofą dla ZSRS.
Obroniona niepodległość
Cały świat nie mógł uwierzyć, że malutka Finlandia tak dobrze radzi sobie z tym kolosem. Finlandia pod koniec była już jednak totalnie wycieńczona. Koniec był bliski. Na północy szło dobrze, ale na południu było tragicznie. Finowie musieli przystać na twarde warunki. Premier Finlandii powiedział, że nawet przecinek na liście sowieckich żądań nie podlegał negocjacjom. To były bardzo trudne warunki, naród był rozbity – mówi Nenye.
Największą stratą dla Finlandii było odebranie jej Karelii. W sumie ZSRS przejął 10 proc. powierzchni kraju. Finowi musieli też wydzierżawić półwysep Hanko i przekazać kilka wysp. Na północy kraju Sowieci odebrali Finlandii region Salla oraz część Półwyspu Rybackiego. 12 proc. Finów musiało opuścić swoje domy. Związek Sowiecki przejął też drugie największe miasto w tym kraju – Wyborg.
„Zapłaciliśmy wielką cenę, ale przynajmniej udało nam się ocalić niepodległość. Nie podzieliliśmy losu Litwy, Łotwy i Estonii” - mówi Vesa Nenye.