W połowie marca 1945 roku los III Rzeszy był już przesądzony. Alianci zachodni forsowali właśnie Ren, a Niemcy przygotowywali się do obrony Berlina przed nacierającą Armią Czerwoną. Adolf Hitler coraz bardziej tracił kontakt z rzeczywistością, wydając rozkazy, które brzmiały jak szaleństwo. Doskonale widać to było już dwa miesiące wcześniej. Wehrmacht został wówczas zmuszony do realizacji absurdalnego planu ataku przez Ardeny, który opracował sam przywódca III Rzeszy.
„Generałowie próbowali przemówić Hitlerowi do rozumu, ale on był głuchy na ich opinie – tłumaczył Anthony Beevor, badacz dziejów II wojny światowej, w rozmowie z „Historią Do Rzeczy”. – Kilkakrotnie starali się przedstawić mu alternatywny plan operacji zakrojonej na mniejszą skalę. Hitler bardzo chciał jednak dojść od Antwerpii. Sam wybrał nawet konkretne drogi, którymi miały się poruszać jego oddziały. Nie wiedział oczywiście, jak te drogi wyglądały w rzeczywistości. Często były to wąskie dróżki, bezużyteczne dla ciężkiego sprzętu. Hitler żył już wtedy w świecie fantazji”.
Gospodarcze samobójstwo
Dwa miesiące później Hitler był jeszcze bardziej oderwany od rzeczywistości. Widząc, że z obu kierunków do Niemiec wlewają się wrogie armie, przywódca III Rzeszy wydał rozkaz, który przeszedł do historii jako „Nerobefehl” („Rozkaz Nerona”).
„Należy zniszczyć wszystkie urządzenia militarne, komunikacyjne, łączności, przemysłowe i zaopatrzeniowe, a także obiekty znajdujące się wewnątrz terytorium Rzeszy, które wróg w jakikolwiek sposób może wykorzystać natychmiast lub po pewnym czasie dla kontynuowania walki” - brzmiało zarządzenie wydane przez Hitlera.
Nad jego realizacją miał czuwać Albert Speer, minister uzbrojenia i amunicji III Rzeszy oraz szef Organizacji Todt. Hitler do samego końca ufał mu bezgranicznie. Speer rozumiał jednak, że rozkaz ten w istocie oznacza gospodarcze samobójstwo Niemiec i po prostu zignorował to zarządzenie. Dopiero na kilka dni przed upadkiem Berlina Speer przyznał się w rozmowie z Hitlerem, że jego rozkaz nie był realizowany. Przywódca III Rzeszy, choć wpadł w szał, nie wyciągnął wobec swojego ulubionego architekta żadnych konsekwencji.