Cudowne dary, charyzmaty i inne zjawiska

Cudowne dary, charyzmaty i inne zjawiska

Dodano: 
Święty Ojciec Pio
Święty Ojciec Pio Źródło:Wikimedia Commons / Roberto Dughetti - Lucia Dughetti, CC 3.0
Każdy z nas ma jakiś charyzmat, jakiś Boży dar. Jedni lepiej niż inni przekazują wiedzę, inni są „urodzonymi” społecznikami.

Poniższy tekst to fragment książki Henryka Bejdy pt. „Cuda wielkich świętych”. Wydawnictwo Fronda

Według Świętego Pawła charyzmatem jest także np. bycie małżonkiem albo przełożonym czy życie w dziewictwie. Żyli i nadal żyją wśród nas jednak ludzie, którzy otrzymali od Boga charyzmaty i dary nadzwyczajne: dar prorokowania, mówienia językami, uzdrawiania chorych, umiejętność czytania w ludzkich sercach, zdolność bilokacji, stygmaty i nadprzyrodzone wizje. itp.

Uzdrawianie chorych, wskrzeszanie zmarłych i wypędzanie złych duchów wydają się być najczęstszymi charyzmatami, którymi Bóg obdarowywał swoich świętych. Sam Zbawiciel nakazał bowiem swoim uczniom, by to czynili („Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy” (Mt 10,8)).

Niektórzy ze świętych otrzymali również od Boga dar rozmnażania pokarmów, a ściślej mówiąc – tak jak w przypadku innych cudów – pośredniczenia w tym między Bogiem a ludźmi (więcej o tym we wkładce: „Cuda na dużą skalę”). Także w tym przypadku dostrzec można wyraźne nawiązanie do czynów dokonywanych przez samego Jezusa.

CHLEB ŻYCIA

Niektórzy święci otrzymali od Boga niezwykły dar inedii – przez wiele lat żywili się jedynie samą eucharystią (hostią). Bóg zechciał bowiem, żeby w tak „namacalny” sposób zaświadczyli oni o prawdzie słów wypowiedzianych przez Jezusa: „Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”. J 6,48–51. Oczywiście dostrzec w tym można także nawiązanie do czterdziestodniowego postu Jezusa na pustyni. „Udzielam (...) w takim wypadku roślinom i każdemu innemu pokarmowi szczególnej mocy lub przysposabiam ciało ludzkie w ten sposób, że przystosowuje się do tych kilku roślin lub do całkowitego postu lepiej niż przedtem do chleba i innego pożywienia, które służy zwykle za strawę ludziom. Wiesz, że tak jest, bo doświadczyłaś tego na sobie” – tak wyjaśniał Bóg Świętej Katarzynie z Sieny, która samą hostią żywiła się przez osiem lat.

Spośród uznanych świętych i błogosławionych Kościoła do grona inedyków zaliczano m.in. świętych: Anielę z Foligno (post: 12 lat), Lidwinę z Schiedam (38 lat), Katarzynę z Genui (23 lata), Mikołaja z Flüe (19 lat) i błogosławione: Katarzynę z Racconigi (10 lat), Alexandrinę Marię da Costę (ponad 13 lat), bł. Katarzynę Emmerich.

Najsłynniejszymi inedyczkami w dziejach Kościoła były jednak kandydatki na ołtarze i stygmatyczki, sługi Boże: Teresa Neumann (1898–1962 roku, post: 35 lat) i Marta Robin (1902–1981).

„W czasie pomiędzy Bożym Narodzeniem 1926 roku a wrześniem 1927 roku przyjmowałam tylko łyżeczkę wody (6–8 kropli – przyp. H.B.) z Komunią świętą. Od tego czasu obywałam się także bez tego; już od sierpnia 1926 roku czułam wstręt do jedzenia”. – Jak w 1953 roku oświadczyła pod przysięgą sparaliżowana i od 1918 roku przykuta do łóżka Teresa Neumann, bawarska wieśniaczka z Konnersreuth już od sierpnia 1926 roku czuła wstręt do jedzenia, od Bożego Narodzenia 1926 roku obywała się już bez niego, a nawet „bez potrzeby jedzenia i picia”. Zanim to nastąpiło, przez pewien czas kobieta próbowała odżywiać się płynnymi pokarmami. Krztusiła się jednak i wymiotowała, a wówczas bolało ją serce. Kiedy przestała próbować, poczuła się znacznie lepiej.

Jak wyznawała – od Bożego Narodzenia 1926 roku do września następnego roku – wraz z komunią świętą przyjmowała jedynie łyżeczkę wody, a potem nie przyjmowała już nawet wody. Samo połykanie hostii sprawiało jej również dużą trudność. Twierdziła, że żyje dzięki „Sakramentalnemu Zbawicielowi”, który jest w niej... aż do krótkiego czasu przed przyjęciem następnej Komunii świętej. Dodawała, że kiedy tylko substancja Najświętszego Sakramentu rozpuści się, ona czuje się słaba i odczuwa „wielką fizyczną i duchową tęsknotę za Komunią świętą”. Istotnie, kiedy przerwa pomiędzy przyjmowaniem Ciała Chrystusa była większa niż jeden dzień, Teresa była bliska omdlenia, jest twarz szarzała a oczy stawały się podkrążone. Po otrzymaniu Eucharystii stan ten natychmiast mijał.

Podobnie działo się z – od 1929 roku całkowicie sparaliżowaną i unieruchomioną – francuską wieśniaczką Martą Robin. Samą Eucharystią – przyjmowaną co tydzień w czwartek – pożywiała się od 28 do 79 roku życia. W tym czasie odczuwała pragnienie, ale nie była w stanie nic przełknąć. W cudowny sposób wchłaniała tylko Ciało Chrystusa. W rozmowie ze znanym francuskim filozofem i pisarzem Jeanem Guittonem Marta Robin wyznała, że Eucharystia to jej cały pokarm. Opowiadała, że niczego nie może przełknąć i jedynie ma zwilżane usta, że Hostia wnika w nią, choć ona sama nie wie, w jaki sposób to się dzieje. Po każdym przyjęciu Komunii świętej kobieta czułam, jakby wlewało się w nią nowe życie, jakby stapiała się w jedno z wypełniającym jej ciało Jezusem, „jakby zmartwychwstawała”.

Obydwa te przypadki poddano naukowej obserwacji i wykluczono jakiekolwiek oszustwo.

FRUWAJĄCE HOSTIE I... KIELICH

W przypadku Marty Robin zachodziło jeszcze inne niezwykle frapujące zjawisko: Hostia sama wędrowała do jej ust, wyrywając się z palców kapłana i przemierzając odległość dochodzącą nawet do 20 cm. Wszyscy księża, którym dane było udzielać Komunii Marcie, a nawet jeden, który – powiadomiony o tym fakcie specjalnie silniej przytrzymał Hostię – odnieśli to samo wrażenie – wyraźnie poczuli, że Ciało Chrystusa wyrywa im się z ręki.

Zjawisko lewitujących Hostii nie było jednak bynajmniej czymś nowym – wcześniej obserwowano je również w przypadku Świętej Juliany Falconieri czy Świętej Katarzynie z Sieny.

Zdarzało się również, że Hostie w cudowny sposób wnikały w ciało osoby przyjmującej komunię, a w przypadku Świętej Marii Franciszki od Pięciu Ran Chrystusa zaobserwowano nawet, jak przemieścił się do niej... cały kielich z Krwią Chrystusa!

POSTY CZĘŚCIOWE

Dającym do myślenia zjawiskiem były także tzw. posty częściowe. Wielu świętych pościło bowiem tak często lub jadało tak mało, że – przy ogromie podejmowanej przez nich aktywności – inni przypłaciliby to z pewnością ciężką chorobą lub zgoła śmiercią (tak było m.in. w przypadku żywiącego się spleśniałymi ziemniakami Świętego Jana Marii Vianneya). Uważano w takich przypadkach, że sam Bóg w cudowny sposób utrzymuje ich przy życiu.

HIPERTERMIA

W przypadku niektórych świętych ich miłość do Boga była tak wielka, że dochodziło do tzw. „pożaru miłości” („incendium amoris”) objawiającego się hipertermią.

Hipertermia to zjawisko osiągania przez człowieka bardzo wysokich, zabójczych dla organizmu, temperatur ciała. W literaturze medycznej przypadki najwyższej temperatury (nazywanej „agonalną lub przedagonalną”, bowiem pacjenci, u których je zanotowano, nie przeżyli) obserwowano podczas ataków epilepsji, w mocznicy, chorobach centralnego układu nerwowego, zachorowaniach na tężec i porażeniach słonecznych. Nie przekraczały one jednak granicy 44 stopni C. Ale w przypadku hipertermii doznawanej przez mistyków temperatura ich ciała bywała nawet znacznie wyższa. Ojciec Pio miewał nawet 48 st. C (a niektórzy podają, że nawet 52) st. C. „Pożarem miłości” trawieni byli również inni święci: Katarzyna z Genui, Jan od Krzyża, Teresa z Avili, Stanisław Kostka, Aniela z Foligno, „ognista święta” Małgorzata Maria Alacoque, Elżbieta od Trójcy Świętej, a także żyjąca pod koniec XVI w. Maria Magdalena Pazzi. Ta ostatnia, rozpalona miłością do Boga, chcąc choć trochę schłodzić organizm, musiała ponoć często moczyć ręce w zimnej wodzie i przykładać sobie do piersi mokre zimne chustki.

Miłość do Boga objawiać się mogła także zmianami anatomicznymi, m.in. rozszerzeniem serca i przemieszczeniem żeber, odkrywanymi pośmiertnie znakami lub ranami na sercu. Takie zjawiska opisywano w żywotach świętych: Filipa Neriego, Pawła od Krzyża, Gemmy Galgani. Bywało, że wiązało się to z kolejnym Bożym darem – transwerberacją.

TRANSWERBERACJA

Transwerberacja to mistyczne przebicie serca (objawiające się zresztą często zwykłą, cielesną raną w boku i sercu) zadane „płonącą dzidą miłości”. Stanowi nawiązanie do rany zadanej Chrystusowi na krzyżu.

Ojciec Pio doznał transwerberacji podczas... spowiadania dzieci. Poprzedziła ją wizja „ataku serafickiego”, podczas którego w mistyczny sposób „niebiańska osoba” (Jezus) przebiła jego duszę niewidzialnym rozpalonym sztyletem. Choć zranienie duszy było niewidzialne, Ojciec Pio przez dwa dni odczuwał ogromny ból, a na jego boku pojawiła się rana cielesna. W jego przypadku transwerberacja była swego rodzaju duchowym przygotowaniem do stygmatyzacji.

Transwerberacji doznawali m.in. święci: Franciszek z Asyżu, Filip Neri, Katarzyna z Sieny, Maria od Jezusa Ukrzyżowanego (Miriam Baouardy) i wielu innych mistyków.

O objawiającym się jej niepostrzeżenie pięknym aniele, który – jak jej się wydawało – kilkukrotnie wbił jej w serce „długą ognistą lancę” – pisała Święta Teresa z Avili. Karmelitanka jęczała z wielkiego bólu, a jednak nie mogła pragnąć, by połączona z nim „nadmierna delikatność” ustała, bowiem – jak twierdziła „żadna ziemska radość nie może dać tak pełnego zaspokojenia” i „jedynie Bóg może zaspokoić duszę” (…).

Powyższy tekst to fragment książki Henryka Bejdy pt. „Cuda wielkich świętych”. Wydawnictwo Fronda.

Henryk Bejda, Cuda Wielkich Świętych, wyd. Fronda