Zbójnicy podhalańscy doczekali się własnego miejsca w literaturze i filmie. A przecież Bieszczady miały rabusiów równie malowniczych jak Juraj Janosik czy Ondraszek. W pracach lewackich pseudohistoryków zbójnictwo często utożsamiane jest z walką przeciwko feudalizmowi, a sami zbójnicy to chłopi walczący z uciskiem panów. Jednak z analizy „Regestru złoczyńców grodu sanockiego”, „Akt sądu kryminalnego Kresu Muszyńskiego”, „Bieckiej księgi wójtowskiej” wynika, że stanowili mozaikę ludów i stanów. Byli wśród nich biedacy, a także bogaci kmiecie, rzemieślnicy, chałupnicy, komornicy, parobkowie, sołtysi, mieszczanie i drobna szlachta, popi i ich synowie, kniaziowie wsi wołoskich, wójtowie, karczmarze, młynarze, słudzy dworscy. Polacy, Rusini, Wołosi, Słowacy, Węgrzy, Żydzi i Cyganie, Łemkowie, Bojkowie, Huculi. Do wstąpienia na ścieżkę zbrodni tylko czasem popychała ich nędza. Zwykle przeważała chęć przeżycia przygody, obietnica krótkiego, ale szalonego życia. Wabiła wolność dzikiej, karpackiej puszczy rozciągającej się od Krosna i Jasła aż do Suczawy w dawnej Mołdawii.
Pierwszych zbójników znamy już z XV w.: Mikołaj Czajka z Jawora, Mikołaj i Piotr Komorowscy, Pobuda, Kopy, Jan Talafus. Sto lat później w Bieszczadach zasłynęli Marko Hatala, Homa z Końskiego, Hryć Kaczor z Łupkowa, Czahajko z Radoszyc, Żyd Fejtko, Ihnat Wysoczan, Istwan Jareczka. Ze szlachty wywodził się „pułkownik” Toporowski, który w 1614 r. grasował na ziemi halickiej, złupił Kołomyję i założył w niej kwaterę swojej kompanii. Z ubogich pasterzy zaś huculski Janosik – Oleksy Dobosz. Rozbójnicy, którzy grasowali na Pogórzach w 1629 r., pochodzili z Bystrej, Lutni, Wołosianki, Zahorbia, a na ich czele stał pop z Bystry i Łapszun z polskiej strony Karpat.
Chłop szedł na zbój, a jego zubożały pan – szlachcic – często go ochraniał. Jak pisze Władysław Łoziński: „Chłop stał pod jurysdykcją i protekcją. Nie wolno było pojmać obcego poddanego, nie wolno go było nawet bezpośrednio pozywać. O chłopa złoczyńcę trzeba było pozywać jego pana, domagać się, aby on sam stawił swego poddanego do grodu. Między sprawiedliwością a chłopem stał szlachcic jakby murem, który trzeba było przełamać pozwem i – co za nim szło – długim i trudnym procesem”. „W odludnych i bezludnych ustroniach górskich, wśród przełęczy beskidzkich w zarębach samborskich, skrytych, zapadłych i niedostępnych, wśród borów i wertepów siedział jak wilk niejeden mały szlachcic, pan na spłachciu owsa, na chudej połonince, ale i na garstce głodnych i dzikich poddanych […], siedziała tam klasa ludzi niezdecydowana i niesklasyfikowana co do swego społecznego stanowiska, cząstkowi i zagonowi półszlachcice, półopryszki, półchłopi. Owi wójtowie strwiążcy, kniaziowie, krajnicy, łannicy, wolnicy mający swoich chłopów poddanych, swoją niezawisłość i swoją jurysdykcję. Ich łupem padały nie tylko dwory szlacheckie, ale przede wszystkim chłopi i mieszczanie. Wbrew szeroko rozpowszechnianym poglądom napady zbójnickie o wiele częściej kierowane były na chałupy czy szałasy pasterskie niż na dwory właścicieli ziemskich” – pisał prof. Bohdan Baranowski, specjalista z zakresu historii ludzi marginesu społecznego.
Karpackie wilcze gniazda
Zbójników nazywano w zależności od regionu, w którym działali. Tych z Bieszczadów: beskidnikami i spiśnikami, ich pobratymców z Węgier – tołhajami. Z kolei na ziemi halickiej i na Bukowinie grasowali watahowie mołdawscy lub opryszkowie.
W Karpatach można wskazać kilka regionów, których ludność trudniła się niemal zawodowo zbójectwem. Na Słowacji były to okolice Humennego. W Bieszczadach ludność ze Sturzycy, dzisiejszej Polany, Ruskiego, Rosochów. Główną ich kwaterą były szałasy ustrzyckie, sam pop z Ustrzyk przechowywał arsenał broni i przed wyprawą rozdzielał półhaki, topory i spisy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.