Rzeki przez tysiąclecia były najlepszym – a często jedynym – szlakiem komunikacyjnym i handlowym. Sprawa jest prosta: wóz konny o drewnianych kołach ma nośność ok. 500 kg i rozwija prędkość 30 kilometrów na… dobę. Przetransportowanie szlakiem lądowym dwóch tuzinów beczek z winem z Krakowa do Warszawy zajmowało dwa tygodnie i wymagało zatrudnienia 10 woźniców. Ten sam ładunek można było spławić Wisłą w jednej łodzi kontrolowanej przez dwóch ludzi w czasie dwukrotnie mniejszym.
Ludzie zauważyli to już dawno i dlatego najważniejszym szlakiem handlowym świata starożytnego było Morze Śródziemne. Morze jest jeszcze lepsze niż rzeka: mogą po nim pływać większe statki, przewożące większe ładunki, co daje większe zyski. Nic dziwnego, że to Fenicjanie wynaleźli pieniądze, to oni pierwsi opanowali światowy – wówczas śródziemnomorski – handel, a ich kontakty sięgały od Fenicji w Palestynie, przez Kartaginę, do Gibraltaru (być może nawet opłynęli Afrykę i dotarli do Ameryki).
Jednym z większych problemów w starożytnym handlu morskim było odpowiednie pakowanie wysyłanych za morze przedmiotów (jak widać, niewiele się zmieniło przez 3000 lat). Jako że największe zyski osiągano, handlując oliwą i winem, znaleziono odpowiednie rozwiązanie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.