Dzieje największego oszustwa w historii
  • Ryszard CzarneckiAutor:Ryszard Czarnecki

Dzieje największego oszustwa w historii

Dodano: 
Flaga Włoch. Rzym. Zdj. ilustracyjne
Flaga Włoch. Rzym. Zdj. ilustracyjne Źródło: Pixabay
Oszustów w polityce jest sporo. Ale nie tylko w polityce. W sporcie faszerują się dopingiem zarówno początkujący sportowcy, jak i największe sławy. Ba, na dopingu wpadają również paraolimpijczycy (skądinąd sport ludzi "sprawnych inaczej" już dawno stał się – na poziomie paraolimpiad – sportem w pełni zawodowym, a nie amatorskim).

Dziś jednak napiszę o oszustwie w sferze sztuki. Historii sztuki. Dziś mija 64. rocznica, gdy znany włoski rzeźbiarz Alfredo Fioravantini spotkał się w Rzymie z amerykańskimi dyplomatami i wyspowiadał się im, że dwadzieścia osiem lat wcześniej wraz z kolegami wziął udział w gigantycznym oszustwie archeologicznym! Chodzi o podrobienie – a w zasadzie spreparowanie – trzech rzekomo etruskich wojowników z terakoty, które potem za olbrzymie pieniądze kupiło Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.

Był rok 1933. W Italii rządził niepodzielnie Benito Mussolini "Duce", Włosi szykowali się do podboju Abisynii (czyli Etiopii), ale niektórzy włoscy artyści robili w konia Jankesów. Nie był to jednak jednorazowy (wy)skok. Był to cały proceder, który trwał, nie mniej, nie więcej prawie ćwierć wieku.

Jak doszło do jednego z największych i najbardziej znanych oszustw archeologicznych w dziejach? Antykwariusz z Rzymu Domenico Fuschini zamawia podróbki waz rzymskich u rzeźbiarzy z Orvieto: braci Alfonsa i Piusa Riccardich. Ponieważ niby starożytne wazy szły w antykwariacie w ówczesnym Rzymie jak ciepłe bułeczki to bracia poczuli smak wielkiego szmalu. Zaczęli działać na skalę międzynarodową. I to z przytupem: już sześć lat przed pierwszą wojną światową nabrali łatwowiernych synów Albionu z British Museum w Londynie. Wcisnęli im rzekomy etruski rydwan z brązu mający liczyć dwa i pół tysiąca lat! Sprzedając ów rydwan wcisnęli Brytyjczykom kit, że dopiero co został on odkryty w czasie wykopalisk archeologicznych.

Następnie utalentowani bracia poszli za ciosem. Najpierw poszerzyli "archeologiczny gang" o wspomnianego już Alfredo Fioravantiniego, a następnie, gdy ich manufaktura wyprodukowała co potrzeba, ogłosili wszem i wobec "odkrycie" olbrzymich figur etruskich wojów. W ciągu czterech lat wyprodukowali trzy rzeźby, z których najmniejsza liczyła półtora metra.

Gdy wokół trwała Wielka Wojna, która dopiero po II wojnie światowej została nazwa pierwszą, oszuści z Italii nie próżnowali. W 1915 roku wykonali mierzącą ponad dwa metry figurę. Nazwali ją "Starym Wojownikiem". Żeby zwiększyć autentyczność posagu wykonali go… bez prawej ręki. "Stary Wojownik" miał ją stracić na przestrzeni dwóch tysięcy pięciuset lat.

Światowa wojna trwała w najlepsze, gdy w 1916 roku pomysłowi Włosi wyprodukowali mierzącą ponad 1,5 metra głowę w hełmie. Jednocześnie wymyśli legendę, że jest to pozostałość po monumentalnym posągu, liczącym siedem metrów. Były to sprytne ruchy, które miały uwiarygodnić ich oszustwa: jedna figura nie miała ręki, a druga całego tułowia...

Już po zakończeniu I wojny światowej włoscy zdolni – do wszystkiego – artyści wyprodukowali trzeciego etruskiego woja. Nazwali go "Wielkim Wojownikiem".

Wszystkie trzy posągi na pniu kupili Amerykanie. Zapłacili jak za zboże. Za samego tylko "Wielkiego Wojownika" oszuści z Półwyspu Apenińskiego wyrwali kolosalna na ówczesne czasy kwotę 40 tysięcy dolarów – na dzisiejsze pieniądze byłoby to parę razy więcej.

Nowojorskie Metropolitan Museum of Art z dumą wystawiło swoje "etruskie nabytki" w roku dojścia Hitlera do władzy, czyli 1933. Cztery lata później wyszła poświęcona owym "wiekopomnym odkryciom" monografia. Byli jednak tacy, którzy kwestionowali autentyczność "etruskich". Byli – ale w wyraźnej mniejszości. Publiczna debata na temat "etruskich" wojów trwała z różnym natężeniem do początku lat '50-tych. I ucichła. Nagle, w 1960 nastąpił w tej sprawie wybuch "bomby atomowej" – przeprowadzono badania chemiczne. Okazało się, że rzekomo starożytne rzeźby mają domieszkę manganu. Tyle że Etruskowie go nie znali...

Rok później w konsulacie USA w Rzymie zjawił się wspomniany rzeźbiarz Alfredo Fioravantini i oświadczył niczym sienkiewiczowski Kmicic – Babinicz: "jam to uczynił". To on bowiem był autorem wszystkich trzech rzeźb! Tak zakończyła się historia jednego z największych oszustw archeologicznych w historii. Połączenie włoskiego geniuszu i anglosaskiej, o dziwo, naiwności, przyniosło piorunujący efekt.

Źródło: DoRzeczy.pl