Wojna o Morskie Oko
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Wojna o Morskie Oko

Dodano: 

Na granicach swoich dóbr postawił Zamoyski tablice z napisem: „Państwo Zakopiańskie”. Hohenlohe kazał je usunąć. Od tego się zaczęło. Obaj zaczęli wytaczać sobie procesy o naruszenie posiadania. Hohenlohe zaangażował w obronę spornego terytorium żandarmów węgierskich, a to już oznaczało upolitycznienie konfliktu i jego umiędzynarodowienie. Chociaż miał miejsce w obrębie ten samej monarchii, to chodziło obu stronom sporu o to, by granica ich dóbr była jednocześnie granicą polityczną między jej częściami składowymi – Węgrami i Austrią.

Anonimowy autor „Listu poufnego” przeznaczonego dla posłów we Lwowie i w Wiedniu, wydanego około 1892 r. – być może był nim sam Zamoyski – pisał, że żandarmi węgierscy nie dopuścili nań galicyjskich urzędników sądowych. Zauważał, że z kolei żandarmi galicyjscy „sami Niemcy niemówiący po polsku bratali się z Niemcami Hohenlohego, z nas i naszych praw drwiąc i urągając, chłopów uczyli, by dali spokój skargom, bo i tak na nic się nie zdadzą”. Chłopami nazwał autor górali Nowobilskich z Białki, którzy na mocy przywileju Jana Kazimierza mieli prawo wypasu nad Morskim Okiem i byli posiadaczami większości spornego terenu.

Tną, rąbią i topią

Zamoyski pragnąc udowodnić swoje prawo do terenu, a zarazem przynależność do Galicji, pozwalał góralom kłusować. Rzecz szła o to, by sąd w Nowym Targu ich ukarał, co oznaczałoby, że sporny teren znajduje się w gestii władz galicyjskich, nie zaś węgierskich. Rzecz jasna, zarząd dóbr zakopiańskich zwracał góralom sumę, na zapłacenie której zostali skazani, i jeszcze ich wynagradzał.

Hohenlohe wbrew zakazowi wykonywania prawa własności na spornym terenie kazał niszczyć ścieżki wokół Morskiego Oka, postanowił budować tam domy myśliwskie i schroniska dla żandarmerii. Pozostawienie ich w spokoju oznaczałoby faktyczne zaakceptowanie własności niemieckiego księcia.

Gdy w 1890 r. powstał posterunek dla żandarmerii, to – jak pisał leśniczy Władysław Bieńkowski, świadek i uczestnik sporu – górale „nie rozkoszowali się długo architekturą nowej budowli, ale zaraz przygotowane piły puścili w ruch, a w niespełna godzinę pływały przepołowione belki niedoszłego schroniska po modrych falach Morskiego Oka”. Kolejny budynek dla żandarmów nie postał zbyt długo, o czym Bieńkowski pisze z nieskrywaną ironią: „Zaszedł jakiś vis maior, że schronisko się spaliło. Mówiono o jakimś zimowym piorunie, czy coś podobnego, ale właściwej przyczyny nikt nie zgadł ni przedtem, ni potem”.

Morskie Oko

Oczywiście była to robota górali. Podobnie skończył postawiony przez administrację Hohenlohego szałas. Bieńkowski dostał wprost polecenie od Zamoyskiego, że ma być „zniesiony”. Zmobilizował górali. W przeciągu 20 minut szałas przedstawiał kupę porąbanego drewna”.

Zapalczywi górale byli gotowi siłą i zbrojnie przepędzić służbę Hohenlohego oraz żandarmów. Pewnego razu zebrało się około stu zdeterminowanych górali, których miała powstrzymać interwencja Zamoyskiego. Zrobił to dlatego, by zmusić – przez wykazanie, że blisko jest do rozlewu krwi – do działania w obronie jego dóbr, a zarazem granic galicyjskich urzędników sądowych i administracyjnych z Nowego Targu. Innym razem domagał się, by wysłali żandarmów, bo jeśli tego nie uczynią w porę, to potem żandarmi będą już tylko zbierać trupy. Oświadczał wreszcie staroście nowotarskiemu, że bierze na siebie całą odpowiedzialność za to, co się stanie w obronie prawa jego i górali, „choćby i dziesięciu ludzi trupem położono”.

Jedynymi śmiertelnymi ofiarami konfliktu polskiego hrabiego i niemieckiego księcia padły trzy woły tego ostatniego, pasące się na spornym terytorium. Zostały porwane przez górala Wojciecha Nowobilskiego, załadowane na tratwę i utopione w jeziorze.

Droga Balzera

Rozstrzygnięcie konfliktu, który przestał mieć charakter prywatny, nie mogło jednak zapaść na szczeblu powiatowym. Zamoyski alarmował i naciskał władze Galicji, by mocno zaangażowały się w obronę spornego terytorium. W 1893 r. sejm krajowy wysłał delegację do Franciszka Józefa. Cesarz obiecał arbitraż w tej sprawie. Rok później historyk Aleksander Czołowski opublikował na zlecenie władz galicyjskich „Sprawę sporu granicznego przy Morskim Oku. Wywód historyczno-prawny”.

Do Morskiego Oka prowadzi Droga Oswalda Balzera. Tak został uhonorowany lwowski historyk prawa, reprezentant interesów Galicji przed obradującym w Grazu w 1902 r. sądem rozjemczym, któremu przewodniczył Jan Winkler, prezydent szwajcarskiego trybunału związkowego. Balzer przemawiając przez cztery dni, w erudycyjnym wywodzie – wykorzystując także materiały zbierane przez Zamoyskiego – wykazywał, że na prawa do spornego terytorium wskazują dokumenty królów polskich, przebieg polskiej granicy do rozbiorów sięgającej na wschód od niego, a także to, że było ono opodatkowane w Galicji.

Jednak nie te argumenty były dla sądu polubownego najważniejsze. Stwierdził on, że nie było ani układu państwowego w sprawie przebiegu granicy na spornym odcinku, ani też żadnej decyzji państwowej obowiązującej obie strony konfliktu. Odrzucił też argument o odwiecznym posiadaniu, skoro niemal od 150 lat każda ze stron wykonywała na spornej ziemi, przy braku zgody drugiej, a nawet popadając w zatarg, swe prawa.

Sąd postanowił więc wyznaczyć granicę naturalną, uwzględniając łatwiejszy dostęp do terenów przy Morskim Oku ze strony Galicji. Odrzucił węgierską propozycję, by granicę ustalić wzdłuż rzeki Białki – według Węgrów jej górny bieg stanowił Rybi Potok zaczynający się ich zdaniem na stokach Rysów i płynący przez Czarny Staw i Morskie Oko. Sąd uznał, że naturalna granica biegnie od Rysów przez grzbiet Żabiego, stamtąd do ujścia małego potoku do Rybiego Potoku, 700 metrów przed połączeniem z potokiem Podupłazki (Białej Wody). Jedynie małą część spornego terytorium, zaledwie 3 proc., z lasem przyznano Węgrom.

Po wyroku sądu rozjemczego Hohenlohe – nie kwestionując ustalonej granicy – sądził się dalej z Zamoyskim o sporne terytorium, lecz ostatecznie przegrał w 1909 r. w Najwyższym Trybunale Kasacyjnym w Wiedniu. „Bogu dzięki, bo co by to była za straszna rzecz, by tu byli mieli prusakowi pozwolić nad Morskim Okiem gospodarować” – skomentował Zamoyski.

Występując przez sądem polubownym w Grazu, prof. Balzer stwierdził, że Galicja nie wyrzeka się roszczeń do terenów na wschód od grzbietu Żabiego aż do Polskiego Grzebienia i Białej Wody, a więc tych, które należały do Rzeczypospolitej przed rozbiorami. W 1938 r. Polska odebrała Czechosłowacji te tereny, włącznie z dawną siedzibą Hohenlohego – Jaworzyną. Do września 1939 r. granica biegła główną granią Tatr.

Artykuł został opublikowany w 11/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.