PIOTR WŁOCZYK: Przejęcie Wileńszczyzny z rąk Litwinów w październiku 1920 r. przeszło do historii pod nazwą „bunt Żeligowskiego”. A jak patrzył na to sam zainteresowany?
PROF. WIESŁAW ŁACH: Generał Lucjan Żeligowski miał wielki żal za nazwanie akcji, którą dowodził, „buntem”. Co ciekawe, sam Józef Piłsudski, który wymyślił cały ten plan, mówił o „powstaniu”, co ma jednak zupełnie inny wydźwięk. Natomiast słowa „bunt” użył w meldunku do dowództwa gen. Władysław Sikorski, dowódca 3. Armii, ówczesny zwierzchnik gen. Żeligowskiego, pisząc: „Wobec najwyraźniejszego buntu ze strony gen. Żeligowskiego i jego oddziałów upraszam Naczelne Dowództwo o możliwie szybką decyzję, jak mam wobec całej sprawy postąpić”. Oczywiście gen. Sikorski doskonale wiedział o planie przejęcia Wilna – chodziło o zachowanie pozorów w oficjalnych meldunkach. Historycy cały czas toczą dyskusję, czy gen. Sikorski użył słowa „bunt” intencjonalnie, by zaszkodzić potem gen. Żeligowskiemu, czy jednak sięgnął po to słowo dość przypadkowo, żeby na wypadek niepowodzenia całkowicie się od tych działań odciąć.
Dziwić może jednak późniejsze, bardzo krytyczne spojrzenie gen. Żeligowskiego na określenie „bunt”, skoro sam Józef Piłsudski zupełnie wprost przedstawił mu tę kwestię: „Może przyjść chwila, że będzie Pan miał przeciwko sobie nie tylko opinię świata, lecz i Polski. Może nastąpić moment, że nawet ja będę zmuszony pójść przeciwko Panu. Trzeba wziąć wszystko na siebie. Tego ja nie mogę rozkazać. Takich rzeczy się nie rozkazuje. Lecz zwracam się do dobrej woli Pana jako wilnianina”. Generał Żeligowski przystał na plan Naczelnika Państwa zakładający pozorowaną niesubordynację, więc chyba musiał się liczyć z tym, że będzie to przedstawiane właśnie jako „bunt”...
Tu odezwał się honor oficerski gen. Żeligowskiego i poczucie wielkiej krzywdy. Bunt kojarzy się nam z aktem zdrady czy wystąpieniem przeciwko swojemu dowódcy. Tym bardziej że słowo to po raz pierwszy zostało użyte, kiedy już zostały wydane rozkazy do wymarszu na Wilno. Generał Żeligowski liczył zapewne na inne określenie, choćby „samodzielne działanie”. Zresztą nie tylko głównodowodzący operacją zajęcia Wileńszczyzny miał potem pretensje za słowo „bunt”. Również część oficerów biorących udział w tej akcji miała żal za użycie tego określenia, tym bardziej że miało ono duże konsekwencje polityczne.
Dlaczego Józef Piłsudski wybrał do wykonania tego zadania właśnie gen. Żeligowskiego?
Generał pochodził z Wileńszczyzny. Urodził się w Oszmianie w 1865 r., był gorącym patriotą, synem rodziców, którzy za udział w powstaniu styczniowym zostali zesłani na Syberię. Jak wielu Polaków w tamtym okresie służył w armii rosyjskiej. Od 1912 r. działał w konspiracyjnym Związku Walki Czynnej. W czasie pierwszej wojny światowej dowodził jednostkami polskimi formowanymi przy armii rosyjskiej. W lipcu 1918 r. został mianowany przez gen. Józefa Hallera dowódcą Wojska Polskiego na Wschodzie i awansowany do stopnia generała. W wojnie polsko-bolszewickiej m.in. dowodził skutecznie 10. Dywizją Piechoty w krytycznym momencie Bitwy Warszawskiej – w walkach pod Radzyminem.
Generał Żeligowski cieszył się przyjaźnią i zaufaniem Józefa Piłsudskiego, ale nie był jego bliskim współpracownikiem. Jak sam potem tłumaczył Naczelnik Państwa, chodziło o oficera, który „mocą swojego charakteru potrafi utrzymać się na należytym poziomie, i że poleceniom i żądaniem rządu nie będzie, zarówno jak poleceniom moim, przeciwstawiać się w pracy wojskowej”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.