Bezsilność komuny. Jak Jaruzelski próbował osądzić literata
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Bezsilność komuny. Jak Jaruzelski próbował osądzić literata

Dodano: 

Na początku roku 1984, omawiając pisma emigracyjne, uznał program paryskiej „Kultury” za „jaskrawo agresywny, pałkarski, o czym świadczą choćby jej ostatnie pozycje – prymitywne, antykomunistyczne agitki Marka Nowakowskiego i »Rozmowy polskie latem 1983« Jarosława Marka Rymkiewicza przygnębiające bezmiarem zidiocenia jego politycznej myśli”.

Wcześniej, bo w grudniu 1982 roku, gorliwy agent „33” – Kazimierz Koźniewski meldował swym esbeckim mocodawcom, jak pisarze partyjni zastanawiają się nad „metodami skompromitowania nieprzejednanych, jak Szczepański, Nowakowski, Prorok czy Kubikowski, ujawnieniem ich zakulisowych działań, wspierających ekstremalny nurt w Solidarności i KOR”.

„Rewizję i zatrzymanie pisarza – czytamy w »Wiwisekcji powszedniości« – zaplanowano na 7 marca 1984 r. Na podstawie podsłuchu przypuszczano, że tego dnia pod wieczór przeziębionego pisarz odwiedzi ktoś z Francji. Być może sama Anne Durufle, attache kulturalna ambasady francuskiej dzielnie wspierająca podziemną Solidarność… Stwarzałoby to szansę przyłapania Nowakowskiego na kontakcie z rzekomym rezydentem obcego wywiadu. Szczęśliwie panią Durufle zatrzymały tego dnia pilne obowiązki dyplomatyczne i nie dotarła na ulicę Długą, a miała przekazać pisarzowi list od Jerzego Giedroycia. Zamiast niej w kocioł urządzony przez SB wpadł dziennikarz i krytyk teatralny Jean-Pierre Jatteau. Jak również sześć innych osób, które tego dnia znalazły się w mieszkaniu Nowakowskich: Jarosław Abramow-Newerly, Marek Edelman, Paula Sawicka, Jan Gasiński, Czesław i Hanna Wysoccy”.

Czytaj też:
„Wieczernik”: manifest wolności i nadziei

W więzieniu mokotowskim pisarz spędził trzy miesiące, do 22 czerwca 1984 roku. Uwięziony został pod zarzutem „szkalowania PRL i ustroju socjalistycznego […] we współpracy z zagranicznymi ośrodkami dywersyjnymi”. Na początku lat 90. w wywiadzie jaki z nim przeprowadziłem, wspominał z nutą czarnego humoru:

„Kiedy po zakończeniu śledztwa czytałem tomy akt, które miały być podstawą sprawy sadowej, stwierdziłem, że jestem na topie. Resort, na przykład, dokonał licznych ekspertyz, przez biegłych tłumaczy, celem sprawdzenia zgodności tekstu Raportu o stanie wojennym z jego dziesięcioma czy jedenastoma przekładami. Do każdej ekspertyzy dołączono kosztorys. Z szacunkiem stwierdziłem, że nie żałowano na mnie pieniędzy. A ile kosztowała praca tych wszystkich cichobiegaczy, którzy chodzili za mną, za żoną, przesłuchiwali moich znajomych, niektórych szantażowali…

Ze Służbą Bezpieczeństwa miałem na pieńku już wcześniej:- Jadąc w swą pierwszą zagraniczną podróż pożyczyłem walizkę od Ludwika Zimerera, wspaniałego człowieka, korespondenta radia RFN w Polsce, największego kolekcjonera sztuki ludowej w Europie Środkowej. Nie podobało się to moim rozmówcom z SB. Kiedy zorientowali się, że nie mogą liczyć na moją współpracę, usłyszałem: - To nie mógł pan tej walizki pożyczyć od Polaka, tylko od Niemca!

Po Marcu’68 próbowano znów brać mnie pod włos jako tzw. prawdziwego Polaka. Nie powiem, bym w pełni był wtedy świadomy rozgrywek na górze partyjnej, dochodzenia do głosu szowinistów i innych mętów. Zawsze jednak pomagała mi intuicja. Jest widać w człowieku coś zakodowane, co pozwala kiedy trzeba, powiedzieć – nie; wyczuć to, co jest ohydne i grząskie”.

Uwięzienie pisarza wywołało niebywałą falę protestów w całym świecie. Oto wysuwano wyssane z palca zarzuty wobec człowieka pióra, uznanego prozaika, laureata wielu prestiżowych nagród i autora książek równie wysoko cenionych przez krytykę jak czytelników. Gdyby doszło do procesu mógłby okazać się on jeszcze jedną, wielką kompromitacją systemu komunistycznego. Systemu zdychającego, ale wciąż w agonii swojej szczerzącego kły.

Czytaj też:
Złota klatka w Arłamowie. Kulisy internowania Lecha Wałęsy

Tym razem zwyciężył rozsądek i na 40-lecie Polski Ludowej Sejm PRL w przeddzień rocznicy, 21 lipca 1984 r. ogłosił amnestię, która objęła także osoby tymczasowo aresztowane z powodów politycznych. Trzy miesiące później, gdy Instytut Literacki w Paryżu wydał „Dwa dni z Aniołem”, Służba Bezpieczeństwa wznowiła inwigilację autora – Marka Nowakowskiego. Jednak po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki obawiano się sięgnąć po rozwiązania wykraczające poza policyjną rutynę.

A komuna coraz wyraźniej zbliżała się do swego końca, czemu towarzyszyła powszechna niechęć, a często nienawiść i pogarda do systemu, który miał nas uszczęśliwić, a przyniósł same nieszczęścia. Marek Nowakowski sprzeciwiał się taktyce obozu Solidarności, a w „Moim słowniku PRL-u” jego autorstwa pod hasłem „Stół” można było przeczytać: „Dopiero pod koniec PRL-u ustanowiony został okrągły stół i obrady przy nim uważane są za kres dawnej epoki i początek demokracji. Wkrótce nazwaliśmy się III Rzeczpospolitą. Jeżeli rzeczywiście nastąpił wtedy upadek totalitarnej państwowości, to miał charakter kontrolowany i nikt z rządzących nie został przygnieciony w sposób ostateczny”.

Natomiast jego osobistą sprawę z komuną spuentowała rewizja nadzwyczajna zakończona 12 maja 1992 r. Postępowanie karne zostało ostatecznie umorzone, uchylono postanowienie o amnestii i cofnięto orzeczenie o przepadku dowodów rzeczowych. Zarzuty – przypomnijmy: o szkalowanie PRL i ustroju socjalistycznego – uznano za przejaw represji politycznych.