Po zakończeniu I wojny światowej na południu Polski powstało mikroskopijne państwo. Miało swojego przywódcę, swoje sądy, policję, a nawet malutkie siły zbrojne. Ta niesamowita historia zakończyła się raptem po trzech miesiącach. Do akcji wkroczyło Wojsko Polskie, które szybko spacyfikowało „buntowników” i przejęło kontrolę nad spornym terytorium.
Mowa o Republice Komańczowskiej. Ukraińskim quasi-państewku utworzonym na początku listopada 1918 r. na terenie Komańczy, Wisłoka Wielkiego i innych łemkowskich wsi leżących na pograniczu Beskidu Niskiego i Bieszczad. Dzisiaj sprawa ta została niemal zupełnie zapomniana. Pamiętają o niej tylko najstarsi górale i niewielkie grono badaczy-regionalistów.
Od czego należałoby zacząć tę nieco zwariowaną opowieść? Chyba od rozpadu starego porządku. Gdy w wyniku Wielkiej Wojny załamały się stare imperia Romanowów i Habsburgów, na ich gruzach zaczęły wykluwać się nowe kraje. Małe narody Europy Wschodniej przystąpiły do tworzenia własnych struktur państwowych, opierając się m.in. na słynnych 14 punktach amerykańskiego prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona.
Problem w tym, że narody te często rościły pretensje do tych samych terytoriów. W efekcie w Europie wybuchły nowe, niezwykle zacięte konflikty. Jak obrazowo pisał Winston Churchill: „Po starciu gigantów za łby wzięły się karły”. Przykładem mogą być Polacy i Ukraińcy. Ci pierwsi proklamowali w Warszawie restaurację Rzeczypospolitej Polskiej, a drudzy we Lwowie proklamowali stworzenie Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej.
Wśród terytoriów spornych znalazły się zaś m.in. zamieszkane przez Bojków i Łemków Bieszczady. Przedstawiciele obu tych społeczności byli na ogół nastawieni obojętnie do ukraińskiej idei narodowej. Uważali się bowiem za Rusinów albo po prostu za „tutejszych”. Dlatego też proklamacja ZURL nie odbiła się w Bieszczadach szerokim echem.
W efekcie ks. Szpylka i jego współpracownicy zaczęli rządzić się samodzielnie. Powstał rodzaj ukraińskiej wysepki, w której skład weszło ok. 30 wsi zamieszkanych przez 18 tys. ludzi. Państewko to miało własne siły zbrojne – liczącą ok. 800 ludzi milicję ludową. Każda chłopska zagroda miała obowiązek wystawić do niej po jednym mężczyźnie. Ze służby zwolnieni zostali Żydzi, którym kazano płacić po pięć koron miesięcznie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.