Obchody rocznicy Bitwy Warszawskiej tak jak co roku zaktywizowały czcicieli Józefa Piłsudskiego, zdaniem których cała zasługa odzyskania niepodległości i rozgromienia bolszewików na przedpolach Warszawy powinna być przypisana wyłącznie ich idolowi. To historyczny fałsz, na dodatek wiodący do wyciągania z historii szkodliwych wniosków – wiara w genialnych mężów opatrznościowych, zamiast w republikańskie cnoty samoorganizacji i budowy mechanizmów, które podług talentów i umiejętności lokują właściwych ludzi na właściwych stanowiskach, jest objawem społecznej niedojrzałości. Dlatego zresztą właśnie krytycznie odnoszę się do przesadnego kultu Marszałka czy kogokolwiek innego, ale o tym może innym razem.
Uaktywnieni rocznicowo czciciele Piłsudskiego wznieśli między innymi, tak jak co roku, rytualne okrzyki przeciwko używaniu określenia „Cud nad Wisłą”. Twierdzili, że to endecka propaganda, mająca jakoby na celu pomniejszenie zasług ich uwielbianego wodza.
Wiem, że w dzisiejszych zlaicyzowanych czasach trudno to pojąć, ale w istocie określenie „Cud nad Wisłą” nie miało nikogo pomniejszać, raczej przeciwnie – przekonanie o szczególnej trosce Opatrzności, a zwłaszcza Matki Boskiej, Królowej Polski, o odrodzone państwo miało służyć podniesieniu rangi tego państwa i zwycięstwa, które ono odniosło.
Fakt, że jako pierwszy określenia „cud Wisły” użył publicysta endecki Stanisław Stroński. Kto by się jednak pofatygował przeczytać jego broszurę, ten zobaczy, co miało ono znaczyć. W formie, jaką potem w potocznym użyciu określenie to przybrało, była zresztą ta fraza kalką funkcjonującego już od paru lat francuskiego„Cudu nad Marną”, którego nikt nad Sekwaną nie uważał za poniżanie Joffre’a czy odbieranie mu zasług.
W istocie określenie „Cud nad Wisłą” upowszechniła nie tyle endecja, ile Kościół katolicki. To właśnie pod wpływem jego hierarchów przyjęło się uważać za dzień przesilenia bitwy 15 sierpnia – co, ściśle rzecz biorąc, prawdzie nie odpowiada – ale utożsamienie zwycięstwa ze świętem patronki Polski przydawało mu symbolicznej mocy. Podkreślenie roli sił nadprzyrodzonych, podobnie jak legenda o bohaterskiej śmierci ks. Skorupki, było elementem budowania w narodzie poczucia siły i wyjątkowości – skutecznego, skoro nawet nieprzesadnie religijny przybysz ze zateizowanej Francji, gen. Weygand, zawarł w swej relacji słowa: „Cud, powiedziano. Cud, czy to znaczy zdarzenie, w którym objawiła się ręka Opatrzności? Nie ja będę temu przeczył, bo podziwiałem, w owym sierpniowym 1920 r., z jaką żarliwością naród polski padał na kolana w kościołach i szedł w procesjach Warszawy”.
Dla dzisiejszego palikociarza twierdzenie: „Żeby umniejszyć rolę Piłsudskiego, endecy przypisywali zwycięstwo Matce Boskiej” brzmi zapewne przekonująco – sama wiara w Matkę Boską, a już zwłaszcza w możliwość jakiegokolwiek wywarcia przez nią wpływu na dzieje, śmieszy go jako absurd i zabobon. Jednak dla ludzi tamtych czasów nie było w tym niczego pomniejszającego rolę śmiertelników uczestniczących w zmaganiach, niczego deprecjonującego. Przeciwnie – skoro sama Matka Boska stanęła po ich stronie, trudno o lepsze docenienie słuszności ich sprawy i bohaterstwa. Polacy z czasów zarania niepodległości byli w większości wierzącymi katolikami. Byli też wychowani na „Potopie” i kluczowym w nim opisie obrony Częstochowy, wziętym przez pisarza wprost z pamiętników ks. Kordeckiego – obrony, w której przecież sam bohaterski Kmicic „wszystkie zasługi bez wyjątku Przenajświętszej Panience i jej cudom przypisywał”.
Zła prasa określenia „Cud nad Wisłą” to raczej przejaw przewrażliwienia piłsudczyków. Idol prawicy III RP i jego legioniści byli przeważnie mniej religijni od ogółu Polaków, a co ważniejsze – mieli poczucie słabej legitymizacji swoich rządów, opartych na przemocy i fałszerstwach wyborczych. Właśnie dla tej legitymizacji zwalczali zajadle wszystkie prawdziwe i urojone przejawy uchybiania geniuszowi ich wodza i protektora. Nawet Matka Boska musiała ustąpić mu pierwszeństwa.
Czytaj też:
Choroba legionistów
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.