Szczególnie wyrazistym symbolem rozkładu instytucji państwowych w RPA były dwie kadencje Jacoba Zumy (2009–2018). Ten zuluski polityk rządzący państwem prawie przez dekadę został ze stanowiska usunięty niemal siłą, a następnie aresztowany za wielomilionowe łapówki i niejasne kontakty ze światem biznesu. Rządy Zumy na dobre zdemoralizowały południowoafrykański świat polityki i w sporej mierze także społeczeństwo.
Od ponad 30 lat Republika Południowej Afryki mierzy się z ogromnymi problemami, a konflikty społeczne zdają się narastać z każdym rokiem. Nie lepiej jest z polityczną sceną RPA.
Jednak RPA nie od razu stała się państwem dysfunkcyjnym. W 1994 r., kiedy rządy obejmował Nelson Mandela, wiele wskazywało na to, że bogate państwo na południu Afryki może osiągnąć wielki sukces i stać się inspiracją dla innych afrykańskich krajów, jeżeli chodzi o pokojowe współistnienie różnych grup społecznych i budowę silnej gospodarki.
W wyniku wyborów, które odbyły się 27 kwietnia 1994 r., władzę w RPA przejął Afrykański Kongres Narodowy (ANC). Prezydentem został Nelson Mandela, który mianował dwóch wiceprezydentów. Byli to: Thabo Mbeki oraz Frederik de Klerk, ostatni „apartheidowski” przywódca kraju, który kilka lat wcześniej, mimo sprzeciwu części rządu, postanowił podjąć dialog z partią Mandeli.
Lata zamętu
„Niezapomniane obrazy z wyborów w 1994 r. to wijące się kolejki wyborców oraz tłumy wiwatujące na inauguracji Nelsona Mandeli jako pierwszego powszechnie wybranego prezydenta kraju – pisze Rod Alence w artykule »South Africa after Apartheid: The first decade«. – Ale zaledwie kilka tygodni wcześniej takie bajkowe zakończenie wydawało się nieprawdopodobne. Wiele grup sprzeciwiających się nowemu porządkowi było zdeterminowanych, aby zakłócić wybory w RPA. Na przykład rząd byłego bantustanu Bophuthatswana blokował przygotowania do wyborów i zgodził się je przeprowadzić, dopiero gdy na ich teren wysłano wojsko. Jeszcze bardziej złowieszcza sytuacja pojawiła się w regionie KwaZulu, gdzie półtora tygodnia przed planowanymi wyborami partia Inkatha (IFP) odmawiała współpracy. W związku z plotkami o magazynach broni, które miały być rozsiane po całym regionie, wielu obawiało się krwawej konfrontacji militarnej. Ponadto w przededniu wyborów biali ekstremiści zdetonowali bombę na międzynarodowym lotnisku w Johannesburgu”. A jednak, pomimo tak ogromnych emocji i rozchwiania politycznego, same wybory odbyły się w nadzwyczaj spokojnej atmosferze.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.