Krzysztof Kolumb płynął przez Atlantyk ponad dwa miesiące: od 3 sierpnia do 12 października 1492 r. W epoce żaglowców była to norma. Jeśli wiatry nie sprzyjały, to trzymiesięczna podróż nie była niczym wyjątkowym, ale zdarzało się też, że szybkie statki pocztowe docierały do Europy już w 16 dni. Ryzyko było duże nie tylko ze względu na niebezpieczeństwa nawigacyjne, lecz także z powodu chorób. „Mayflower” przewożący w 1620 r. ok. 130 „pielgrzymów” do Nowej Anglii zapewniał im tyle miejsca, ile cztery współczesne przegubowe autobusy miejskie, i taką samą liczbę toalet oraz pryszniców.
Parowce zaczęły regularnie pokonywać Atlantyk w 1840 r., a pionierem był „Great Western”, mający ponad 70 metrów długości i przewożący mniej więcej tyle pasażerów co „Mayflower”. Warunki były jednak dużo lepsze, a przede wszystkim napęd parowy oznaczał niezależność od wiatrów i przewidywalność. Przebycie 5625 km pomiędzy Liverpoolem a Nowym Jorkiem zajmowało mu dwa tygodnie, później szybkość statków stopniowo rosła, tak że przed pierwszą wojną światową podróż skróciła się trzykrotnie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.