Zabójcze "żyjątka"
  • Jakub OstromęckiAutor:Jakub Ostromęcki

Zabójcze "żyjątka"

Dodano: 
Ludwik Pasteur
Ludwik Pasteur Źródło: Wikimedia Commons
Medycy bardzo późno zrozumieli, że zwykłe mycie rąk i narzędzi chirurgicznych może uratować niezliczone istnienia ludzkie. Największe odkrycia w kwestii walki z drobnoustrojami były dziełem kompletnego przypadku

Antoniemu van Leeuwenhoekowi dni mijały na wypełnianiu obowiązków rajcy w niderlandzkim mieście Delft i prowadzeniu tam sklepu odzieżowego. Konstruktorem amatorem mikroskopów był głównie po godzinach. Jego przyrząd optyczny różnił się od współczesnych mikroskopów mniej więcej tak, jak bicykl od samochodu. Mikroskop van Leeuwenhoeka był płytką długości kilku centymetrów, w której Holender wywiercił otworek średnicy kilku milimetrów, umieszczając w nim malutką soczewkę, którą wcześniej pieczołowicie polerował całymi dniami. Leeuwenhoek patrzył przez soczewkę na badany obiekt, który znajdował się na końcu szpikulca po drugiej stronie płytki. Położenie szpikulca regulowało się dwoma śrubkami biegnącymi prostopadle do siebie. W ten sposób mikroskop Holendra powiększał obiekty 270 razy – żaden inny ówczesny przyrząd optyczny nie mógł się z nim równać po tym kątem.

Leeuwenhoek obserwował wszystko. Od pcheł i wszy, przez wole oczy, aż do ludzkiej krwi. Było to bardzo interesujące, ale jeszcze nie przełomowe. Pewnego dnia w 1675 r. kupiec na końcu swojej igły umieścił kroplę z deszczówki zebranej w brudnym garnku. Patrząc na nią, nie mógł wyjść z podziwu. Dostrzegł coś, co pieszczotliwie określił mianem „żyjątek” lub „stworzonek”. Tak oto stał się pierwszym człowiekiem, który zaobserwował bakterie.

Okazało się też, że prawidłowo obliczył ich długość, porównując ją z ziarenkiem piasku. Potem przyszedł czas na badanie własnego ciała, w tym osadu zebranego z zębów. „Wszystkich ludzi żyjących w naszych Zjednoczonych Niderlandach nie ma aż tylu, ile żywych zwierzątek, co je noszę w ustach dzisiejszego dnia” – puentował obserwacje. Leeuwenhoek dokonał wówczas kolejnego wiekopomnego odkrycia. Po zalaniu wymazu z własnej jamy ustnej octem winnym zauważył, że wirujące w nim bakterie zginęły.

Odkrycia Holendra były tak wielkie, że w 1680 r. pyszni Anglicy przyjęli go do Królewskiego Towarzystwa w Londynie dla Rozszerzenia Wiedzy o Przyrodzie. Człowieka nieznającego nie tylko angielskiego, lecz także łaciny, i do tego pochodzącego z kraju, z którym Anglia jeszcze kilka lat wcześniej toczyła krwawe zmagania na morzu.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.