„Wieczna chwała Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej!” – słyszałem jako dziecko, potem chłopiec, i wreszcie mężczyzna wciąż starszy i starszy. Myślałem już, że kompletnie zestarzeję się wraz z tym wzniosłym wezwaniem i w końcu umrę. A tu, patrzeć, zanim zdołałem się zestarzeć, przestaliśmy w Polsce świętować ten mit. Chociaż jeszcze po 1989 r. dominowała historiozofia pogrobowców, wedle której „komuniści w przeciwieństwie do faszystów chcieli dobrze”. Czy odnosi się to do o wiele większych stosów trupów, jakie to właśnie uczniowie Lenina, a nie Hitlera, po sobie zostawili?
Zagadki owej rewolucji zawsze mnie intrygowały. Dlaczego nazywano ją październikową, a w Polsce obchodzono jej rocznice w listopadzie? Dlaczego Władysław Broniewski pisał: „Już z »Aurory« wystrzał padł, odegrzmiał pokoleniom na całą Rosję, cały świat: Zwycięstwo! Wolność! LENIN!”, gdy faktycznie sami marynarze przyznali, że ów wystrzał ze „ślepaka” nie mógł w nic trafić ani być hasłem, bo nikt by go nie usłyszał w kanonadzie z twierdzy Pietropawłowskiej. (Jeszcze bardziej zagadkowe jest, dlaczego Broniewski – kawaler Virtuti Militari za 1920 r. – pisał takie bzdety).
Czytaj też:
Potworny rachunek za zwycięstwo nad III Rzeszą. Te liczby porażają
Wytłumaczeniem dla powierzenia „Aurorze” dziejowej roli mogła być jej rewolucyjna w istocie, choć z mitologii rzymskiej wzięta nazwa. „Jutrzenka” oznacza przecież zorzę poranną, brzask i świt, więc sami ponimajetie, towarzysze. Bolszewicka hałastra nie atakowała heroicznie Pałacu Zimowego tak, jak to ukazał w słynnym filmie Siergiej Eisenstein, tylko włamywała się cichcem od tyłu budynku. Cóż, jest prawda czasu i prawda ekranu. No i moskiewska „Prawda”.
Wreszcie Feliks Edmundowicz Dzierżyński, twórca ludobójczej Czeka, wielki patron późniejszych wcieleń sowieckiej policji politycznej – NKWD, KGB, FSB – na którego pomniku w Warszawie towarzysz Bierut kazał w 1951 r. umieścić słowa: „Feliks Dzierżyński to duma polskiego ruchu rewolucyjnego”. Za ostatnią ofiarę tego rewolucjonisty o sercu, jak pisano, nadzwyczaj wrażliwym można uznać młodziutkiego Emila Barchańskiego, którego polska bezpieka komunistyczna torturowała i zaszczuwała w stanie wojennym za pomalowanie rąk pomnika czerwoną farbą. Na początku czerwca 1982 r. zniekształcone zwłoki chłopca wyłowiono z Wisły.
W Rosji nadal czci się pamięć Feliksa Edmundowicza, choć zamordował on chyba więcej Rosjan niż nawet Iwan Groźny. A w Warszawie obalono jego pomnik w listopadzie 1989 r., i to bez krzty szacunku. Monument rozpadł się na trzy części, a przy okazji wyszło na jaw, że wcale nie odlano go z brązu, tylko zwykły, tani beton pokryto cienką blachą chemicznie pobrązowioną. I tak to jest też z monumentalnym mitem Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej, który pękł tak jak każde łgarstwo.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.