Kaźń bohaterów z AK. Zachód umył ręce wobec tej zbrodni
  • Marek GałęzowskiAutor:Marek Gałęzowski

Kaźń bohaterów z AK. Zachód umył ręce wobec tej zbrodni

Dodano: 

Niemal przez całą okupację niemiecką punktem kontaktowym podziemnego harcerstwa w powiecie wyszkowskim była kawiarnia, którą Jerzy Rytel prowadził z żoną Marią. Kiedy zaczęło im grozić aresztowanie, wyjechali do Warszawy, uprzedzając rychłą wizytę gestapo w maju 1944 r. Czas konspiracji dobiegał już jednak końca, a „Wit” ponownie miał ruszyć do walki z Niemcami w polu. W czasie akcji „Burza” dowodził kompanią „Szarych Szeregów” 32. pp AK, odtworzonego w Obszarze Warszawskim. Uczestniczył w zdobyciu Tłuszcza, a następnie utrzymaniu go, broniąc miasta przed Niemcami do połowy sierpnia. Po zajęciu tego obszaru przez Armię Czerwoną wraz ze swoją kompanią wycofał się do Wołomina i tam, zgodnie z wcześniej otrzymanym rozkazem, ponownie przeszedł do konspiracji, odtwarzając struktury „Szarych Szeregów”.

Nie trwało to długo. W październiku 1944 r. został aresztowany przez NKWD i 23 listopada skazany na karę śmierci przez sąd wojskowy II Frontu Białoruskiego. Jeszcze tego samego dnia harcmistrz Jerzy Rytel został zamordowany przez NKWD. Jego zwłok nigdy nie odnaleziono. Rodzina długo nie wiedziała o zbrodni przeciwko niemu dokonanej przez Sowietów. Jak wspominał Radosław Rytel, „dopiero po 9 latach żona otrzymała zdjęcie okupacyjne, które Jerzy miał zawsze przy sobie. Wręczył je kolega, który w podróży zatrzymał się we wsi ok. 60 km od Wołomina i w chacie za obrazem spostrzegł to zdjęcie. Gospodarz oświadczył, iż 23 listopada 1944 r. NKWD przywiozło 4 mężczyzn i zastrzelono ich, a jemu kazali pogrzebać. Przeszukując kieszenie, w poszukiwaniu dokumentów tożsamości, natrafił tylko na to zdjęcie. Nie wiedząc, co znim zrobić, zatknął je za ramę obrazu. Jest to niewątpliwy dowód, że Jerzy Rytel został w tym miejscu zamordowany i pogrzebany. Kolega przekazujący zdjęcie nie umiał jednak podać nazwy wsi, w niedługim czasie zmarł i do dzisiaj nie jest znane miejsce pogrzebania”....

Pułkownik „Janczar”

Aresztowania dokonane przez NKWD w czasie akcji „Burza” na wschodnim Mazowszu nie przerwały tam, jak widzieliśmy, działalności niepodległościowej AK. Oporem przeciw nowemu okupantowi na tym terenie, odpowiadającemu mniej więcej obszarowi Podokręgu Wschodniego Obszaru Warszawskiego AK, kierował od sierpnia 1944 r. ppłk Lucjan Antoni Szymański „Janczar”.

Czytaj też:
„Ruskie jadą!”. Największa zbrodnia na Polakach po II wojnie światowej

Ten pochodzący z Kamieńca Podolskiego oficer, żołnierz I Korpusu Polskiego w Rosji gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego, od początku 1919 r. służył w kawalerii Wojska Polskiego, uczestnicząc w wojnach o granice Rzeczypospolitej aż do zakończenia walk na froncie bolszewickim. Mianowany podporucznikiem, pozostał w czynnej służbie wojskowej – m.in. w 3. Pułku Strzelców Konnych i jako instruktor w Oficerskiej Szkole dla Podoficerów w Bydgoszczy. Był znakomitym oficerem kawalerii, o czym świadczyły opinie przełożonych. Wśród jego cech wymieniano: bardzo wysoką inteligencję, oczytanie, bardzo dużą ideowość, obowiązkowość, samodzielność, energię i inicjatywę. „Wyjątkowo pracowity i sumienny o nadzwyczajnej ambicji pracy. Oficer o wielkim zamiłowaniu do swego fachu”, cieszący się, mimo młodego wieku, „szacunkiem i powagą wśród kolegów i przełożonych. Towarzysko b. wyrobiony, przez kolegów bardzo lubiany” – pisano w opinii z 1925 r. „Wybitny oficer” – oceniano w 1933 r., kiedy służył w kawalerii Korpusu Ochrony Pogranicza.

We wrześniu 1939 r. był jako major II zastępcą dowódcy 11. Pułku Ułanów w składzie Mazowieckiej Brygady Kawalerii, bohatersko walczącego z Niemcami do ostatnich dni września 1939 r. Wzięty do niewoli, zbiegł i przystąpił do konspiracji. Znakomity oficer ZWZ-AK, po wkroczeniu Sowietów pozostał na posterunku. W meldunku z 21 listopada 1944 r. do gen. Leopolda Okulickiego podkreślał gotowość kontynuowania oporu przeciw nowemu okupantowi: „Warunki naszej pracy są b. ciężkie, ale będziemy nadal ją prowadzić. Pozostali nasi najdzielniejsi ludzie widzą w nas oparcie i potrzebują kierownictwa. Nigdy nie zrezygnujemy z okazania im tego. Proszę Pana Generała o dodanie otuchy, informacje i najniezbędniejszą pomoc. Do Berlinga bez wyraźnego rozkazu nie wejdę, jak również nie wydam rozkazu stawiennictwa, lecz odwołam zakaz wstępowania do Berlinga, z tym że pozostawię to sumieniu każdego żołnierza AK. Armia Żymierskiego to hańba munduru polskiego plugawionego przez NKWD i Moskali dowódców […]. Wszystkie powiaty są obsadzone pozostałymi K.O. [komendantami okręgów – przyp. M.G.], względnie zastępcami. Rozpocząłem akcję likwidacji kanalii. Janczar”.

Miesiąc później, w Wigilię 1944 r., UB na czele z Józefem Światłą aresztował ppłk. Szymańskiego w Węgrowie. Miejsce pobytu ujawniła schwytana przez Światłę łączniczka, którą bito i szantażowano losem jej malutkiego dziecka. Więziony w komunistycznej katowni w Siedlcach i torturowany, ppłk „Janczar” został następnie wywieziony do Warszawy. Tam przetrzymywano go w areszcie śledczym przy ul. 11 Listopada. Tam też został powieszony 5 marca 1945 r. Z relacji świadka, przytoczonej przez Małgorzatę Szejnert w książce „Śród żywych duchów”, wiadomo, że pułkownika „wieszano na gałęzi ze trzy razy, bo albo się sznur urwał, albo gałąź złamała. Zamęczono go”. Zwłoki pochowano pod ścianą więzienia. Dotychczas nie zostały odnalezione.

Troska Roosevelta

Los ppłk. Lucjana Szymańskiego, 14 sierpnia 2017 r. pośmiertnie mianowanego przez prezydenta RP Andrzeja Dudę pułkownikiem, podzieliło wielu jego podkomendnych. 18 kwietnia 1945 r. komuniści porwali z domów w Siedlcach i zamordowali 20 ludzi, których jedynie podejrzewali o to, że ci byli żołnierzami AK. Innych zamknięto w miejscowym więzieniu. „W Siedlcach więźniowie polityczni trzymani są […] w okropnych warunkach: otwory okienne są zamurowane, prycz nie ma, więźniowie stoją po kolana w wodzie. Poddaje się ich torturom. O ile kto wyjdzie z tej kaźni, to bez zębów, z połamanymi kończynami lub żebrami” – informował władze polskie komendant obwodu Mińsk Mazowiecki kpt. Walenty Suda.

Czytaj też:
Tajna teczka Stalina. Tyran mordował, by ukryć szokującą prawdę o swojej młodości?

Podobnych zbrodni dokonano w wielu innych miejscach zajętych przez Sowietów. Jesienią 1944 r. na Rzeszowszczyźnie zamordowano m.in. oficera dywersji Obwodu AK Przeworsk Bolesława Płachcińskiego, ks. Michała Pilipca i Władysława Skubisza „Pingwina”. Ostatni z nich zaledwie kilka miesięcy wcześniej, w samo południe 25 maja 1944 r., w ramach akcji „Kośba” dokonał w Rzeszowie udanego zamachu na dwóch miejscowych, wyjątkowo okrutnych gestapowców. Po wejściu Sowietów „ten autentyczny rzeszowski bohater”, jak napisał Jan Łopuski, został aresztowany i wraz z trzema innymi żołnierzami AK skazany na śmierć przez Wojenny Trybunał I Ukraińskiego Frontu. Zwłok ich nigdy nie odnaleziono. Głównym miejscem zbrodni komunistycznych na Rzeszowszczyźnie była Turza. Jesienią 1944 r. NKWD zamordowało tam ok. 300 osób. Podobne miejsca kaźni polskich patriotów znajdowały się także w innych częściach Polski, zajętych przez Sowietów, chroniących rządy komunistyczne – chociażby w Kąkolewnicy na Podlasiu.

Taki był los polskich żołnierzy niezłomnych, wiernych złożonej przysiędze AK: „Przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił aż do ofiary mego życia”.

Skala mordów, dokonanych jeszcze w czasie trwania wojny przez Sowietów i ich sojuszników z PPR na żołnierzach Armii Krajowej – części Polskich Sił Zbrojnych, która od 1939 r. walczyła z Niemcami – była porażająca. Władze polskie na uchodźstwie informowały o tych prześladowaniach zachodnich sprzymierzeńców Polski. I tak m.in. 3 lutego 1945 r. premier rządu RP Tomasz Arciszewski napisał do prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina D. Roosevelta prośbę o interwencję w sprawie żołnierzy AK, prześladowanych przez okupanta sowieckiego i podległe mu władze komunistyczne:„Dziś zagrożone jest życie tych żołnierzy dlatego, że uznają niepodległy, legalny Rząd Polski i dlatego, że niezachwianie żądają uznania swych praw jako ludzie i obywatele. Przeto proszę Pana, aby Pan wymógł na rządzie sowieckim, którego wojska okupują obecnie polskie terytorium, aby dał dowód prawdziwej dobrej woli porozumienia z Polską i aby zapobiegł wykonywaniu zbrodniczych planów Rządu Lubelskiego”.

Na ten dramatyczny apel prezydent Roosevelt odpowiedział polskiemu premierowi tymi słowy: „Może Pan być pewnym, że sprawy Polski były rozważane na naszej konferencji na Krymie z wielką troską i życzliwością”.

Artykuł został opublikowany w 11/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.