Najbardziej tajna machina Kremla. Tak samo skuteczna od czasów carów

Najbardziej tajna machina Kremla. Tak samo skuteczna od czasów carów

Dodano: 

W efekcie tych studiów powstał obszerny raport naczelnika Zarządu Głównego Lotnictwa Wojskowego Armii Czerwonej, gen. lotnictwa Ryczagowa, adresowany do naczelnika Sztabu Generalnego Armii Czerwonej, generała armii Miereckowa z 24 października 1940 r., który w swej wymowie był dość miażdżący dla Sowietów. Stwierdzono w nim bowiem, że samoloty niemieckie są zdecydowanie wyższej jakości, bardziej sprawne, niezawodne i prostsze w obsłudze. Również podobnie brzmią wnioski z tych badań, gdyż naczelnik Zarządu Głównego Lotnictwa Wojskowego wprost sugeruje, by niemieckie rozwiązania przyswoił sobie sowiecki przemysł zbrojeniowy, co niewątpliwie nastąpiło w późniejszym czasie w różnych zresztą jego dziedzinach.

Ekipa egzekutorów NKWD w Dowbyszu. Noszone przez nich zegarki są nagrodą za gorliwe spełnianieroli katów

Chłopki roztropki?

W Polsce od niepamiętnych lat istniał stereotyp Rosjanina jako osobnika prostackiego, mało bystrego, nad którym moralnie i intelektualnie górowali nasz szlachcic, inteligent, polityk, a nawet człowiek pospolity. W jednej z rosyjskich książek poświęconych historii sowieckich służb specjalnych znalazłem grupowe zdjęcie uczestników kursu dla pracowników wywiadu. Ot, takie sobie chłopki roztropki i rumiane, o typowo chłopskiej urodzie kobiety, co też we mnie obudziło podobne refleksje. Jednak lekceważące podejście bywa niebezpieczne. Zarówno sowieckie, a wcześniej carskie, jak i zupełnie współczesne putinowskie służby od wieków należą do najlepszych na świecie.

I oni mieli swoje sposoby, by otumanić chyba każdego.

„Gdy rewolucja osiągać zacznie swe cele, przyjdzie ewolucja. Czy sądzisz, że październikowa rewolucja jak przejdzie poprzez Paryż, Londyn, Rzym, Nowy Jork, to ona będzie taką samą i tak krwawą jak ta dzisiejsza, ta, która swe istnienie zaczęła w Petersburgu i Moskwie? – mówił Ławrientij Beria do gen. Mieczysława Boruty-Spiechowicza na Łubiance w 1940 r., usiłując go przekonać, by objął dowództwo nad tworzoną wówczas polską jednostką. – Wierzę, że stanie się ona jedynym ruchem świata – świata ludzi pracy”.

Lub ten sam Beria w rozmowie z księciem Januszem Radziwiłłem na Łubiance w 1939 r.:

„Przeczytałem z prawdziwym zainteresowaniem wszystko, co pan napisał. W ogóle nie mamy nic przeciw panu i w zasadzie nie zamierzamy dłużej go tu trzymać. W razie czego jakby pan swoją osobą zadysponował?”.

Przyjrzyjmy się sposobowi przekonywania jeńców stosowanemu w Kozielsku i wizji antyniemieckiego powstania na ziemiach polskich, opisaną przez ppłk. dr. Tadeusza Felsztyna:

„Jedyny więc ratunek dla Polski, to Rosja – starał się przekonać Polaka sowiecki śledczy. – My nie możemy w naszym słowiańskim sercu patrzeć spokojnie, jak Niemcy gnębią naród polski. Rosja chce podać Polakom bratnią dłoń pomocy. Gdy nadejdzie chwila, a nadejdzie na pewno, dostarczymy Polakom broni, ażeby mogli powstać przeciw Niemcom, i przyjdziemy im ze zbrojną pomocą. Trzeba jednak, by w Polsce byli ludzie, którzy potrafią, gdy nadejdzie czas, poderwać naród do czynu. Pan jest patriotą i kocha swój naród. Może więc Pan odegrać wspaniałą rolę w jego odrodzeniu. Proszę tylko nam zaufać”.

As sowieckiego wywiadu Wasilij Zarubin to postać niewątpliwie wybitna i utalentowana, i tacy właśnie ludzie budowali wielkość sowieckiego imperium. Charakteryzując jego sylwetkę – a był on zapewne jednym z architektów zbrodni katyńskiej, następnie zaś kierował siatką sowiecką w USA, która wykradła plan bomby A – profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, Stanisław Swianiewicz tak opisał swoje wrażenia z rozmów z nim: „Człowiek kulturalny, władający językami, bardzo przyjemny w konwersacji. Przypominał w pewnym stopniu typ wykształconych oficerów żandarmerii carskiej, których w szczególnych warunkach mego dzieciństwa zdarzało mi się czasami spotykać na gruncie towarzyskim […]. Kombrig przyjął mnie bardzo uprzejmie […]. Nasza rozmowa trwała z górą dwie godziny. Trudno było mi ustalić, co go przede wszystkim interesowało […]. Poza tym jednak przeskakiwał z tematu na temat, macał mnie intelektualnie z różnych stron w sposób bardzo inteligentny”.

Podobną opinię o Zarubinie ma inny wykształcony jeniec Kozielska, wspomniany ppłk Felsztyn: „Kombrig mówił bardzo dobrze po angielsku i po niemiecku. Po francusku nie mówił. Maniery miał europejskie i robił wrażenie człowieka, który bywał w cywilizowanym świecie. W przeciwieństwie do większości politruków orientował się w stosunkach państw cywilizowanych […]. Trudno było się zorientować z przesłuchań, o co kombrigowi chodziło. Wachlarz pytań był tak szeroki, że mogło w nim pomieścić się wszystko... A kombrig w rozmowie z nami przybierał maskę dobrotliwego i współczującego nam opiekuna i od czasu do czasu istotnie wyrządzał przysługi”.

Ciekawymi refleksjami na temat agentów podzielił się w ostatnich latach oficer prowadzący Piątkę z Cambridge, Jurij Modin: „W filmach, książkach i gazetach zwykle przedstawia się tajnych agentów jako błyskotliwych nadludzi. W swoim życiu widziałem wielu szpiegów i dlatego uważam, że nie ma nic odleglejszego od prawdy. Na ogół ich poziom intelektualny pozostawia wiele do życzenia. Wiem z doświadczenia, że wysoki współczynnik inteligencji nigdy nie stanowi głównego kryterium przy rekrutacji kogoś na agenta, który w istocie jest po prostu kimś w rodzaju żołnierza. Z drugiej strony dobry szpieg musi mieć pewne cechy, których trudno oczekiwać od żołnierza. Na przykład powinien być dziecinny, radosny i psotny. Trudno w to uwierzyć, ale taka jest prawda. Infantylizm pomoże mu działać pod nieustanną presją, która stanowi integralną część tej pracy”.

Wygląda to na fałszywy trop. Na razie jednak szpieg zawsze pozostaje szpiegiem, nawet na emeryturze i po śmierci.

Artykuł został opublikowany w 9/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.