Najlepsi obrońcy Rzeczypospolitej. Dlaczego husaria w końcu poległa?
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Najlepsi obrońcy Rzeczypospolitej. Dlaczego husaria w końcu poległa?

Dodano: 

Koszty te musiały być z czegoś finansowane. Niewielki i z rzadka wypłacany żołd dla towarzyszy przysługiwał tylko na poczet, czyli przeważnie trzech husarzy. Nietrudno się domyślić, że reszta wydatków pokrywana były z dochodów szlachty pochodzących głównie z pańszczyźnianej pracy chłopów.

System oparty na takich zasadach nie mógł trwać w nieskończoność. Wraz z kłopotami Rzeczypospolitej zaczęły się również kłopoty husarii. Pierwsze ostrzeżenie, że nieliczna husaria może już nie wystarczać przeciw masom zmotywowanej i mającej doświadczenie bojowe piechoty otrzymane podczas powstania Chmielnickiego poszło na marne. Jak pisze autor: „Cóż z tego, że husaria w otwartym polu nie miała sobie równych, gdy wcale nie trzeba było walczyć w ten sposób?”.

Później było już tylko gorzej. Straty ponoszone w bitwach, w których coraz bardziej skuteczna była piechota, zaczynały być nie do odrobienia. Chronicznie nieopłacani żołnierze zawiązywali konfederacje. Zamiast walczyć, okupowali dobra królewskie i kościelne, wyciskając z nich pieniądze. W początkach XVIII w. powszechne już było wystawianie do służby opłaconych zastępców, którzy nie palili się do walki. Upadało też szkolenie. Husarze, patrząc na idący od magnatów przykład, kompletnie zaniedbywali ten obowiązek. Coraz mniej było doświadczonych żołnierzy, od których można się było uczyć. Formacja, której skuteczność oparta była na szczytnych zasadach, bez nich nie nadawała się do walki. Za czasów Augusta III husaria była już nazywana żołnierzami pogrzebowymi, bo nadawali się już jedynie do wystawiania wspaniałych asyst na tych ceremoniach.

Kopia kontra kula

Nie ma natomiast racji autor pisząc, że to nie broń palna wyeliminowała husarię z pola walki. Ołowiane kule początkowo nie były w stanie przebić husarskich pancerzy i zatrzymać szarży. Jednak doskonalenie broni palnej i taktyki piechoty ostatecznie usunęły na margines formacje kawaleryjskie w całej Europie. Elitarne jednostki husarii - kosztowne i wymagające długotrwałego szkolenia musiały ustąpić licznym formacjom piechoty formowanej z niższych warstw społecznych. Na wyszkolenie husarza potrzeba było lat.

Czytaj też:
Jeden przeciw 150. Tak walczyli husarze Marcina Kazanowskiego

W husarię szlachcic musiał wrastać od dziecka. Chłopa można było dosłownie oderwać od pługa, wręczyć tani, masowo produkowany muszkiet i w kilka miesięcy wyszkolić na skutecznego żołnierza. Jednorazowa husarska kopia, żmudnie i długo drążona w środku była koszmarnie drogą bronią. Tanie kule do muszkietów można było odlewać nawet w polu. Żołnierze, uformowani w czworoboki najeżone pikami, a później bagnetami, ziejące masą kul, wystrzelonych choćby i mniej więcej w kierunku szarżujących jeźdźców, w końcu zaczęli ich skutecznie zatrzymywać.

Bez szans?

Największą liczbę husarzy Rzeczpospolita mogła wystawić w 1621 r. i było to ok. 8 tys. Po uchwałach Sejmu Niemego w 1717 r. liczebność wojska Rzeczpospolitej ustalono na 24 tys. Faktycznie było to jedynie 16 tys. żołnierzy. Z tego 55% w Koronie, a 63% na Litwie stanowiła jazda. Gdzież im do ok. 50 tys. poborowych Fryderyka Wilhelma I z tego samego okresu. Później te proporcje jeszcze się zwiększają na niekorzyść Rzeczpospolitej. Prusy w 1739 r. dysponują ponad 80 tys., Austria 100 tys. a Rosja 130 tys. dobrze wyszkolonych i wyposażonych żołnierzy. Wobec tych liczb, ówczesny tysiąc towarzyszy husarskich nie mógł nic poradzić, nawet jeśli potrafił w polu rozbić dziesięciokrotnie większe siły. Nieszczęścia dopełniały archaiczne zasady, na których zorganizowane było wojsko i zła sytuacja ekonomiczna Rzeczypospolitej. Kwitły natomiast prywatne armie magnatów.

Od razu też nasuwa się pytanie, czy Rzeczpospolita byłaby w stanie się obronić przed sąsiadami, gdyby poszła z duchem czasu i zreformowała swoją armię na wzór zachodnioeuropejski? A w tym i swój najdroższy rodzaj wojska ? Oczywiście nie mogłoby się to obyć bez generalnych reform państwa, zwłaszcza przełamania supremacji szlachty. Ale na to pytanie w książce nie znajdziemy odpowiedzi. Przede wszystkim jest to historia husarii - najpiękniejszej jazdy w Europie. Wspaniałej formacji, jednej z najskuteczniejszej w historii wojen. Do czasu. Pogrzebowe wojsko w chwilach najcięższej próby przydało się Rzeczpospolitej jak umarłemu kadzidło. Husaria była wtedy nieliczna i archaiczna. Przez Europę galopowała już nowoczesność, której husarscy towarzysze nijak nie byli w stanie dogonić.

Radosław Sikora Husaria. Duma polskiego oręża. Znak Horyzont, Kraków 2019