Patriotyczny Mel Gibson. Dlaczego amerykański hit pomija te zbrodnie?

Patriotyczny Mel Gibson. Dlaczego amerykański hit pomija te zbrodnie?

Dodano: 

W filmie Martin wspomina swoją traumę z tamtej wojny – mówi jednak o torturowaniu czirokeskich wojowników i francuskich ochotników w zemście za bestialstwa popełnione przez nich dzień wcześniej. Francis Marion miał zatem na sumieniu więcej niż Benjamin Martin, na pewno jednak nie tyle, ile przypisują mu brytyjscy krytycy filmu.

Francis Marion i Benjamin Martin mijają się też w kwestii pacyfizmu. Marion nie stał się po wojnie z Czirokezami pacyfistą. Głosował za wojną z Londynem i przyjął dowództwo jednego z pododdziałów bez „dodatkowej motywacji” w postaci chęci pomszczenia syna.

Dragon potwór

Pułkownik William Tavington jest dowódcą brytyjskich dragonów o aparycji satanisty podrywacza. Jak wyznaje Cornwalisowi: „Mój ojciec zhańbił ród, a mnie samego pozbawił dzieciństwa”. Co dokładnie przeżył Tavington – nie wiadomo. Dość, że powstańców traktuje z zimnym okrucieństwem, a w przypominaniu Martinowi śmierci syna znajduje sadystyczną przyjemność. Jest perfidny. Rozkaz podpalenia kościoła pełnego kolonistów wydaje żołnierzowi pochodzącemu z ich miasteczka. Twardziel – do boju pod Cowpens rusza z rozoranym kulą bokiem. Ów sztandarowy bad guy wzorowany jest na postaci Banastre Tarletona, dowódcy sił brytyjskich na południu. Tarleton nie był bestią straszniejszą od innych dowódców lokalnych milicji tamtej wojny. Gdy zdobywał Charleston zwolnił wszystkich jeńców warunkowo (mieli nigdy więcej nie podnosić ręki na Koronę), zaś oficerów zatrzymał do czasu wymiany na jeńców brytyjskich. Przez swoich dragonów był lubiany.

Jak jednak pisze Rubin: „Jego imię szybko stało się synonimem brutalności”, do czego przyczyniła się oczywiście bitwa pod Waxhaws. Amerykańscy historycy dekonstruują jednakowoż mit Tarletona – potwora, przypominając, iż dowodzenie kawalerią w działaniach nieregularnych musi skończyć się prędzej czy później jakimiś aktami żołnierskiej samowoli. Pod Waxhaws pod Tarletonem ubito konia. Żołnierze wpadli w furię, myśląc, że właśnie zabito ich dowódcę. Sam Tarleton, żyw przecież, nie mógł przez długi czas powstrzymać ich agresji, która skupiła się na poddających się Amerykanach. J.A. Scotti kwestionuje w ogóle samą masakrę pod Waxhaws, uznając ją za wymysł lub wyolbrzymienie ówczesnej amerykańskiej propagandy.

Czytaj też:
Kit Carson - (nie)zapomniany bohater Dzikiego Zachodu

Na Tarletonie ciąży jeden czysto bandycki czyn, nieporównywalny jednak z tym, co wyprawia Tavington w filmie. Brytyjczyk natknął się kiedyś ma dom lokalnego dowódcy amerykańskiego Thomasa Sumtera. Spalił posiadłość, a sparaliżowanej żonie Amerykanina kazał patrzeć na ów akt dewastacji, zostawiając ją pośród zgliszcz. Kobieta nie umarła z głodu tylko dlatego, że ukradkiem jeden z żołnierzy włożył jej pod krzesło kawałek szynki. Sumter (zresztą półanalfabeta) palił z kolei posiadłości lojalistów. Za rok służby jego pułkownicy otrzymywali trzech niewolników ze zrabowanych dóbr, kapitanowie dwóch, porucznicy „półtora”, a szeregowcy jednego na 10 miesięcy.

Narodziny narodu

Najstarszy syn Martina wchodzi do kościoła podczas mszy. Zbiera ochotników do oddziałów swojego ojca. Mężczyźni, zrazu niechętni, zostają zbesztani za brak patriotyzmu przez jedną z niewiast – zakochaną zresztą na umór w młodym żołnierzu. Zawstydzeni obywatele zgłaszają się zatem do partyzantki. W tym samym momencie Martin starszy rekrutuje do powstańczych szeregów w mętnej spelunie. Szybko przekonuje się o panujących w niej nastrojach politycznych: na prowokacyjny okrzyk sławiący króla biesiadnicy reagują salwą rzuconych siekier, noży, kufli. Oddajmy głos Rubinowi: „W powszechnym mniemaniu rewolucja amerykańska to konflikt bazujący na wzniosłych i przemyślanych motywach. Jeśli nawet w niektórych przypadkach była to prawda, to częściej ludzie sięgali po broń, by pomścić zniewagi zadane im samym, rodzinom lub przyjaciołom”. Po masakrze pod Waxhaws mieszkańcy Karoliny, do tej pory neutralni, zaciągnęli się do milicji aby mścić się na Brytyjczykach. Ich dowódca – Daniel Morgan był dobrym socjologiem: wiedział, że łatwiej przekonać ziomków, by walczyli przeciw „Tarletonowi” niż przeciwko „Brytyjczykom”.

Nie można natomiast niczego zarzucić wątkowi niewolniczemu w filmie. Istotnie, wyzwoleńców można było znaleźć po obu stronach konfliktu. Według niektórych świadków pod Yorktown co czarty żołnierz armii amerykańskiej miał być niewolnikiem. Nie było też przeszkód, aby relacje pan – niewolnik układały się harmonijnie, tak jak w przypadku filmowego Martina. Nawet na południu bywało tak, że plantatorzy wyzwalali czarnych – choćby wzorem Rzymian – w nagrodę za pomnożenie majątku plantatora. Obok niewolników, którym się poszczęściło, istniała oczywiście cała rzesza nieszczęśników cierpiących z powodu działań wojennych tak samo jak reszta społeczeństwa.

Artykuł został opublikowany w 12/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.