Jacek Komuda
Konflikt, który rozgorzał drugiego dnia obrony pomiędzy dowódcą mjr. Henrykiem Sucharskim a jego zastępcą kpt. Franciszkiem Dąbrowskim, jest faktem historycznym. Próbował go udowodnić w licznych artykułach Janusz Roszko, stając się celem licznych ataków. Po nim temat nakreślił Mariusz Borowiak w książce „Westerplatte: W obronie prawdy”, która również stała się celem nagonki.
Ostatecznie obraz dramatycznych wydarzeń dopełniły prace Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego „Westerplatte 1939: prawdziwa historia” i kilku innych autorów. Jednak próby rewizji obrony Westerplatte spotykały się z zaciekłym oporem ludzi związanych z dawnym systemem, takich jak Stanisława Górnikiewicz-Kurowska, Paweł Dzianisz i inni. Komunistyczna historiografia wykreowała bowiem Sucharskiego na heroicznego i jedynego dowódcę obrony Westerplatte, gdyż miał odpowiednie – czyli chłopskie – pochodzenie. Pominięto niewygodne fakty: że był ambitnym pozerem, zdystansowanym wobec podwładnych, związanym z wywiadem wojskowym II Rzeczypospolitej. Sucharski jednak milczał, gdyż schorowany umarł zaraz po wojnie, w 1946 r. Tymczasem dramatyczny konflikt, który wybuchł w Wojskowej Składnicy, był starciem dwóch ludzi różniących się prawie wszystkim, nade wszystko zaś – życiorysem.(…)
Bunt oficera
Mariusz Borowiak podaje, że Sucharski nie do końca ufał Dąbrowskiemu. Czy jednak z tego powodu nie podzielił się z nim informacją, którą 31 sierpnia przekazał mu Sobociński – że wojna zacznie się następnego dnia rano i nie będzie odsieczy? Sucharski nie powiedział o tym nikomu. O ile tę dramatyczną decyzję można jeszcze obronić – być może nie chciał osłabiać morale w obliczu nadchodzącej wojny – o tyle następne działania są zagadkowe. Wiedząc, że rano grozi atak, nie wzmocnił placówek, pozostawiając nieobsadzoną znaczną część stanowisk – np. Fort, Przystań, wartownie nr 3 i 6. Dlatego ich załogi musiały następnego dnia przedzierać się przez ostrzał ciężkich karabinów i działek z Nowego Portu, aby zająć stanowiska, zamiast spokojnie oczekiwać w nich niemieckiego ataku. Być może major przeżył pierwszy kryzys psychiczny – był wszak człowiekiem schorowanym, czego nie ujawniał przed otoczeniem. Oczywiście między bajki można włożyć tezy, że zdradził albo był agentem niemieckiego wywiadu. Nie można jednak wykluczyć, że zabrnął w jakieś gry wywiadowcze albo był szantażowany. A może po prostu, tak jak wielu dowódców w 1939 r., do samego końca nie wierzył w wybuch wojny. Tak czy inaczej, jak pisze Borowiak: „zamierzał wypełnić rozkaz Edwarda Rydza-Śmigłego – wytrwać 12 godzin. Po dotrzymaniu przyrzeczenia nie wahał się z podjęciem decyzji o kapitulacji”.
Nie brał jednak pod rozwagę, że jego podwładni będą mieli odmienne zdanie w tej kwestii. Aż do 2 września nie dochodziło do istotnych spięć między Sucharskim a Dąbrowskim. Gdy Niemcy przeprowadzili bombardowanie, które wywołało panikę niektórych żołnierzy, komendant załamał się psychicznie i nakazał wywieszenie białej flagi i spalenie dokumentów, w tym książek szyfrów. Kiedy zobaczył to kapitan, nakazał zdjąć białą szmatę; doszło do zamieszania – zabito sprzeciwiającego się temu kpr. Gęburę. Gdy Sucharski dowiedział się o tym, dostał ataku epileptycznego – Dąbrowski i Grodecki przywiązali go pasami do łóżka, wezwali dr. Słabego, który dał komendantowi coś na uspokojenie.
(…)
Jak rozwijał się konflikt między oficerami? Jakie były jego konsekwencje? Jak wyglądała kampania fałszowania historii obrony Westerplatte?
Cały tekst w najnowszym numerze miesięcznika "Historia Do Rzeczy". Już w kioskach!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.