Tkwiąc w naiwnej nieświadomości, uznał, że jedynym sposobem wymierzenia sprawiedliwości będzie przekazanie swoich ustaleń najwyższym władzom w Moskwie. Już wcześniej nawiązał współpracę ze smoleńskim radiem, a teraz miał nadzieję uzupełnić ją o tygodnik „Moskowskije Nowosti”, który publikował pierwsze artykuły o zbrodni katyńskiej. Był to czas, kiedy wolno już było o niej mówić i pisać, ale bez wskazania prawdziwego winnego. Jednak materiały Zakirowa zostały zablokowane na żądanie Kremla, lecz o nim samym napisał Giennadij Żaworonkow z „Moskowskich Nowostiach”.
Los w Polsce
Zakirow nie miał pojęcia, że Polacy wiedzą, iż to nie Niemcy, lecz Sowieci dokonali zbrodni i że prowadzą własne dochodzenie. Sądził, że jest zupełnie samotny i bezskutecznie szukał kontaktu z Polakami. Wreszcie sami do niego dotarli. Korespondentka polskich mediów Krystyna Kurczab-Redlich i konsul Michał Żurawski – szukający z nim kontaktu po artykule Żaworonkowa – odwiedzili go pewnego wieczoru w domu i zapewnili, że udzielą mu wszelkiej pomocy, a państwo polskie bierze go pod ochronę. Marcel Łoziński nakręcił pierwszy film o Zakirowie. Do badań włączył się też Memoriał.
Gorbaczow zamierzał zniszczyć znajdujące się w jego archiwum dokumenty katyńskie, ale było już za późno. Dochodzenia dziennikarzy, odnalezienie i skopiowanie list wysyłkowych z obozów jenieckich do miejsc straceń przez pracownika akademii wojskowej Jurija Zorię oraz akcja Zakirowa wymusiły przyznanie w kwietniu 1990 r., że to Związek Sowiecki ponosi odpowiedzialność za Katyń. Nie znałem jeszcze Zakirowa, pisząc „Katyń. Zbrodnia i kłamstwo”, ale zadedykowałem tę książkę właśnie „Olegowi Zakirowowi, wnukowi wroga ludu, majorowi KGB, który dla wyjaśnienia sprawy katyńskiej poświęcił więcej niż ktokolwiek z żyjących”.
Zakirow kontynuował badania mimo przeszkód stawianych przez smoleńskie KGB, nie bez inspiracji Moskwy. W 1990 r. wystąpił z partii, a rok później uznano go za niezdolnego do służby z racji „schizofrenii o przedłużonym działaniu”. W następnych latach przeżył dwa zamachy na swoje życie, aż wreszcie w 1998 r. dołączył do żony Galiny i córki Łarisy przebywających w Polsce.
Czytaj też:
Rzeź NKWD na Polakach z syberyjskiego Białegostoku. Wymordowano wszystkich mężczyzn
Pierwsze lata w Polsce położyły się cieniem na dalszym życiu Zakirowa. Polscy przyjaciele zostali w Moskwie, a tutaj nikt o nim nie słyszał ani nie chciał mu pomóc. Żył w nędzy i doszło do tego, że żebrał. Wreszcie (z pomocą dziennikarzy) w 2002 r. otrzymał polskie obywatelstwo i rentę państwową, a rok później Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (w 2010 r. także Krzyż Oficerski). Chciał jednak pracować dla Polski, ale nie znalazła się instytucja (włącznie z IPN), która wykorzystałaby jego wiedzę i umiejętności. W 2010 r. wydał autobiografię „Obcy element”, ale już wtedy był zrezygnowany i zgorzkniały. Odrzucał zaproszenia na spotkania, zamknął się w sobie, oddawał mistycznym rozważaniom (jako niemowlę był ochrzczony w cerkwi) i nie widział dla siebie przyszłości.
My, jego przyjaciele, próbowaliśmy wyciągnąć Olega z tego stanu, niestety bez powodzenia. Ożywiał się na krótko tylko wtedy, kiedy prosiliśmy go o informacje lub opinię. Sam wiele mu zawdzięczałem przy pisaniu II części „Gibraltaru i Katynia”, kiedy się okazało, że jego wcześniejsze odkrycia potwierdzają kierunek moich badań. „Z cebe byłby dobry sledczy” – napisał mi wtedy tą swoją rosyjską polszczyzną. Niezmiernie się ożywił na wieść o „Zatajonym Katyniu 1941”, robiąc sobie przy tym wyrzuty, że swego czasu zlekceważył świadka, który sam się do niego zgłosił. Pocieszałem go, że zachował się profesjonalnie, bo w ówczesnych okolicznościach każdy by się obawiał, iż to prowokator nasłany przez KGB.
Oleg Zakirow przez całe życie był „obcym elementem”: jako Uzbek wśród Rosjan, jako Rosjanin wśród Uzbeków, jako sprawiedliwy wśród zakłamanych i jako „Sowiet” wśród Polaków.
Zmarł w Wielkanoc [2017 r.] w samotności, bo córka od wielu lat, a żona od dwóch mieszkają za granicą. Byłem ostatnią osobą, która wymieniła z nim e-maile – życzenia wielkanocne…
Był uczciwy i odważny. Idealista.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.