Zamach na Skałona. Zemsta trzech kobiet za wieszanie polskich patriotów
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Zamach na Skałona. Zemsta trzech kobiet za wieszanie polskich patriotów

Dodano: 

Skoro nigdy nie było wiadomo, kiedy gubernator będzie wyjeżdżał ze swojej siedziby, a trasa jego przejazdu była zawsze bardzo strzeżona, Mańkowski postanowił stworzyć taką sytuację, by Skałon pojawił się z całą pewnością w określonym przez zamachowców miejscu i czasie. A tam czekałaby na niego śmiertelna pułapka. Pomysł był wyrafinowany. Znieważenie Gustawa Lechrenfelda, niemieckiego wicekonsula w Warszawie, przez rosyjskiego oficera wymagało przeprosin i wyrazów ubolewania, które powinien złożyć Skałon, gdy wybierał się do dyplomaty.

Wot tiebie, mać twaju…

Lechrenfeld mieszkał przy ul. Natolińskiej 9, w dzielnicy zamieszkanej głównie przez Rosjan, co dodatkowo podnosiło szanse powodzenia akcji. Miejsce to nie było bowiem tak ściśle kontrolowane. Na tej samej ulicy, pod numerem 12, na rogu Koszykowej, zostało wynajęte mieszkanie. Wprowadziła się do niego Wanda Krahelska wraz z dwiema innymi członkiniami Organizacji Bojowej: niespełna 19-letnią Zofią Owczarkówną i 17-letnią Albertyną Helbertówną. Przedstawiała je jako swoje służące.

W rolę carskiego oficera wcielił się bojowiec Michał Trzos. Przebrany w mundur jednego z pułków stacjonujących na prowincji podszedł w centrum Warszawy do niemieckiego dyplomaty, uderzył go w twarz, krzycząc: „Wot tiebie, mać twaju za interwencju!”. Miało to sugerować, że oficer protestował przeciw wtrącaniu się Niemiec w sprawy Rosji. Był 14 sierpnia 1906 r. Następnego dnia nastąpiła „krwawa środa”. Skałon był zbyt zaabsorbowany skutkami wydarzeń, by od razu pojechać z przeprosinami. 17 sierpnia odwiedził rannych policjantów i żandarmów w Szpitalu Ujazdowskim.

Czytaj też:
Mogliśmy pokonać Rosję! Zwycięstwo było w zasięgu ręki

Dzień później w eskorcie kozaków wybrał się do Lechrenfelda. Sygnał koleżankom, że generał-gubernator zbliża się do Natolińskiej, dała Helbertówna, po czym zgodnie z umową opuściła mieszkanie. Skałon złożył wizytę niemieckiemu dyplomacie, a gdy wracał, Wanda Krahelska rzuciła pierwszą bombę, celnie, przy samym powozie. Niestety, bomba nie wybuchła. Druga bomba rzucona przez Zofię Owczarkównę rozerwała się, lecz już za powozem. Trzecia wybuchła, nie trafiając w cel. A czwarta znów nie eksplodowała. Ranni zostali tylko dwaj kozacy z obstawy, a Skałon wyszedł bez szwanku, jeśli nie liczyć naderwanej błony bębenkowej ucha. W nieopisanym zamieszaniu, jakie zapanowało, Krahelska i Owczarkówna bez problemu niespostrzeżenie wymknęły się z mieszkania. Na miejscu pozostał plakat PPS, mający świadczyć o tym, kto dokonał zamachu, dwie bomby oraz... paszport Krahelskiej.

Podstęp śledczego

Wanda Krahelska przedostała się do Galicji. Władze rosyjskie zażądały jej wydania. Jednak zawarte przez Krahelską fikcyjne małżeństwo z obywatelem Austro-Węgier uchroniło ją od ekstradycji. Na ślad Helbertówny rosyjscy śledczy nie wpadli. Natomiast dzięki przypadkowi i prowokacji dowiedzieli się o udziale Zofii Owczarkówny w zamachu na Skałona.

W 1907 r. aresztowani zostali uczestnicy akcji bojowej na dworcu w Sokołowie Podlaskim. Zginął wówczas – od eksplozji bomby – Michał Trzos. Wśród ujętych była Owczarkówna. Przejęte zostały jej grypsy z aresztu do adwokata Stanisława Patka, obrońcy bojowców PPS, oraz do współwięźnia. Zdradzały jej współudział w zamachu na Natolińskiej. Jak pisał Adam Próchnik, oficer żandarmerii Klimow „postanowił zdobyć jeszcze ściślejszy dowód. Zastosował środek dość oryginalny i pomysłowy, i – trzeba przyznać – rzadko napotykany w praktyce śledczej. Otóż pewnego dnia zjawił się u Owczarkówny pomocnik adwokata Patka, aby pomówić z nią w jej sprawie. Przed swym obrońcą nie było potrzeby niczego ukrywać i Owczarkówna wszystko szczegółowo opisała. Tymczasem okazało się, że ów rzekomy pomocnik Patka jest po prostu agentem wydziału śledczego przysłanym przez Klimowa, a sam Klimow podsłuchiwał ich rozmowę”.

Ja tych bab nie powieszę

Za zamach na Skałona i za akcję w Sokołowie Podlaskim Owczarkówna została dwukrotnie skazana na śmierć. Stanisław Patek pojechał do Belwederu, by prosić Skałona o niewykonywanie kary śmierci. Generałowi-gubernatorowi towarzyszył zastępca, gen. Uthof.

Patek: „Gdy mnie zapytał, jakie jest podłoże mych starań o złagodzenie wyroku, ja z wolna, ostrożnie zacząłem rozwijać tezę, że pomimo iż powieszono już na stokach cytadeli kilkaset osób, jeszcze żadna Polka z wyroku sądowego nie została powieszona. Owczarkówna byłaby pierwszą. Za zamach na kogo? – na generała-gubernatora Skałona. A kto odmówił złagodzenia jej wyroku śmierci? Generał-gubernator Skałon. Warszawski generał-gubernator uczyniłby to w Warszawie. Sytuacja niewątpliwie byłaby bardziej niż ciężka.

Czytaj też:
Polska kochanka Mikołaja II. Ten związek groził Rosji chaosem

– Chociaż wywody podobne do miłych nie należą, jednakże jest w nich część prawdy – rzekł Skałon do gen. Uthofa.

– Tak – odparł Uthof – ale z drugiej strony, jeżeli Pan te skazane ułaskawi, to nauczy Pan Polaków, że rzucać Panu bomby należy tylko rękami kobiet.

Oburzył mnie ten podstępny, choć zręczny na razie argument.

–A co pozwala panu generałowi tak myśleć? – zapytałem. – Przed chwilą podkreśliłem, że z wyroków sądowych na stokach cytadeli już powieszono kilkuset Polaków, lecz ani jednej Polki. Widocznym jest przeto, że Polacy na dokonanie niebezpiecznych zamachów za siebie Polek nie posyłają” (Stanisław Patek „Ze wspomnień obrońcy”, „Niepodległość”, 1/1936).

Skałon powiedział jednak, że zrozumiał wywód Patka i że weźmie to pod uwagę. A żegnając się z nim, oświadczył: „Ja tych bab nie powieszę” (chodziło o inną jeszcze kobietę skazaną na śmierć).

Gieorgij Skałon został na swoim stanowisku aż do śmierci w 1914 r. w Warszawie. Jednak jak pisał Próchnik: „Owego sierpniowego popołudnia, gdy rozległ się huk koło jego powozu, nadwerężona została nie tylko jego błona bębenkowa, ale także jego niepohamowana zaciekłość w walce z polską rewolucją”. Po zamachu nie wymierzano już kar śmierci bez wyroku sądowego.

Wanda Krahelska podczas I wojny światowej pracowała w Naczelnym Komitecie Narodowym. W niepodległej Polsce była członkiem Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet. Podczas okupacji niemieckiej zaangażowała się wraz z Zofią Kossak-Szczucką w udzielanie pomocy Żydom. Dało to początek słynnej „Żegocie”. Krahelska ukrywała wdowę po wybitnym historyku Szymonie Askenazym. Po wojnie pracowała w Biurze Odbudowy Stolicy, była współzałożycielką pisma „Skarpa Warszawska”. Zmarła w 1968 r. w Warszawie. Otrzymała medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Albertyna Helbertówna pracowała jako krawcowa, podczas wojny, tak jak Krahelska, pomagała Żydom. Zmarła w 1968 r. w Warszawie. Zofia Owczarkówna, skazana na bezterminową katorgę, odzyskała wolność po rewolucji rosyjskiej. Wyszła za mąż za byłego bojowca PPS Piotra Jagodzińskiego. Zmarła w 1940 r.

Krahelska i Owczarkówna zostały odznaczone Krzyżem Niepodległości z Mieczami, a Helbertówna – Krzyżem Niepodległości.

Artykuł został opublikowany w 11/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.