Kto zabił Świerczewskiego. Kulisy śmierci gen. „Waltera"

Kto zabił Świerczewskiego. Kulisy śmierci gen. „Waltera"

Dodano: 

Grzegorz Motyka przytacza relacje towarzyszącego mu oficera: „Gdy przebiegaliśmy szosę, generał wszedł do rzeczki i słaniając się już mocno, szedł jej korytem, przewracając się często. W tym czasie otrzymał dwa postrzały w plecy – były to rany śmiertelne. Pobiegłem generałowi na pomoc i przeniosłem go, idąc dalej korytem rzeki około 25–30 m”. Ostrzał ukraiński trwał jeszcze ponad godzinę, aż pojawił się dodge, który zepsuł się koło Baligrodu. Bojowcy UPA, myśląc, że to odsiecz, rozpłynęli się w gęstwinie. Świerczewski zmarł w korycie potoku lub w czasie przenoszenia do drugiego dodge'a. Według Ukraińców uczestniczących w zasadzce ochrona Świerczewskiego nie podjęła walki, rejterując w nieładzie przez Jabłonkę.

O niskiej wartości obojowej LWP świadczy relacja płk. Kossowskiego z wizji lokalnej przytoczona przez Motykę: „Cała ochrona z karabinami na pasach tłoczyła się koło naszej grupy, wraz ze swoimi dowódcami, zamiast ochraniać nas. Nie wystawiono żadnych posterunków, czujek, nie wysłano patroli itp. Akurat w tym czasie na skutek nieporozumienia w okolicznych lasach wynikła dość silna wymiana strzałów między oddziałem WOP a grupą operacyjną 34. PP. Na odgłos strzałów [...] cała nasza ochrona wraz z oficerami rozbiegła się”. „Chrin” nie wiedział początkowo, kogo zabił. Kazał bojowcom naprędce zbierać się w Sukowatym, ponieważ planował zasadzkę na konwój z zaopatrzeniem. Gdy okazało się, że w dwóch wozach LWP nie ma niczego ciekawego, klnąc na czym świat stoi, kazał się wycofać. O śmierci Świerczewskiego dowiedział się dopiero następnego dnia.

Intryga?

Szymon Nowak przytacza relację pomocnika adiutanta Świerczewskiego. Według niego „Walter” zginął od kul własnych żołnierzy wściekłych na zdradzieckie konszachty Świerczewskiego z… UPA. Otóż według pragnącego zachować anonimowość świadka „Walter” urządzał sobie libacje z dowódcami poszczególnych sotni. Wystawił im konwoje wojskowe, aby ci bezkarnie mogli je napadać i łupić. Konwój sformowany w Baligrodzie miał pierwotnie wieźć zaopatrzenie do Cisnej. Świerczewski ustalił zasadzkę z jakimś dowódcą UPA, pijąc z nim wódkę. „Walter” wcale nie zamierzał jechać do Cisnej – zaproponowali mu to sami żołnierze. Przejrzeli oni swojego dowódcę i zamierzali popsuć mu szyki, a jeśli się da, to ukatrupić go za zdradę. Potajemnie zamiast towaru w ciężarówkach znaleźli się żołnierze przygotowani do walki.

Czytaj też:
Polski odwet za Wołyń

Oto dalszy fragment relacji odnalezionej przez Nowaka:

„Kiedy kolumna dojechała do Jabłonek, gen. Świerczewski nakazał zatrzymanie wozów. Był pijany, a na uwagę adiutanta, że to nie jest bezpieczne miejsce na postój, groził mu pistoletem. Potem udał się na stronę za potrzebą. Wtedy z przydrożnego lasku wybiegli uzbrojeni Ukraińcy. Wcale nie zamierzali strzelać, próbowali tylko krzykiem odgonić Polaków od ciężarówek, by zdobyć obiecane przez Świerczewskiego zaopatrzenie. Pierwsi z nich dobiegli do pojazdów i odsłonili plandeki. Dopiero kiedy na pace zamiast towarów i sprzętu zauważyli polskich żołnierzy, padły pierwsze strzały. W tym czasie zaskoczony nieplanowaną walką i zdenerwowany całym zdarzeniem gen. Świerczewski żądał natychmiastowego przerwania ognia przez stronę polską, ale nikt go nie słuchał. Kiedy chciał wyciągnąć pistolet z kabury, Polacy rozbroili go. Wtajemniczeni w sprawę chcieli również pochwycić generała, ale on wyrwał im się i zaczął uciekać. Dopiero wtedy dosięgły go kule. Dostał serię w plecy i przewrócił się”.

Pozostaje pytanie, kiedy Świerczewski zdążył nawiązać tak zażyłe kontakty z UPA, skoro był tutaj dość krótko? I jak wielka musiała być siła perswazji żołnierzy (czyżby wódka?), że namówili dowódcę na jazdę konwojem, który on sam wystawił upowcom na złupienie?

Podpułkownik Jan Gerhard, dowódca pułku stacjonującego w Baligrodzie, który jechał w feralnym konwoju, w 1952 r. został aresztowany przez Główny Zarząd Informacji MON. Postawiono mu zarzut organizacji… zabójstwa Świerczewskiego z inspiracji wywiadu francuskiego (Gerhard w czasie II wojny był członkiem francuskiego komunistycznego ruchu oporu). Zarzuty były absurdalne, ale odpowiadały ówczesnej logice walk klik wewnątrz PZPR – ofiarą ich padł m.in. Spychalski i Żymierski, chcący rzekomo wykończyć Świerczewskiego za jego prosowieckość.

W 1954 r. Gerhard został zwolniony. W 1970 r. uczestniczył w pracach partyjnej komisji mającej wyjaśnić okoliczności śmierci Świerczewskiego. Raport z jej prac nigdy nie ujrzał światła dziennego – został skradziony z sejfu szefa komisji Mariana Naszkowskiego. Sam Gerhard zaś w 1971 r. został zamordowany. Większość badaczy zgadza się jednak, że mord ten miał podłoże czysto kryminalne.

Czytaj też:
Zamach na Martykę, czyli śmierć za stalinowską propagandę

Istnieje też kolejna teoria. Świerczewski miał zostać wystawiony upowcom przez NKWD lub UB. Oddajmy głos Grzegorzowi Motyce: „Hipotezy o ukartowaniu całej sprawy przez komunistyczne służby tajne w żadnym razie nie możemy wykluczyć. Można było przecież z jednej strony »Walterowi« zasugerować jazdę do Cisnej, z drugiej zaś podsunąć UPA wiadomość o inspekcji”. Jaki miał być motyw owej intrygi? Pozbycie się świadka, który zbyt dużo wiedział o tym, co NKWD robiło w Hiszpanii (krwawe czystki) czy stworzenie mitycznego męczennika, którego „śmierć z rąk faszystów z UPA” posłużyłaby za usprawiedliwienie wszelkich przyszłych niegodziwości w czasie akcji „Wisła”.

Po śmierci „Waltera” komunistyczna prasa zaczęła głośno nawoływać do ostatecznej rozprawy z faszystami. W artykułach prasowych do jednego worka wrzucono UPA i podziemie narodowe czy poakowskie. Takczy inaczej istnieją różnice między pracami komisji badających śmierć Świerczewskiego – wojskowej i ubeckiej. Ta pierwsza wini dowódców średniego szczebla, którzy źle przygotowali konwój, dowodzenie, nie przeprowadzili rozpoznania i przed przyjazdem Świerczewskiego porozumiewali się otwartym tekstem. Druga komisja zrzucała winę na samego Świerczewskiego i jego niefrasobliwość – nawet karygodny fakt łączności niezaszyfrowanej nie pozwoliłby upowcom na zorganizowanie zasadzki na generała – ta miała być dziełem przypadku.

Grzegorz Motyka podsumowuje: „Wszystko zatem wskazuje na to, że gen. Karol Świerczewski zginął przypadkowo w zasadzce UPA, a władze próbowały ukryć niektóre szczegóły tych wydarzeń przed opinią publiczną. A także to, iż jego śmierć komuniści chcieli wykorzystać do porachunków wewnątrz swojego obozu. Paradoksalnie, dzięki temu legenda »Waltera« tylko na tym skorzystała”.

Artykuł został opublikowany w 5/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.