Dziecięca armia Hitlera. Dywizja Hitlerjugend przerażała fanatyzmem

Dziecięca armia Hitlera. Dywizja Hitlerjugend przerażała fanatyzmem

Dodano: 

Był to też okres, gdy alianci nasilili bombardowania – nocami latali nad Niemcy Brytyjczycy, a w dzień bomby zrzucali Amerykanie. Pojawiła się więc równolegle pilna potrzeba wzmocnienia obrony przeciwlotniczej. Flakhelferami byli chłopcy w wieku 15–17 lat. Kwaterowano ich w bunkrach przy stanowiskach przeciwlotniczych. Równolegle ze służbą byli oni zobowiązani pobierać lekcje. Ich tydzień nauki był o połowę krótszy od standardowego i wynosił 18 godzin. Nauczyciele musieli organizować dla nich lekcje na świeżym powietrzu przy stanowiskach bojowych w przerwach między kolejnymi nalotami. Flakhelferów ściągano z całych Niemiec do miejsc, gdzie potrzebna była silna obrona przeciwlotnicza, czyli m.in. w Zagłębiu Ruhry, Berlinie czy też w miastach portowych. Wbrew pozorom ich służba nie należała do bezpiecznych – często pod gradem bomb wylatywały w powietrze całe stanowiska przeciwlotnicze obsługiwane przez dzieci. W sumie przez dwa lata ok. 200 tys. nastolatków z HJ przewinęło się przez służbę w artylerii przeciwlotniczej.

Od którego momentu możemy mówić o włączeniu dzieci do niemieckiej wojny totalnej?

3 marca 1945 r. marszałek Wilhelm Keitel nakazał, by rekrutacja do Volkssturmu objęła wszystkich chłopców, począwszy od rocznika 1929. Walczyli oni tam ramię w ramię ze swoimi dziadkami. Z kolei Artur Axmann zaproponował w tamtym okresie utworzenie z chłopców z HJ brygad przeciwczołgowych, które miały bronić linii Odry. Pod koniec marca 1945 r. coraz więcej oddziałów Hitlerjugend wysyłano w okolice Berlina.

Chłopcom z HJ powierzono m.in. obronę strategicznie ważnych mostów na Haweli. 600 z nich miało za zadanie utrzymać przeprawę w Pichelsdorfie pod Berlinem – to tym mostem uciekali na południe wysocy rangą naziści. Prawie wszyscy obrońcy mostu w Pichelsdorfie zginęli w walkach z Rosjanami. Wielu nastolatków z HJ po wojnie czekał bardzo trudny czas. Sowieci od razu po wejściu do niemieckiego miasta, miasteczka czy wsi robili dochodzenie, kto był w Volkssturmie. Takimi ludźmi początkowo zajmowało się NKWD. Wiele dzieci z HJ było następnie przetrzymywanych przez Sowietów w przejętych przez Armię Czerwoną niemieckich obozach koncentracyjnych. Przykładowo, po wojnie w obozie w Buchenwaldzie czy Sachsenhausen pełno był chłopców z HJ. Niektórzy przetrzymywani tam byli nawet kilka lat. Sowieci zamykali tam też dziewczyny z Bund Deutscher Mädel (BDM), czyli z żeńskiej sekcji HJ.

Stara zasada „Kinder, Küche, Kirche” nie zmieniła się w III Rzeszy ani o jotę w stosunku do kaiserowskich Niemiec?

Czytaj też:
Tajny raport o zboczeniach Hitlera. Dlaczego tak długo był sekretem?

Zgadza się. W BDM „tworzono” idealne niemieckie gospodynie domowe, z tym że dziewczęta z tej organizacji odczuwały niemal biologiczną niższość w stosunku do chłopców.

I oczywiście młodzieńcy z HJ chętnie to wykorzystywali...

To jednak nie było potępiane w żaden sposób, o ile nie było zbyt ostentacyjnie robione i nie naruszało za bardzo porządku. Jak wiadomo – szczególnie pod koniec wojny – naziści wzywali do płodzenia jak największej liczby dzieci. Dla starszych chłopaków z Hitlerjugend była to świetna wymówka przed takim, a nie innym zachowaniem...

Efekt był taki, że mnóstwo dziewczyn z BDM miało nieślubne dzieci. Nawet jednak jeżeli zachodziły w ciążę przed osiągnięciem pełnoletniości, to nie było to w żaden sposób napiętnowane przez państwo. Osobną kwestią pozostaje to, co mieli do powiedzenia na ten temat rodzice takiej panny...

Czy HJ dorobiło się swojego Pawlika Morozowa?

Nie, taka postawa nie była gloryfikowana. Nikt w HJ nie zachęcał dzieci do donoszenia na kogokolwiek. W tym temacie nie ma porównania między HJ a ruchem pionierskim w ZSRS. Donoszenie na rodziców zdarzało się wprawdzie w Niemczech – znam kilka przykładów takiego zachowania – ale były to naprawdę sporadyczne przypadki. Indoktrynacja w HJ była oczywiście radykalna, jednak III Rzesza nie starała się rozbić tradycyjnych więzi rodzinnych.

W swojej książce opisuje pan karkołomne testy, którym poddawani byli członkowie HJ. Czemu to miało służyć?

Budowaniu odwagi. Oprócz tej bezpośredniej i najbardziej oczywistej formy indoktrynacji, czyli zajęć, na których opowiadano dzieciom o nazistowskiej doktrynie, dochodziło też do indoktrynacji pośredniej. Podczas ćwiczeń fizycznych dzieci poddawane były olbrzymiej presji. Im lepsze miały osiągnięcia w sporcie, tym – jak im tłumaczono – lepiej przysługiwały się Rzeszy. Skoki do basenu z wysokości 5–10 m miały kształtować odwagę przyszłych żołnierzy Wehrmachtu czy Waffen-SS. Ten sam cel miało też inne dziwaczne ćwiczenie, które mogło być wymyślone jedynie w HJ: kopanie dołów, mających stanowić ochronę przed nadjeżdżającymi czołgami, gdy te były już na horyzoncie…

--------------------

prof. Michael Kater jest kanadyjskim historykiem pochodzenia niemieckiego, autorem książki „Hitlerjugend. Dzieci Hitlera”. Specjalizuje się w historii III Rzeszy.

Artykuł został opublikowany w 2/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.