Tajemnica Rokossowskiego. Co ocaliło polsko-sowieckiego marszałka?
  • Mikołaj IwanowAutor:Mikołaj Iwanow

Tajemnica Rokossowskiego. Co ocaliło polsko-sowieckiego marszałka?

Dodano: 

Pod koniec 1917 r., już po przewrocie bolszewickim, wielu jego towarzyszy broni skierowało się do polskich korpusów na Białorusi i Ukrainie. Rokossowski natomiast zadecydował wstąpić do Armii Czerwonej, gdzie też tworzono polskie narodowościowe oddziały. Zrobił to za namową swego kolegi, polskiego komunisty Adolfa Juszkiewicza, mianowanego dowódcą jednego z takich oddziałów. Podoficer Rokossowski natychmiast awansował na stanowisko zastępcy Juszkiewicza, który dowodził czerwonym szwadronem kawalerii składającym się przeważnie z Polaków.

Tutaj w Armii Czerwonej 23-letni Rokossowski robi błyskotliwą karierę wojskową. We wrześniu 1918 r. dowodzi on już szwadronem, za rok awansuje na stanowisko zastępcy dowódcy pułku, a pod koniec 1919 r. pułk kawalerii walczy już pod jego dowództwem. Podobnie błyskotliwa kariera wojskowa dla człowieka niemającego oficerskiego wykształcenia wojskowego w odradzającej się Polsce należała do rzadkości.

W 2006 r., w przededniu 65. rocznicy wielkiego zwycięstwa Armii Czerwonej pod Moskwą w 1941 r., telewizja rosyjska wyemitowała stary wojenny sowiecki film poświęcony temu wydarzeniu. Jednym z jego bohaterów był dowódca 16. Armii, wtedy 45-letni generał dywizji Konstantin Rokossowski. W filmie Rokossowski w reportażu z pola bitwy opowiada o zwycięskim natarciu, o pogromie, który sprawili wojskom niemieckim jego żołnierze. Wszystko jest utrzymane w duchu obowiązującej propagandy komunistycznej, ale zdumienie dzisiejszych widzów może wywołać to, że Rokossowski źle mówi po rosyjsku, że jego mowa jest nasiąknięta wyrazistym akcentem polskim. Jeden z najwyższych sowieckich dowódców, po tylu latach w Rosji, pozbawiony kontaktów z ojczyzną nie nauczył się poprawnie mówić po rosyjsku. Jak to się mogło stać w warunkach totalnego prześladowania w ZSRS wszystkiego, co polskie? Jak tak błyskotliwą karierę w Armii Czerwonej mógł zrobić człowiek, który nie był w stanie pozbyć się polskości, jej skutecznie ukryć lub jakoś w sobie zdławić?

Sowiecki Polak

Rokossowski był uosobieniem tzw. Polaka sowieckiego, traktującego wszystko, co narodowe polskie i katolickie, jak obciążające dziedzictwo. Nie był w stanie całkowicie ukryć swej polskości, ale mógł negować jej podstawowe wartości. Dlatego zmienił swą biografię, zmienił nawet własne imię.

Czytaj też:
Polski lotnik Stalina. Niewiarygodna historia braci Lewoniewskich

Polskość Rokossowskiego, który w Armii Czerwonej do swego aresztu zrobił błyskotliwą karierę, cały czas wisiała nad nim jako miecz Damoklesa. Aby chociaż trochę zatuszować swe związki z polskością, urodzony w Warszawie Rokossowski wymyśla sobie nowe miejsce urodzenia – Wielkie Łuki, gdzie jakiś czas po jego urodzeniu pracował ojciec kolejarz. Dopasowana również do potrzeb czasu zastała narodowość matki (katoliczki) pochodzącej z Pińska na Polesiu. W dokumentach pojawia się jej wymyślona narodowość rosyjska. W końcu robił wszystko, aby nigdzie w dokumentach nie figurowało jego prawdziwe imię, otrzymane podczas chrztu w kościele katolickim na Warszawskiej Pradze – Kazimierz. Konstantinem (Kostią) zaczęli go nazywać w pułku dragońskim podczas I wojny światowej. I tak już pozostało. Nawet po przybyciu do Polski w 1949 r. – miał objąć posadę wicepremiera i ministra obrony narodowej – nie wrócił do swego polskiego imienia.

Prawdopodobnie spowodowane to było doświadczeniami marszałka z okresu tzw. operacji polskiej, kiedy każdy związek z polskością był traktowany prawie jak przestępstwo pospolite. Już sama przynależność do narodowości polskiej wystarczała do napiętnowania, aresztowania, skazania czy rozstrzelania. Latem 1937 r. w ramach przeprowadzenia „operacji polskiej” NKWD aresztuje Rokossowskiego w Pskowie, gdzie stacjonował dowodzony przez niego 5. Korpus Kawalerii. Oskarżają go o szpiegostwo na rzecz Polski „faszystowskiej” i założenie wśród oficerów swego korpusu komórki nielegalnej Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). Śledztwo w jego sprawie trwało prawie trzy lata – do marca 1940 r. Uratował go m.in. niezwykły upór w negowaniu swej winy. Mimo stosowanych tortur (wielogodzinne przesłuchania z biciem, rozbicie młotkiem palców nóg, wybicie zębów, złamanie żeber i dwukrotne pozorowanie rozstrzelania) Rokossowski nadal zaprzeczał swej rzekomej współpracy z polskim wywiadem i szefostwu POW.

Do dziś historia cudownego ocalenia przyszłego marszałka stanowi wielką białą plamę w jego biografii. Możliwe, że śledczych obezwładniła niezłomna postawa Rokossowskiego, który mimo tortur stanowczo odmawiał przyznania się do szefostwa POW i innych win. Możliwe również, że uratował go marszałek Timoszenko, który napisał w jego sprawie list do NKWD i prosił o jego zwolnienie samego Ławrientija Berię.

Znamiennym był również czas zwolnienia Rokossowskiego z więzienia – 22 marca 1940 r. Był to czas, kiedy już zapadła decyzja o rozstrzelaniu oficerów polskich z Kozielska, Ostaszkowa i ze Starobielska, gdy GPU niezwykle intensywnie przygotowywało się do realizacji zbrodni. Jak widzimy, represje antypolskie w ZSRS w przededniu wojny niemiecko-sowieckiej mimo swej prawie wszechogarniającej skali były wybiórcze. Tym bardziej że jednym z czołowych egzekutorów wielkiego terroru był sowiecki prokurator naczelny Andrzej Wyszyński. Wśród Polaków-wojskowych ocalał również generał dywizji Karol Świerczewski. W latach wojny domowej w Hiszpanii odgrywał on mniej więcej tę samą rolę co Wyszyński w Moskwie. Jego bezwzględność w przestrzeganiu czystości ideologicznej brygad międzynarodowych w Hiszpanii zyskała mu pobłażliwość Stalina.

Legitymacja PZPR Konstantego Rokossowskiego

Czy Rokossowski wyszedł z więzienia załamany? Czy utracił wiarę komunistyczną? Prawdopodobnie tak, ale tylko częściowo. System represji stalinowskich polegał na tym, że ocaleni i zrehabilitowani więźniowie bardzo często wierzyli w mit dobrego Stalina, który rzekomo wyjaśnił ich sprawę i oczyścił z bzdurnych zarzutów. Dlatego tacy ludzie jeszcze bardziej gorliwie niż przed aresztowaniem przysługiwali się reżimowi.

Z więzienia Rokossowski również wyszedł głęboko przekonany, że jego polskość trzeba schować jeszcze głębiej, niż to było przed aresztowaniem, że polskość dla generała i marszałka sowieckiego stanowi wyraźnie obciążające dziedzictwo, które może doprowadzić do klęski całej jego kariery wojskowej. Nie przypadkiem od razu po wyzwoleniu w kwietniu 1940 r. w swej autobiografii Rokossowski napisał: „Żadnych krewnych za granicą nie mam i nigdy nie miałem”. Ani słowa w tej autobiografii nie ma na temat narodowości jego rodziców.

Zwolnienie Rokossowskiego z więzienia i całkowita rehabilitacja stały się możliwe w ramach tzw. małej odwilży, kiedy Stalin zaniepokojony znacznym obniżeniem zdolności bojowej Armii Czerwonej i w związku z totalnymi represjami wobec jej dowódców wydał NKWD polecenie ponownie rozpatrzyć sprawy tych z wyższych oficerów, których nie zdążono rozstrzelać. Stalin prawdopodobnie wiedział o swym ulubionym dowódcy prawie wszystko. Próby Rokossowskiego tuszowania swych polskich korzeni i wyrzeczenie się rodziny wyglądały na tle wszechwładzy i wszechwiedzy NKWD naiwnie. Stalin nie obawiał się ze strony Rokossowskiego jakiejkolwiek niesubordynacji. Wręcz odwrotnie – ów czołowy dowódca sowiecki, jako Polak i jako były więzień GUŁagu, najbardziej się nadawał do roli posłusznego wykonawcy woli Kremla.

Proces przewartościowania osoby marszałka i jego roli w II wojnie światowej odbywa się jednak jednostronnie, ujawniając jedynie te rysy osoby Rokossowskiego, które pasują do obowiązującej oficjalnej koncepcji zwycięstwa Związku Sowieckiego. Dla niezależnych badaczy nadal są niedostępne dokumenty archiwalne mogące ujawnić prawdę o wojnie i jej czołowym graczu.

Artykuł został opublikowany w 9/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.