Czarna legenda Radziwiłła. Jak Sienkiewicz skrzywdził magnata
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Czarna legenda Radziwiłła. Jak Sienkiewicz skrzywdził magnata

Dodano: 

Paweł Jasienica pisał w „Rzeczypospolitej Obojga Narodów”: „Jeśli komu służyło prawo powoływania się na okoliczności łagodzące, to zmasakrowanej Litwie. Polska zachowała się gorzej, okryła się większą hańbą”.

Układ w Kiejdanach został zawarty już w innej sytuacji niż ta, jaka była w sierpniu 1655 r., gdy podpisywano umowę w Jaszwojniach. 8 września Szwedzi zajęli Warszawę, oblegali Kraków, który kapitulował 17 lub 19 października, a król znajdował się już poza granicami Rzeczypospolitej. W tym samym czasie, gdy zawierano układ kiejdański, kapitulowało wojsko koronne. Pod koniec października hetman wielki korony Stanisław Rewera Potocki i hetman polny koronny Stanisław Lanckoroński wysłali poselstwo do Karola X Gustawa, a w połowie listopada złożyli mu przysięgę wierności.

Nie bez przyczyny mógł więc mówić Janusz Radziwiłł Andrzejowi Kmicicowi, że Rzeczpospolita ginie. Uzasadniał tym swoją szwedzką opcję, przedstawiając ją jako taktyczne zagranie. Nie ma powodu, by nie wierzyć, że Radziwiłł myślał tak, jak każe mu mówić Sienkiewicz: „Przez krew i rany Chrystusa! Zali ty myślisz, że ja na wieki poddałem się pod protekcję Karola Gustawa, że ja ten kraj naprawdę myślę ze Szwecją połączyć, że ten układ, za który zdrajcą mnie okrzyknięto, dłużej jak rok trwać będzie?”.

Sienkiewicz, który wykreował Janusza Radziwiłła na zdrajcę, był – jak pisał Stanisław Cat-Mackiewicz – anachroniczny w ocenie postępowania księcia, gdyż „Litwa w 1655 r. jeszcze całkowicie Polską nie była. Stąd Radziwiłł mógł mieć przymus moralny niepozwalający na gubienie Litwy dla ratowania Polski”.

Inna to już rzecz, że Radziwiłłem kierowała nie tylko, i może nawet nie przede wszystkim, troska o Wielkie Księstwo Litewskie, lecz także wielka ambicja, z marzeniami, być może, nawet o koronie. „Trzeba też przyznać, że postać tego magnata odmalował Sienkiewicz wiernie, podkreślając jego niepohamowaną pychę” – pisał Władysław Czapliński w „Glosie do Trylogii”.

Czytaj też:
Miłosne tarapaty Bohdana Chmielnickiego

Przeciwnicy układu ze Szwecją zawiązali jeszcze w sierpniu 1655 r. konfederację w Wierzbołowie i, niestety, doszło do bratobójczych walk. Książę Janusz myślał o zlikwidowaniu przywódców konfederatów, w tym Samuela Kmicica.

Walki te miały także wymiar personalnej, wewnątrzlitewskiej rozgrywki między Radziwiłłami birżańskimi a Sapiehami.

„Sami Sapiehowie początkowo dość przychylnie odnosili się do możliwości współdziałania litewsko-szwedzkiego przeciw Moskwie, ale zdecydowanie potępili akt poddania Litwy Karolowi X Gustawowi. Zapewne poważną w tym rolę odegrał fakt, że jego sprawcami byli Radziwiłłowie birżańscy, którzy w ten sposób zajęli najsilniejszą pozycję wśród szwedzkich stronników. Te animozje dwóch rodzin dobrze ilustruje wypowiedź Pawła Jana wobec posłannika króla szwedzkiego: »W której partii jest Radziwiłł, być ja w niej nie mogę«” – pisał Andrzej Rachuba w szkicu biograficznym Sapiehy („Hetmani Rzeczypospolitej Obojga Narodów”). Paweł Sapieha zabiegał u Rosjan o współdziałanie przeciw Szwedom, ale nic z tego nie wyszło. Przyjął więc chwilowo protekcję króla szwedzkiego, by ostatecznie opowiedzieć się za Janem Kazimierzem.

Gdyby książę żył dłużej...

Janusz Radziwiłł zmarł w końcu grudnia 1655 r. na zamku w Tykocinie. Los nie dał mu więc szansy zerwania ze Szwedami i podporządkowania się Janowi Kazimierzowi. A można przypuszczać, że skorzystałby z niej, tak jak jego rywal Paweł Sapieha, jak jego odpowiednik w Koronie hetman Stanisław Rewera Potocki, jak Jan Sobieski, przyszły król, który porzucił Szwedów bardzo późno, bo dopiero na wiosnę 1656 r. Gdyby żył dłużej, jako polityk realista nie mógłby przejść obojętnie wobec narastającego od końca 1655 r. oporu wobec szwedzkiej okupacji, brutalnej, naznaczonej gwałtami i rabunkami, profanacjami kościołów. Nie mógłby zlekceważyć antyszwedzkiej konfederacji tyszowieckiej z grudnia 1655 r. i powrotu Jana Kazimierza do kraju. Inna to już sprawa, że gdyby Szwedzi zachowywali się poprawnie, nie doszłoby najpewniej do narodowego zrywu.

Można przypuszczać, że mimo doprowadzenia do umowy kiejdańskiej, książę Janusz zyskałby przebaczenie, tak jak jego stryjeczny brat Bogusław Radziwiłł, który brał udział po stronie szwedzkiej w bitwie pod Warszawą w lipcu 1656 r., jak współinicjator najazdu szwedzkiego Hieronim Radziejowski. Król Jan Kazimierz przebaczył zdradę Bogusławowi Radziwiłłowi, gdyż – jak pisał Władysław Czapliński – był on najpotężniejszym magnatem na Litwie. A przecież gdyby książę Janusz żył nadal, to on właśnie byłby tą najważniejszą osobą w Wielkim Księstwie.

Atak husarii na obrazie Józefa Brandta z 1898 r.

O naszym wyobrażeniu o księciu Januszu Radziwille zadecydowała także niefortunna historia Rzeczypospolitej – klęska rozbiorów i jej następstwa. Henryk Wisner pisze, że czarna legenda Radziwiłła zaczęła się odradzać w XIX w. „O tym, że zawierała niezwykły ładunek niechęci, by nie powiedzieć nienawiści i pogardy, zadecydowała jednak nie siedemnastowieczna przeszłość, lecz dziewiętnastowieczna teraźniejszość i różnica poglądów na przeszłość. Jednym z jej źródeł była siła wzoru walki, wiary w ostateczne zwycięstwo, ale także gotowość na walkę i męczeństwo. Umocniła ją hekatomba, jaką stało się powstanie styczniowe, bo postawiła przed alternatywą potępienia męczenników lub gloryfikacji ich czynu bez względu na jej tragiczne następstwa” – pisał Henryk Wisner.

To właśnie dla zbudowania gotowości walki aż do utraty życia Sienkiewicz wprowadza taką oto wymianę zdań między Radziwiłłem a Kmicicem:

„– Co też sądzisz, co ja powinienem zrobić wobec dwóch nieprzyjaciół, stokroć potężniejszych, przeciwko którym obronić tego kraju nie mogłem.

  • Zginąć! Odpowiedział szorstko Kmicic”.

Co prawda Sienkiewicz nie pozwolił Kmicicowi polec, lecz wysłał na żołnierską śmierć Longinusa Podbipiętę i Michała Wołodyjowskiego, tworząc bohaterów do naśladowania.

Autor „Potopu”, choć negatywnie ocenia Radziwiłła, pozwala mu jednak przedstawić swoje racje: „Zazdrościć wam, żołnierzom, którym wolno tak łatwo zrzucić gniotące brzemię. […] Was głowa o to nie boli i żadnemu na myśl nie przyjdzie, że gdybym ja teraz wojnę zaciekłą rozniecił i nie zawarłszy układu, zginął, tedyby kamień na kamieniu z tego kraju nie pozostał”.

Nie można wątpić w to, że Edward Śmigły-Rydz i Józef Beck czytali „Potop”. I w to, że całym sercem byli po stronie Kmicica. Co pokazali zarówno w 1914 r., idąc do Legionów, jak i w 1939 r., gdy zdecydowali, że Polska będzie walczyć z Niemcami.

Artykuł został opublikowany w 9/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.