Europa zatapia muzułmanów. Ostatnia taka bitwa
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Europa zatapia muzułmanów. Ostatnia taka bitwa

Dodano: 

Trzy dni przed bitwą admirałowie wysłali do głównodowodzącego armią turecko-egipską w Grecji, a obozującego u wybrzeży zatoki Ibrahima Paszy ultimatum zawierające groźbę ataku. Po wypomnieniu aktów przemocy, jakich dopuszczał się on na Peloponezie, konstatowali, że stawia to adresata „poza prawami narodowymi i poza obowiązującymi traktatami zawartymi między wysokimi dworami sojuszników i Portą Otomańską”, oraz przedstawiali „nieuniknione następstwa odmowy lub uchylenia się od odpowiedzi”.

Ibrahim Pasza na to ultimatum nie odpowiedział, więc Condrington skierował flotę do zatoki.

W piekle boju

Okręty muzułmańskie z 2690 działami stały półkolem gotowe do bitwy, a wspierało je 165 armat ustawionych na wyspie Sfakterii i na pozycjach Ibrahima Paszy. Condrington zakazał otwierać ogień bez swego rozkazu („chyba że Turcy pierwsi rozpoczną walkę”), ale ustawił flotę w szyku bojowym. „Im bliżej wroga, tym lepiej” – powtórzył im radę swego wielkiego rodaka Horatio Nelsona. Liniowce francuskie miały rozprawić się z okrętami egipskimi stojącymi na południowym wschodzie, ponieważ – jak zauważył – „znajdują się na nich francuscy oficerowie” (najemni instruktorzy). Anglicy mieli płynąć wzdłuż szyku tureckiego, a za nimi podążać Rosjanie. Fregaty powinny zająć się mniejszymi jednostkami wroga, przy czym szczególne zadanie przypadło kapitanowi HMS „Dartmouth” Thomasowi Fellowesowi – otóż miał on zniszczyć brandery podczas ewentualnego ich ataku.

Bitwa morska w Zatoce Navarino. Obraz Garneraya

Zanim padły strzały, do Condringtona przybył oficer Ibrahima Paszy z żądaniem opuszczenia zatoki Navarino, ale wiceadmirał odpowiedział, że „nie po to tu przybył, aby wykonywać rozkazy, ale by je wydawać, a na pierwszy wystrzał do jego okrętów każe zniszczyć całą flotę turecko-egipską”. Tymczasem Turcy skierowali w kierunku „Dartmouth” brandery. Chcąc wyjaśnić incydent, kpt. Fellowes wysłał łódź z parlamentariuszami i dopiero ich zabicie, a także dwa strzały armatnie – które niegroźnie ugodziły „Dartmouth” i „Siréne” – stały się sygnałem do odpalenia lontów na kolejnych okrętach muzułmańskich, a wkrótce też na okrętach chrześcijan.

Celem początkowego, wściekłego ataku stały się okręty flagowe wszystkich trzech eskadr Świętego Przymierza. „Siréne” ostrzeliwały jednostki egipskie, ale artylerzyści francuscy rychło wzięli nad nimi górę. Płonące brandery sprawnie odholowali natomiast marynarze z „Dartmouth”. Załoga „Asii” walczyła jakiś czas samotnie przeciw kilku okrętom, straciła tylny maszt (bezanmaszt) i całe ożaglowanie na pozostałych, ale dotrwała do momentu, gdy po chwilowym zamieszaniu spowodowanym m.in. ogniem z lądu do bitwy włączyli się Anglicy z pozostałych jednostek oraz Rosjanie. Zwłaszcza ci na „Azowie”, pod bezpośrednim dowództwem kpt. Michaiła Łazariewa, przeżywali ciężkie chwile, walcząc z sześcioma okrętami naraz.

Na pokładzie przebywał 25-letni wtedy Paweł Nachimow (późniejszy bohater wojny krymskiej), który wspominał: „Zdawało się, że pochłonęło nas piekło! Nie było miejsca, gdzie nie spadałyby kniple [metalowe kule połączone łańcuchem, niszczące takielunek – przyp. M.R.], kule armatnie i kartacze. I jeśliby Turcy celowali w kadłub zamiast w maszty i ożaglowanie, to jestem pewien, że nie przeżyłaby połowa naszej załogi. Ale i tak biliśmy się z naprawdę wielkim męstwem, aby wytrzymać cały ten ostrzał i zniszczyć przeciwnika.”... Istotnie, mimo utraty wszystkich masztów to Rosjanom udało się trafić flagowy okręt Muharrema Beja tak skutecznie, że eksplodował, a płomienie objęły sąsiednie okręty. Dwie tureckie i jedna egipska fregata oraz korweta poszły na dno. W ślady „Azowa” poszedł – po kłopotach nawigacyjnych i godzinnym opóźnieniu w zajęciu miejsca w szyku –„Gangut”, który zatopił trzy jednostki nieprzyjaciół.

Czytaj też:
Zamiast walczyć, szli robić kolację. Oto dlaczego mocarstwo poniosło klęskę

Również artyleria na okrętach sojuszników okazała się zabójcza dla floty muzułmańskiej. Wedle raportu Henriego Gauthiera de Rigny'ego: „Okręty otomańskie płonęły, tonęły lub wysadzały się w powietrze. Te, które uchroniły się od zagłady, wyrzucały się na brzeg. Bryza, która podniosła się w nocy ze wschodu, znosiła je na redę aż do wybrzeża Sfakterii”.

Tracąc 6 tys. zabitych i 4 tys. rannych, wszystkie trzy okręty liniowe, dziewięć fregat, 24 korwety, 14 brygów i 10 branderów – a więc łącznie 60 jednostek – wojenna flota muzułmańska przestała w zasadzie istnieć. Nastąpił ostateczny kres potęgi tureckiej na morzu. Żaden europejski okręt nie poszedł na dno. Straty w ludziach były niewspółmierne: 177 zabitych (75 Brytyjczyków, 59 Rosjan, 43 Francuzów) i 789 rannych.

Wyniki tej bitwy – obok późniejszych sukcesów armii rosyjskiej na lądzie – spowodowały, że Turcja przystała w Adrianopolu na pokój (1829), przyznając niepodległość Grecji, autonomię księstwom naddunajskim oraz płacąc kontrybucję. Po dalszych czterech latach car zawarł z sułtanem umowę o zamknięciu Dardaneli dla jednostek wszystkich państw poza Rosją. I tak Morze Czarne stało się „rosyjskim jeziorem” – ku upokorzeniu Turków, a oburzeniu Anglików i Francuzów. Stało się to po dwóch dekadach przyczyną wojny krymskiej, która przyniosła klęskę Rosji i kres Świętego Przymierza. W wojnie tej panowały już na morzach okręty z napędem parowym. Bitwa pod Navarino była więc ostatnią wielką bitwą morską stoczoną przez żaglowce...

Artykuł został opublikowany w 11/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.