Obrotowy sojusznik. Rumuni byli pod tym względem rekordzistami

Obrotowy sojusznik. Rumuni byli pod tym względem rekordzistami

Dodano: 

Jesienią 1940 r. do Rumunii wkroczyły pierwsze jednostki Wehrmachtu. Początkowo miały one strzec naddunajskiej monarchii przed atakami Brytyjczyków, gdyż – zgodnie z sojuszem łączącym III Rzeszę i Związek Sowiecki – Rumunia należała do niemieckiej strefy wpływów. Wkrótce się okazało, że apetyty Stalina są coraz większe – szczególnie zależało mu na Bałkanach, by opanować wyjście na Morze Śródziemne. Coraz więcej formacji Armii Czerwonej zaczęło pojawiać się przy granicy z Rumunią. Dla Niemców utrzymanie królestwa było równie ważne, nie tylko z politycznego powodu: rumuńska ropa naftowa napędzała bowiem czołgi Panzerwaffe i samoloty Luftwaffe. Nad Dunaj wysyłano coraz więcej niemieckich dywizji w nadziei, że zniechęci to Rosjan do ataku. Wkrótce sztabowcy niemieccy wyliczyli, że zamiast przez długi czas utrzymywać na Bałkanach kilkadziesiąt dywizji do obrony przed Armią Czerwoną, lepiej rozbić ją w zmasowanym, ale krótkim uderzeniu, pozbywając się zagrożenia ze wschodu.

„Barbarossa”

22 czerwca 1941 r. rozpoczęła się operacja „Barbarossa”: Niemcy uderzyli na wschód. Ich najważniejszym sprzymierzeńcem była Rumunia, której rząd został poinformowany o tej akcji najwcześniej spośród innych sojuszników III Rzeszy. Bo i jej znaczenie było największe: mogła wystawić blisko 30 dywizji na bardzo istotnym, południowym skrzydle frontu, czyli tam, gdzie Sowieci zgromadzili najpotężniejsze siły i gdzie – w przeciwieństwie do północnego i centralnego odcinka frontu wschodniego – czerwonoarmiści nie poddawali się masowo, a walki były najcięższe.

Armia Rumuńska w czerwcu 1941 r. była wyposażona mniej więcej tak, jak Wojsko Polskie we wrześniu roku 1939. Polacy przekazali zresztą bardzo dużo sprzętu ewakuowanego po 17 września: artylerię, czołgi, samoloty. W czerwcu 1941 r. dwie trzecie rumuńskiego lotnictwa myśliwskiego stanowiły samoloty polskiej konstrukcji. Blisko połowa z nich to PZL-11: dokładnie takie same – lub nawet te same – jakie broniły Warszawy w 1939 r. Nieco słabsze niż polskie w 1939 r. było w 1941 r. wyposażenie dywizji rumuńskich w broń przeciwpancerną i przeciwlotniczą, bardzo podobne zaś były okręty obu marynarek wojennych. O ile Armia Rumuńska przed 1939 r. uchodziła za gorzej wyszkoloną niż polska, o tyle być może w swoim debiucie bojowym mogła wykorzystać to, czego nie mieli Polacy – doświadczenia dwóch lat nowoczesnej wojny.

Niemieccy i rumuńscy żołnierze budują przeprawę przez Prut. 1.07.1941 r.

W przeciągu trzech tygodni ciężkich walk wojska rumuńskie przeszły przez Prut, wyzwoliły Besarabię i północną Bukowinę, a następnie ruszyły dalej na wschód, za Dniestr. W sierpniu 1941 r. sukcesy wojenne Iona Antonescu zostały docenione – nagrodzono go stopniem marszałka Rumunii. Wydał wówczas rozkaz swojej armii – raczej wbrew woli narodu – aby kontynuowała walkę przeciwko bolszewizmowi. Przyniosło to opłakane skutki polityczne: w grudniu Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Rumunii, a kilka dni później władze w Bukareszcie ogłosiły, że... wypowiadają wojnę Stanom Zjednoczonym. Niezależnie od tych kroków politycznych dywizje rumuńskie walczyły z Armią Czerwoną na Krymie, gdzie – już w 1942 r. – brały udział w zdobyciu Sewastopola, a następnie ruszyły w kierunku Wołgi.

Od Transnistrii do Stalingradu

Łupem wojennym wojsk marszałka Antonescu padły ziemie pomiędzy Dniestrem a Bohem, na których powstała nowa prowincja Wielkiej Rumunii – Transnistria. Okupacja ta nie należała do łagodnych. Piekło rozpętało się w październiku, gdy w stolicy prowincji – Odessie – sowieccy dywersanci wysadzili w powietrze kwaterę dowództwa jednej z rumuńskich dywizji. Dało to pretekst do eksterminacji miejscowej ludności – przede wszystkim Żydów. Byli oni obwiniani o współpracę z Sowietami, szczególnie na terenach Besarabii i północnej Bukowiny. Tam też – w Jassach – doszło do pogromu. Nie był on największy (zginęło w nim około 13 tys. Ludzi), ale najbardziej chyba znany. Jego świadkiem był m.in. Curzio Malaparte, który przedstawił go następnie w zbiorze wojennych reportaży pt. „Kaputt”.

Los rumuńskich Żydów zależał od tego, w której prowincji mieszkali. Szacuje się, że połowa z ponad 300 tys. żyjących w prowincjach odzyskanych od Związku Sowieckiego została zgładzona. Tych łatwo można było uznać za wrogów państwa i narodu. Żydzi mieszkający w zachodniej Mołdawii i na Wołoszczyźnie byli prześladowani politycznie i ekonomicznie, nie zostali jednak – pomimo niemieckich nalegań – wydani III Rzeszy. Wprost przeciwnie: 13 tys. z nich zostało ewakuowanych do Palestyny. Wreszcie spośród 150 tys. Żydów z Siedmiogrodu 120 tys. zostało zamordowanych przez Węgrów po 1944 r. Ostatecznie jednak blisko 300 tys. Żydów rumuńskich przeżyło wojnę.

Stalingrad

Wojna nie toczyła się po myśli marszałka Antonescu. Wielka letnia ofensywa na południu Rosji, w której brały udział dwie rumuńskie armie – Rumuni wysłali na front wschodni więcej żołnierzy niż wszyscy sojusznicy III Rzeszy razem wzięci – zakończyła się klęską pod Stalingradem. Często zapomina się o tym, że okazali się tam oni doskonałymi żołnierzami. W przeciwieństwie do Niemców – którzy poszli do niewoli – Rumuni z reguły wybierali walkę do samego końca.

Czytaj też:
Jego wyznawcy mordowali ludzi w rzeźni

W 1943 r. olbrzymim wysiłkiem organizacyjnym i finansowym odbudowano rumuńskie siły zbrojne, ale nie wysłano ich na front. Miały bronić kraju, gdyby udało się namówić aliantów do podpisania zawieszenia broni i lądowania na Bałkanach. Jednak i Londyn, i Waszyngton odrzuciły rumuńską propozycję, wybierając na miejsce do lądowania Półwysep Apeniński. Jakby dla zaakcentowania odmowy rozpoczęli niszczące bombardowania rumuńskich pól roponośnych i miast.

Tymczasem ze wschodu nadchodziła Armia Czerwona i nowe dywizje rzucono do obrony kraju. Pierwszy sowiecki szturm na Rumunię wiosną 1944 r. trwał tyle samo, co fińsko-sowiecka wojna zimowa i przyniósł Sowietom takie same straty. W przeciwieństwie do Finów Rumuni jednak odrzucili agresorów. Po trzech miesiącach Sowieci znów zaatakowali i tym razem odnieśli sukces. Przede wszystkim polityczny: 23 sierpnia 1944 r. młody król Michał zadecydował o zdymisjonowaniu Iona Antonescu, zaprzestaniu walki z Sowietami i wysłaniu prośby o zawieszenie broni oraz możliwość walki po stronie aliantów.

Wyzwolenie?

Niemcy przeczuwali taki krok i poczynili odpowiednie przygotowania. Próbowali zająć zbrojnie Bukareszt i ogłosić powołanie życzliwego im rządu złożonego z Legionu Archanioła. Rumuni jednak – inaczej niż Włosi rok wcześniej – byli w stanie powstrzymać niemiecki zamach stanu, obronić stolicę i rozbić nacierające wojska niemieckie. 25 sierpnia wypowiedziano wojnę III Rzeszy.

Moskwa zgodziła się podpisać zawieszenie broni dopiero 12 września. Przez tych kilkanaście dni Armia Czerwona plądrowała i rujnowała Rumunię, rozbrajając formacje królewskiej armii i wysyłając młodych Rumunów na Syberię. Królestwo musiało jednak przetrwać za wszelką cenę, a to oznaczało walkę u boku Armii Czerwonej. Skrupulatnie policzono, że w walkach tych brało udział 538 tys. żołnierzy rumuńskich. Odebrali oni z rąk węgierskich Siedmiogród, brali udział w szturmie na Peszt, walczyli na Słowacji, a w maju 1945 r. doszli do rogatek czeskiej Pragi.

W tym czasie Sowieci zdobywali powoli władzę w Rumunii. Zastosowano „metodę salami”: najpierw stworzono wojskowy rząd fachowców, następnie rząd koalicyjny, zażądano wydania Iona Antonescu oraz jego współpracowników, wreszcie w 1947 r. zmuszono króla do abdykacji. W 1952 r. na czele państwa oficjalnie już stanął komunista Gheorghe Gheorghiu-Dej. Gwardią pretoriańską nowego reżimu były dwie rumuńskojęzyczne dywizje Armii Czerwonej (włączono je w skład Armii Rumuńskiej dopiero w sierpniu 1945 r.).

Wielokrotna zmiana sojuszy nie przyniosła Rumunii sukcesów. W kończącym II wojnę światową traktacie paryskim z 1947 r. nie uznano Rumunii – inaczej niż niemal 30 lat wcześniej – za sojusznika, ale za wroga. I jak wroga potraktowano. Bukaresztowi udało się odzyskać jedynie Siedmiogród, utracono zaś Dobrudżę Południową oraz Besarabię i północną Bukowinę. Rumuni musieli też zapłacić ogromną kontrybucję w wysokości 300 mln (ówczesnych!) dol. i pozostać w sowieckiej strefie wpływów.

Artykuł został opublikowany w 1/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.