Na szlaki przetarte przez Walonów w XIV w. ruszają liczni poszukiwacze skarbów z całej Europy, w tym Włosi z domów handlowych Medici i Ricci, poszukujący głównie kwarców do wytopu cenionego szkła z Wenecji i Murano i minerałów do barwienia weneckich mozaik. Ich też nazywa się Walonami, chociaż ze swoimi tajemniczymi protoplastami nie mają już nic wspólnego.
Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek
Prawdziwi Walonowie byli ludźmi wolnymi, którzy prowadzili poszukiwania za zgodą właścicieli terenu, opłacając się za to, albo dzieląc częścią pozyskanego urobku. Ich najważniejszą bazą w Karkonoszach była dzisiejsza Szklarska Poręba Dolna. Wówczas nazywana Starą Wsią, leżąca na szlaku prowadzącym ze Śląska do Czech. Stąd Walonowie wyruszali na górskie szlaki. Najpierw jednak musieli poddać się rytualnemu siedmiodniowemu postowi na Orlej Skale, na której mieściła się walońska kaplica. Tam też każdy Walończyk przed wyruszeniem na poszukiwania odbywał siedmiodniowy post, słuchał siedmiu mszy świętych i przystępował do spowiedzi i komunii. Trzeba też było poświęcić narzędzia używane przy pracy. Mimo tego, Walonowie bynajmniej nie byli święci. Zwykle potem udawali się do skały zwanej Walońskim Drogowskazem, a dzisiaj Chybotkiem. Tam odprawiali ofiary przebłagalne dla złych mocy czających się w górach.
Oprócz zapewnienia sobie przychylności pozaziemskich mocy, poszukiwacze musieli też sowicie opłacać się właścicielom terenu na którym pracowali - oddawali im połowę urobku. Z drugiej części połowę musieli oddawać kościołowi, a z pozostałej ćwiartki trzeba było jeszcze dać jałmużnę ubogim i płacić na utrzymanie sołectwa. Walon solennie obiecywał dotrzymać tych zobowiązań. Oszustów surowo karano w karczmie pod lipą sądową, która rośnie w Szklarskiej Porębie Dolnej do dziś. Raz w roku do karczmy z Jeleniej Góry przyjeżdżał wójt, który sądził również nierzetelnych Walonów.
Walońskie znaki i księgi
Pozostałości po Walonach można oglądać w Karkonoszach do dzisiaj. Podczas prowadzonych prac ryli oni na drzewach i skałach liczne znaki, oznaczające prawdopodobnie kierunki i miejsca prowadzenia poszukiwań. Przybierały one różne formy - księżyca czy slońca, otwartej dłoni albo głowy ludzkiej, narzędzi górniczych albo strzałek, liter i cyfr. Co dokładnie oznaczały, wiedzieli tylko Walonowie, co podsycało legendy o skarbach, do których drogę miały wskazywać. Część z nich - wyryta na skałach - jest jeszcze widoczna.
Walonowie pozostawili też po sobie spuściznę pisaną. Walońskie spiski - notatki i instrukcje sporządzane przez nich na skrawkach papieru, często szyfrowane i przeplatane walońskimi znakami - razem z osnową naniesionych w terenie walońskich znaków tworzyły ówczesne przewodniki, pozwalające nieznającym miejscowej topografii przybyszom poruszać się po dzikich górach.
Spiski zachowały się w postaci pełnych błędów i przeinaczeń odpisów. Jeszcze przed II wojną światową zapiski takie można było znaleźć w domach niemieckich mieszkańców Szklarskiej Poręby.
Koniec świata wolnych ludzi
Walonowie przetarli szlaki, na których potem pojawiało się coraz więcej poszukiwaczy szlachetnych kamieni i kruszców, szklarzy, pasterzy, a potem nawet zwykłych turystów. Osady wspinały się coraz wyżej wzdłuż górskich stoków. Złoża minerałów zaczęły się wyczerpywać. Góry stawały się coraz mniej tajemnicze, a bardziej przystępne. W 1681 r. z polecenia właściciela okolicznych ziem Christopha Leopolda von Schaffgotscha, na Śnieżce wybudowana została kaplica pod wezwaniem św. Wawrzyńca. Ostatecznie złe moce czające się w górach zostały pokonane. Wraz z nimi odeszli też Walonowie, wolni ludzie - indywidualiści, dla których coraz mniej było miejsca w gwałtownie modernizującym się świecie.