Na tle rówieśników kilkuletni Lolek wyróżniał się pobożnością, ale wykluczał kościelną karierę. Pod wrażeniem szeroko opisywanego przez prasę wyczynu pilota Charlesa Lindbergha, który jako pierwszy człowiek przeleciał nad Atlantykiem, oświadczył podobno: „Będę lotnikiem!”.
Karol Wojtyła należał do pierwszego – i jak się później okazało jedynego – pokolenia ukształtowanego w odrodzonej Polsce. Urodził się trzy miesiące przed Bitwą Warszawską, wszedł w dorosłość tuż przed katastrofą państwa i początkiem tragedii narodu. Jeden z jego nauczycieli z rodzinnych Wadowic zginął zamordowany w Katyniu.
Rozczarowanie metropolity
Kardynał Bergoglio, dzisiejszy papież Franciszek, nazwał Wojtyłę „papieżem rodziny”. Tymczasem Karol miał niecałe dziewięć lat, gdy zmarła mu matka, 12 – gdy stracił starszego brata. Siostra żyła tylko 16 godzin. Ojciec, ze względu na wojskową przeszłość zwany „kapitanem”, był dla juniora przykładem. Szefował wadowickiemu oddziałowi Sodalicji Mariańskiej i uczył syna patriotyzmu. Nieprzypadkowo przyszły papież wszystkie trzy msze prymicyjne odprawił w wawelskiej krypcie św. Leonarda, miejscu pochówku polskich bohaterów.
Karol Wojtyła senior szanował inaczej myślących, potępiał antysemityzm. Lolek poszedł w jego ślady. W szkole kolegował się z Jurkiem Klugerem, synem prezesa gminy żydowskiej, byłego oficera Legionów Piłsudskiego. Jak każdy chłopak chętnie grał w piłkę (najczęściej był bramkarzem), jeździł na nartach. Na lekcję zwykł wpadać w ostatniej chwili, rozczochrany, gdyż jego bujna czupryna nijak nie słuchała grzebienia. Oceny miał jednak tak dobre, że na studia dostał się bez egzaminów.
Aktywny w gimnazjalnym kółku teatralnym, widział się w przyszłości jako aktor. Tym wyborem rozczarował metropolitę krakowskiego Adama Stefana Sapiehę, który w maju 1938 r. przyjechał do Wadowic na wizytację. Bardzo spodobała mu się mowa powitalna, ułożona i wygłoszona przez młodego Wojtyłę. Ubolewał, że chłopak nie zamierza zostać księdzem.
Jesienią Lolek był już studentem polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. W odróżnieniu od większości kolegów uważał na zajęciach i nie pisał złośliwych wierszyków o wykładowcach. Był lubiany i tylko z endekami miał na pieńku, bo nie ulegał szerzącej się wówczas na uczelniach antyżydowskiej propagandzie.
Praca w kamieniołomach
Wybuch wojny zmienił wszystko. Chcąc utrzymać siebie i schorowanego ojca, Karol musiał pracować fizycznie. Został pomocnikiem strzałowego w kamieniołomach wapienia, potem zatrudnił się w oczyszczalni sody. Z codziennych kontaktów z robotnikami wyniósł ważną naukę: każdy człowiek ma godność, praca zaś nie jest karą za grzech pierworodny, lecz ma wymiar duchowy, zbliża do Boga. Tak rodziła się teologia Solidarności.
Pracując w fabryce sody, przyszły papież coraz mocniej czuł kapłańskie powołanie. Często się modlił, co nie wszyscy przyjmowali ze zrozumieniem. Bywało, że rzucali w klęczącego Wojtyłę różnymi przedmiotami. Mieszkał wówczas w ciemnej i wilgotnej suterynie, która jego znajomym kojarzyła się z katakumbami. Biedował, lecz pewnego zimowego dnia oddał kurtkę spotkanemu na ulicy pijanemu starcowi, gdyż bał się, że ten zamarznie. W podobnych okolicznościach stracił sweter i buty.
Czas okupacji to również udział w konspiracyjnych spektaklach Teatru Rapsodycznego. Był to projekt, jak na owe czasy, nowoczesny. Jego animatorzy uważali kostiumy i rekwizyty za sprawę drugorzędną. Liczyło się słowo. I choć Karol ostatecznie zrezygnował z aktorstwa, wstępując do krakowskiego seminarium duchownego, nie porzucił zamiłowania do literatury. Jeszcze jako biskup publikował pod pseudonimem wiersze w prasie katolickiej. Z lat wojny i okupacji pochodzi charakterystyczne dla pontyfikatu Jana Pawła II przekonanie, że kultura jest ważniejsza niż polityka i ekonomia.
Ksiądz w pilotce
W listopadzie 1946 r., dwa tygodnie po przyjęciu święceń kapłańskich, Wojtyła wyjechał do Włoch na studia teologiczne. Zabrał na drogę dwie pajdy chleba ze słoniną. Ze Stolicy Apostolskiej wrócił z tytułem doktora. Kościelną karierę zaczął jednak od posady wikarego w wiosce Niegowici pod Wieliczką. Prawdopodobnie zwierzchnicy chcieli poddać Wojtyłę próbie, zanim powierzą mu bardziej odpowiedzialne obowiązki. Szybko przekonał do siebie parafian. „Gdy chodził po kolędzie, to, co brał od bogatych, zostawiał u biednych, a na plebanię wracał z pustymi rękami” – wspominał jeden z nich.
Młody ksiądz chodził w zniszczonych butach i połatanej sutannie. Jego osobisty majątek ograniczał się do sprzętu narciarskiego, który dostał od przyjaciół. Chętnie wyprawiał się w góry. Cenił sobie kontakt z przyrodą, zanim jeszcze ekologia stała się modna. Po przeniesieniu do krakowskiej parafii św. Floriana Wojtyła zajął się duszpasterstwem akademickim, do czego predestynowały go temperament i wykształcenie. Jako ostatni kapłan zdążył ukończyć Wydział Teologiczny Uniwersytetu Jagiellońskiego, zanim zamknięto go pod naciskiem władz.
Został wykładowcą w krakowskim seminarium duchownym, potem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Inni profesorowie nosili czarne kapelusze, on – czapkę pilotkę. Śluby ubóstwa traktował bardzo poważnie. Gdy dostał jakiś prezent, szybko oddawał go komuś bardziej – według niego – potrzebującemu. Jego słabą stroną była punktualność. Studenci z Lublina śmiali się, że ksiądz profesor funkcjonuje według czasu „środkowokrakowskiego”.
Idol młodzieży
Młodzi byli trudnymi, wymagającymi rozmówcami. Przyszły biskup Rzymu doskonalił więc swój, nabyty jeszcze w teatrze, talent krasomówczy i sztukę perswazji. Nazwany przez studentów Wujkiem, towarzyszył im na obozach wędrownych i imprezach. „Potrafił włączyć się w swawolne studenckie śpiewy przy ognisku, łącznie z »Hymnem pesymistów« i jego prowokacyjną strofką: »I laikat nie pomoże, gdy kler niszczy dzieło Boże«” – wspominali.
Niektórych studentów odwiedzał w domach. Sutannę zostawiał w szafie także dlatego, że w kraju budującym komunizm duchowni nie mogli działać z otwartą przyłbicą. W państwowych mediach pokazywano chrześcijaństwo jako przesąd, któremu hołdują starcy, więc skazany na wymarcie. Obowiązywała linia propagandowa: „Naród z partią, partia z młodzieżą”. Aktywność Wojtyły odbierała władzy monopol na kształtowanie powojennych pokoleń Polaków. Z tych doświadczeń w przyszłości zrodziła się idea Światowych Dni Młodzieży.
Wiadomość, że zostanie biskupem, dotarła do Wojtyły latem 1958 r., podczas spływu kajakowego na Mazurach. Do najbliższego miasteczka dojechał autostopem, a stamtąd do Warszawy, gdzie z rąk prymasa Wyszyńskiego odebrał nominację. Zapytany o najbliższe plany, odparł, że wraca nad jeziora dokończyć wakacje. Był to winny swoim przyjaciołom i podopiecznym. © ℗ Wszelkie prawa zastrzeżone
Święty klient PZU
Pożółkły dokument wydany przez Dyrekcję Wojewódzką PZU w Krakowie nosi datę 24 marca 1960 r. Jest adresowany do „Obywatela Księdza Biskupa Karola Wojtyły”. Głosi, że „zostało przyznane Obywatelowi odszkodowanie za reperację samochodu Warszawa”. Kwota w wysokości 10 391 zł była stosunkowo wysoka, biorąc pod uwagę, że „obywatel Wojtyła” opłacał składki w wysokości 1000 zł. Chociaż sam nie miał prawa jazdy i nie jeździł warszawą, to auto było zarejestrowane na niego. Służyło mu przez prawie 20 lat – odkąd został biskupem do 1977 r. W następnym roku był już papieżem.
Zygmunt Iwaniec
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.