Świątobliwe księżne, celowały w ascezie, czasami tak skrajnej, że spowiednicy musieli zakazywać niektórych praktyk. Najłagodniejszą formą ascezy były posty. Jadwiga Śląska jadła gotowane potrawy tylko w niedzielę i święta. Wyrzekła się nie tylko mięsa, ale i tego „co mięsną tłustością okraszone było”, dwa dni w tygodniu jadła ryby, dwa kolejne tylko jarzyny, dwa następne żyła o chlebie i wodzie. Czyli odżywiała się, według dzisiejszych standardów mało kalorycznie, zdrowo i ekologicznie. Z bólem tylko, lecz w imię posłuszeństwa spowiednikowi, zgodziła się podczas choroby jeść mięso, a gdy omdlewała z powodu postu, sięgała po piwo. Zwykle piła tylko wodę, o co mąż był zły, że „do choroby się przyparawuje”. Wino bowiem, jak i piwo, odgrywały w dawnych wiekach także rolę specyfiku antybakteryjnego. Książę Henryk chciał sprawdzić, czy Jadwiga jest posłuszna i przestała pić wodę. Wziął łyk z jej kubka, w której była właśnie woda, lecz poczuł smak wina... Niemal analogiczna sytuacja dotyczyła Kingi. Mąż kazał jej jeść mięso, ona jedna żywiła się rybami. Gdy skosztował przyniesioną Kindze potrawę i poczuł w rybie mięsny smak, uznał to za cud i dał spokój żonie.
Księżna Jadwiga ukrywała, że nosi włosiennicę a kiedy jej synowa zaradziła to przed spowiednikiem – a ten zakazał jej takich praktyk – powiedziała: „Niechaj Bóg jej przebaczy, że zdradziła tajemnicę”. Do spowiednika mówiła zaś z wyrzutem – jak pisał jej biograf, ks. Hilary Koszutski - czemu zabrania jej „krzyżować własne ciało z jego namiętnościami”. A to oznacza, że Jadwiga musiała walczyć z pokusami, także biczowaniem się do krwi. Chodziła boso i znów spowiednik interweniował. Pozornie była posłuszna, wzięła bowiem trzewiki do ręki, lecz nie nałożyła obuwia na stopy. Mogła jednak twierdzić, że nosiła trzewiki, nie mijając się z prawdą. I tak też, jest często przedstawiana na obrazach. Księżna Kinga podporządkowała się swojemu spowiednikowi. Zakładała trzewiki, tylko, że przedtem wycięła z nich podeszwy.
Praktykując ascezę i ćwicząc się w pokorze Jadwiga piła wodę w której się myły zakonnice. A że z pewnością nie robiły tego często, woda była z pewnością nader brudna. Polewała twarz tą wodą i, co szokujące, myła w niej swoje wnuki. Księżna Kinga unikała wody – myła się tylko wtedy, gdy miała iść do komunii świętej. Ale wcale nie znaczy to, że myła się sporadycznie, zapewne bowiem przyjmowała komunię często.
Kościół katolicki czci męczenników, a niektórzy świątobliwi ludzie wręcz marzyli o zaszczytnej śmierci za wiarę. Gdy Tatarzy zbliżali się w 1241 roku do Krakowa, Bronisława, przełożona norbertanek na Zwierzyńcu, najwyraźniej uznała, że ważniejsze, niż palma męczeństwa jest przetrwanie zakonnic i zarządziła ucieczkę z klasztoru, powołując się na wolę Bożą. Miejsce, w którym się ukryły nazwano później Panieńskimi Skałami. Dziś jest to rezerwat w Lesie Wolskim w granicach Krakowa. Legenda mówiła, że skały się zamknęły przed Tatarami usiłującymi dopaść ukryte siostry.
Dzieła miłosierdzia
Chrześcijanie uważają, że miłosierdzie to nie tylko wielki atrybut Boga, ale też i wielki obowiązek ludzi. Jadwiga Śląska żyła w klasztorze cysterek w Trzebnicy jak mniszka, przeznaczając podobno jedynie setną część dochodów – inna rzecz, że nie musiało to być wcale mało - na swoje utrzymanie, ale ślubów zakonnych nie złożyła. Musiałaby bowiem wyrzec się majątku, a tego nie zamierzała zrobić, gdyż zamierzała prowadzić działalność charytatywną. A w tamtych czasach chorzy i ubodzy mogli liczyć tylko na miłosierdzie pobożnych chrześcijan. Księżna była hojną jałmużniczką, opiekowała się ubogimi, a trzynastu miała zawsze przy sobie, na podobieństwo Chrystusa i dwunastu apostołów. Historycy stwierdzają, że z inspiracji księżnej Jadwigi, jej mąż ufundował szpital św. Ducha we Wrocławiu, spowodowała powstania szpitala dla trędowatych w Środzie Śląskiej. Z tym faktem związana jest hagiograficzna i szokująca dziś legenda o trędowatych i księżnej: „przytykała własne usta do ich wrzodów popękanych i wyciągała z nich własnym językiem i własnymi ustami tę obrzydliwą ropę”, Oczywiście nie zachorowała. „Stworzyła – pisał o Jadwidze ks. Antoni Kiełbasa - system opieki społecznej. Motywu tej działalności musimy szukać w Ewangelii”.
Kinga również wybitnie odznaczała się chrześcijańskim miłosierdziem i współczuciem wobec chorych i ubogich. Według hagiografii spotkawszy raz trędowatego wzięła go na swój wóz, co spotkało się z dezaprobatą i kpinami ze strony jej dwórek. Innym razem pocałowała osobę chorą na trąd. Może to nie był tylko akt pokory czy współczucia, gdyż twierdzono, że jej pocałunki mają charakter uzdrawiający. Gdyby odrzucić nawet całowanie trędowatych jako legendę, faktem pozostaje, że odwiedzała szpital duchaków, założony przez biskupa krakowskiego Jana Prandotę i niekiedy pielęgnowała chorych, opatrując ich rany.
Miłosierna i charytatywna postawa Kingi wynikała także z tego, że – jak Salomea – była związane z zakonem klarysek, wyznającym z ideę franciszkańską, a podkreślano w niej zarówno współczucie, jak i miłosierdzie wobec ubogich i chorych. Salomea sprowadziła klaryski do Polski, fundowała wraz z bratem pierwszy klasztor – w Zawichoście (przeniesiony wkrótce do Skały, a następnie do Krakowa). Kinga zaś – w Starym Sączu. Obie księżne żyły po śmierci mężów w tych klasztorach. Kindze przypisuje się wprowadzenie śpiewów w języku polskim w kościołach, a także inicjatywę przetłumaczenia Psałterza.
Czytaj też:
Arcybiskup Tysiąclecia. Polska zawdzięcza mu zjednoczenie
Mistyka i cuda
Choć księżne i Bronisława nie były wielkimi mistyczkami, to hagiografie mówią jednak o ich mistycznych przeżyciach. Bronisławie ukazał się Chrystus mówiąc: „Bronisławo mój krzyż jest twoim, lecz i chwała moja twoją będzie”. Gdy ujawniła, że miała widzenie Matki Boskiej ze świątobliwym dominikaninem Jackiem Odrowążem w chwili jego śmierci, zakonnica Gertruda nie uwierzyła w to i zarzuciła Bronisławie, że jest „faryzeuszką”, chcącą błyszczeć. Inne zakonnice zdumione zachowaniem Gertrudy - dzikim śmiechem, przewracaniem oczami i nieskoordynowanymi ruchami - doszły do wniosku, że za oskarżenia wobec Bronisławy została ukarana pomieszaniem zmysłów, albo już przedtem była pomylona.
Kindzeobjawili się święci Gerwazy i Protazy, zapewniając, że jej mąż pokona Litwinów. Zakonna tradycja klarysek ze Starego Sącza mówi o tym, że Chrystus z krucyfiksu przemawiał niekiedy do Kingi, m. in. wówczas, gdy niesłusznie oskarżyła jedną z zakonnic o wrzucenie żaby do przygotowywanego dla mniszek posiłku.
Powszechnie znanym cudownym zdarzeniem związanym z Kingą jest legenda o pierścieniu, który wrzuciła do szybu kopalni soli na Węgrzech, podarowanego jej przez ojca. Na znak własności wrzuciła swój pierścień. Gdy zaczęto kopać studnię w Bochni, natrafiono zamiast na wodę, na wielką bryłę soli, w którym pierścień księżnej się odnalazł. Historycy uważają, że Kinga sprowadziła ze swojej ojczyzny ojczyzny górników, którzy w Bochni - gdzie były słone źródła -dokopali się w 1248 roku do złoża soli i zaczęli ich eksploatację. Kinga stała się patronką górników z Bochni, a następnie z Wieliczki. Wierzyli, że modlitwy do niej ratują od niebezpieczeństw i tłumią pożary, które zdarzały się w kopalniach.
Uciekając ze Starego Sącza przed Tatarami księżna Kinga miała zostawić w wiosce nad Dunajcem ślad stopy na głazie. Kamień ten został przeniesiony w połowie XIX wieku do klasztoru klarysek w Starym Sączu. Kinga i klaryski były, według legendy, oblegane w zamku w Pieninach. Piła przez całe życie wyłącznie wodę z winem, a gdy tego ostatniego zabrakło, zjawili się dwaj młodzieńcy, którzy przynieśli dwie butelki wina, po czym nagle zniknęli. „Bez wątpienia aniołowie to byli” - konkludował Piotr Skarga.
Księżna Salomea zmarła w klasztorze w Skale. Hagiograficzna opowieść mówi, że brat, książę Bolesław Wstydliwy chciał ciało przenieść do Krakowa, by więcej ludzi mogło oddawać jej cześć jako świątobliwej. Jednak woły, które miały ciągnąć wóz z trumną, nie ruszyły z miejsca. Trzeba było dopiero interwencji spowiednika, który zaapelował do zmarłej. Salomea wykazała się cnotą posłuszeństwa i w ten sposób jej szczątki trafiły do kościoła franciszkanów w Krakowie. W świątyni znajduje się przedstawiający ją wspaniały witraż zaprojektowany przez Stanisława Wyspiańskiego.
Zachowanie się ciała, nawet dziesiątki czy setki lat po śmierci, lub niezwykłe przyjemne, kwiatowe zapachy wydzielane przez szczątki świątobliwych osób były uważane za oznakę świętości. Wprawdzie, gdy w ćwierć wieku po śmierci księżnej Jadwigi, otworzono jej grób w kościele w Trzebnicy, nie stwierdzono, by jej ciało było nienaruszone, lecz - jak pisał ks. Skarga - trzy palce, w których zmarła trzymała figurkę Matki Boskiej, wyglądały tak, jakby należały do osoby żyjącej. A z głowy Jadwigi miał się sączyć „olej dziwną woń mający”. Gdy ekshumowano w 1631 roku szczątki księżnej Jolanty, chociaż jej kości znajdowały się w wilgotnym grobie, rozszedł się po kościele wydawany przez nie piękny zapach.
Hagiografia księżnej Jadwigi stwierdza, że dowiedziawszy się o niesprawiedliwym wyroku śmierci i jego wykonaniu, kazała odciąć martwego wisielca i gorąco się modląc spowodowała, że ożył. Uzdrawiała chorych robiąc nad nimi znak krzyża ręką, w której trzymała figurkę Matki Boskiej.
Kinga miała przywracać wzrok niewidomym, a po śmierci na skutek modlitw do niej i za jej wstawiennictwem zanotowano aż 80 wskrzeszeń i przywrócenie wzroku 70 osobom. Ale miała najwyraźniej moc czynienia cudów jeszcze za życia, skoro hagiografia przekazuje opowieść o jej krewnym, uciekinierze z Węgier, który został zamordowany z rozkazu brata. Ciało zmarłego przywieziono do klasztoru w Starym Sączu i Kinga się przy nim modliła. Zapytano ją, dlaczego nie wskrzesiła zmarłego. Odpowiedź była racjonalna przekonująca. Po pierwsze, nie zginął w stanie grzechu śmiertelnego, a przecież gdyby go przywróciła do żywych, mógłby taki grzech popełnić. Po drugie, konflikt braci mógłby spowodować dalszy rozlew krwi. Po trzecie, obawiała się modlić o cud, bo gdyby się wydarzył, bałaby się, że popadnie w pychę. Ten ostatni argument tłumaczyć może dlaczego więcej cudów odnotowuje się po śmierci świętych i błogosławionych, niż za ich życia.
Właśnie zaraz po śmierci księżnej Salomei, jedna z zakonnic, przekonana o jej świętości, a będąc niewidomą, potarła oczy chustą noszoną przez księżnę i odzyskała wzrok.
Bronisława wykopała źródełko, którego woda miała leczyć choroby oczu lub nawet ślepotę. Modlitwom do niej przypisywano ustanie zarazy w 1707 roku. Gdy w 1835 roku wybuchła w Krakowie epidemia cholery, łączono jej nagłe ustanie z procesją, w której niesiono obraz przestawiający Bronisławę.
Po tym ostatnim wydarzeniu podjęte zostały intensywne starania o jej beatyfikację. Podczas procedury beatyfikacyjnej otwarto grób Kingi i przemywano kości winem. „Używano tego wina w różnych potrzebach z pomyślnym skutkiem” - stwierdzał ks. Jan Pabis, biograf księżnej. Klaryski z Krakowa, opiekujące się relikwiami Salomei, zachowały do dziś tradycję błogosławienia nimi wina. Przypisuje się mu cudowne uzdrowienia.
Czytaj też:
Okrutny mord na polskim królu
Katolicy wierzą, że Bóg za wstawiennictwem świętych czyni cuda. Jeśli natomiast przyjąć materialistyczny pogląd, że to nie Bóg, lecz potęga ludzkiego umysłu i siły woli powodują zjawiska, których wytłumaczyć się nie da – jak niespodziewane uzdrowienia – to jednak w wielu przypadkach następują one dlatego, że ludzie odwołują się do pomocy świętych i błogosławionych.
Kult, który rozwijał się wokół postaci świątobliwych księżnych oraz Bronisławy, związany także z licznymi notowanymi cudami uzdrowień, doprowadził do wyniesienia tych świątobliwych kobiet na ołtarze. Niemal błyskawicznie została kanonizowała Jadwiga Śląska, bo zaledwie w trzydzieści cztery lata po śmierci, w 1267 roku. Księżna Salomea została błogosławioną w 1672 roku, Kinga - w 1690 roku. Trzysta lat później, w 1999 roku kanonizował ją Jan Paweł II. Najdłużej czekały na wyniesienie na ołtarze księżna Jolanta (w 1827 roku) oraz Bronisława, w 1839 roku. Ich kult jest po wielu wiekach, nadal żywy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.