Tajemnica zabójstwa komendanta Reszczyńskiego
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Tajemnica zabójstwa komendanta Reszczyńskiego

Dodano: 

Kolejne swoje stanowisko komendanta wojewódzkiego objął w Krakowie. W 1936 r. doszło tam do dramatycznych zamieszek, w których policja starła się z demonstrującymi i strajkującymi robotnikami. Pierwsza salwa policyjna padła bez rozkazu, w obronie własnej, po strzałach z tłumu. Miał to być czyn prowokatora, jak twierdzili organizatorzy protestu. Drugą salwę, ostrzegawczą, dano na rozkaz Reszczyńskiego w powietrze. Z Krakowa przeniesiony został do Poznania, a następnie do Lublina.

Wiosną 1940 r. Niemcy aresztowali komendanta policji polskiej w Warszawie, Mariana Kozielewskiego, i wysłali go do obozu Auschwitz. 26 kwietnia 1940 r. Aleksander Reszczyński mianowany został jego następcą.

„Nadal Reszczyński reprezentował pogląd, że sprawne i fachowe działanie policji leży w interesie społeczeństwa. Uważany za wielkiego służbistę, przełożonego surowego, lecz sprawiedliwego, przywiązywał wielką wagę do dyscypliny” – pisali o nim Kunert i Hempel.

Walka z demoralizacją

Okupacyjne, wojenne warunki powodowały rozluźnienie norm społecznych i moralnych, sprzyjały demoralizacji. Nie ominęły te zjawiska także policji granatowej. Córka Aleksandra Reszczyńskiego zapamiętała jego rozmowę z żoną. Mówił jej: „Niestety, muszę ci się przyznać, że w obecnej policji niewielu jest rzetelnych, przyzwoitych ludzi... Co ja mam zrobić, skoro Niemcy ich zwerbowali...! A teraz muszę być przygotowany, że w każdej chwili mogą mnie wykończyć, ale zastraszyć się nie dam!”. O jego postawie mówi też to, że przy swym mundurze policyjnym miał wciąż guziki z orłem zamiast obowiązujących – nakazanych przez Niemców – z syrenką.

Komendant Policji Państwowej m. Krakowa Aleksander Reszczyński na dachu Pałacu Prasy w Krakowie

W lutym 1942 r. Reszczyński powołał do życia policyjny Oddział Wartowniczo-Konwojowy. W artykule „Policja granatowa w Warszawie 1939–1944” Marek Getter pisał, że „w powszechnej opinii, a dosadnie wyrażonej w materiałach konspiracyjnych, oddział ten uchodził za zbiorowisko najbardziej skorumpowanych rabusiów i łapowników”. Getter twierdził, że oddział ten powstał z inicjatywy i na rozkaz Reszczyńskiego, co jednak kłóci się z jego postawą człowieka stanowczo domagającego się przestrzegania przez podległych mu policjantów dyscypliny i norm moralnych. Wolno przypuszczać, że rozkaz utworzenia takiego oddziału dali Reszczyńskiemu Niemcy.

On zaś, świadomy demoralizacji wśród policjantów, wydał niejeden rozkaz piętnujący ją. Na przykład taki: „Oficerowie mają też oddziaływać przez swoją kadrę podoficerską, nie dopuszczając do dalszego obnaszania munduru Policji Polskiej po mieście z piętnem brutala, łapownika i łajdaka, który zasługuje tylko na takie traktowanie ze strony społeczeństwa, aby mu przyzwoici ludzie nie podawali ręki. Niechże policjanci wiedzą o tym, że ich władze przełożone nie zawahają się z wykorzystaniem uprawnień i sankcji kodeksowych w sensie karnego ścigania ich występków”.

W styczniu 1942 r. Niemcy zażądali, by policja granatowa w Warszawie aresztowała Żydów chrześcijan i deportowała ich do getta. Reszczyński wydał wówczas rozkaz, w którym pisał: „Zdarzają się wypadki, że PP bezkrytycznie aresztuje Polaków, podejrzewając ich o pochodzenie żydowskie, osadza w więzieniu, jakkolwiek z miejsca można ustalić, że podejrzenie jest niesłuszne”. Czy naprawdę chodziło Reszczyńskiemu tylko o to, by Polaków nie narażać na przykrości? A może między wierszami tego tekstu można odczytać wezwania policjantów, by bojkotowali na ile to możliwie niemiecki rozkaz?

Hanna Reszczyńska-Essigman pisała, że ojciec kategorycznie sprzeciwił się czynnemu użyciu policji polskiej podczas likwidacji getta i nie ugiął się nawet pod groźbami wysłania go do Auschwitz.

Jednym z rozkazów wydanych przez Niemców Reszczyńskiemu było polecenie utworzenia policyjnego batalionu ochronnego do użycia na „nowych terenach wschodnich”. Rekrutacje prowadzono poprzez jednostki policji. Zgłosiło się zaledwie dwóch kandydatów, wobec tego, jak pisał Marek Getter we wspomnianym artykule: „Ppłk Reszczyński wykonał wtedy zadanie na zasadzie przymusowego odkomenderowania”. Getter nie pisze jednak, czy zrobił to z własnej inicjatywy, czy na kolejne żądanie Niemców. Kandydaci starali się wykręcić od służby w batalionie policyjnym, lecz lekarskie badania uznały wszystkich za zdolnych do służby. „Towarzyszyły temu dramatyczne sceny, jeden z delegowanych policjantów o mało nie zastrzelił lekarza i groził samemu Reszczyńskiemu” – relacjonował Getter.

Czytaj też:
Byłam w Auschwitz. „Dwukrotnie odstawiano mnie do komory gazowej”

Tadeusz Sztumberk-Rychter, szef wywiadu w Wydziale II Komendy Obszaru Warszawa Armii Krajowej, pisał we wspomnieniach zdumiewająco – jak na jego ówczesne stanowisko i związaną z tym wiedzę – oczywistą nieprawdę w swoich wspomnieniach, twierdząc, że Reszczyński został zastrzelony z wyroku władz podziemnych i że wyrok opierał się na przesłankach, które go usprawiedliwiały. Dodawał jednak: „W kilku wypadkach Reszczyński zrobił nam przysługę, wykorzystując swoje stanowisko służbowe”. Jednym z nich było aresztowanie chłopca „o niearyjskim wyglądzie”. Poproszony przez AK o interwencję, Reszczyński zadzwonił do komisariatu i chłopca zwolniono. Musiał zdawać sobie doskonale sprawę z ryzyka, jakie podjął, gdyby ktoś z policjantów doniósł o tym Niemcom.

Maciej Bernatt-Reszczyński pisał zaś, że córka Aleksandra Reszczyńskiego wspominała mu o pierwszej rocznicy śmierci ojca. Na grobie komendanta warszawskiej granatowej policji pojawiły się wówczas wieńce, a na jednej z szarf widniał napis: „Dziękujemy za ratowanie naszych ojców i braci”.

W 1977 r. powołana w Londynie komisja złożona z byłych wysokich oficerów Armii Krajowej potwierdziła, że Aleksander Reszczyński był współpracownikiem wywiadu AK i że „nie ciążą na nim żadne przewinienia współpracy z wrogiem, mogące go zniesławić jako Polaka”.
Nie tylko on, lecz także pozostali dwaj komendanci policji polskiej w Warszawie podczas niemieckiej okupacji: Marian Kozielewski i Franciszek Przymusiński, byli związani z ZWZ-AK. A sam Reszczyński uważał, że połowa jego podkomendnych jest zaangażowana w konspirację.

Artykuł został opublikowany w 6/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.