Osoby oglądające popularny ostatnio serial „Korona królów”, a mniej znające historię zapewne dziwą się, dlaczego królowa Węgier Elżbieta, siostra Kazimierza Wielkiego, ciągle nosi na dłoniach rękawiczki. Czy był to wyraz jakiejś ówczesnej mody? Nic podobnego. Elżbieta nie miała czterech palców u prawej dłoni i nie był to efekt jakiejś wady genetycznej. Królewskie palce zostały ucięte szablą. Do zamachu doszło, gdy Elżbieta była już żoną potężnego władcy, króla Węgier, Karola Roberta Andegaweńskiego.
Co mówi płótno
W Węgierskiej Galerii Narodowej w Budapeszcie znajduje się obraz, który namalował w drugiej połowie XIX w. węgierski malarz Soma Orlai Petrich, zatytułowany „Gniew Felicjana Zacha”. Widzimy na pierwszym planie starszego mężczyznę o siwej brodzie i włosach trzymającego obnażoną szablę w prawej dłoni. Lewą ręką przytula młodą kobietę. To węgierski magnat Felicjan Zach, a panna o blond włosach to jego córka, Klara. Po drugiej stronie stołu stojący z podniesioną ręką, z koroną na głowie, mówiący jakoby: „Powstrzymaj się, jam jest pan twój”, to król Węgier, Karol Robert. Siedząca kobieta to jego żona, królowa Elżbieta, córka Władysława Łokietka. Obejmuje ona rękoma dwoje swoich dzieci. To królewicze węgierscy, Ludwik i Andrzej. Artysta zatrzymuje akcję w typowym dla malarstwa historycznego tzw. owocnym momencie, czyli w chwili bezpośrednio poprzedzającej wydarzenie, które niebawem dojdzie do punktu kulminacyjnego.
Za chwilę Felicjan Zach zacznie ciąć gdzie popadnie. Lekko zrani króla w rękę. Jeden z przekazów mówi, że Karol Robert schował się ze strachu pod stół, pozostawiając rodzinę na pastwę napastnika i dlatego nie odniósł poważniejszych ran ani nie zginął. Elżbieta Łokietkówna pozostała na miejscu, chroniąc dzieci. Widzimy, jak czule je obejmuje. Napastnik obcina jej momentalnie cztery palce u prawej dłoni w chwili, gdy podniosła rękę, aby chronić rodzinę. Oprawca dalej szaleje i zabija jeszcze dwóch dworzan. Malarz ukazuje za rozwścieczonym Zachem dworzanina trzymającego w ręce broń, którą zaraz niechybnie wbije w plecy napastnika. To podczaszy królowej. Dopiero on zabija Felicjana Zacha.
Później, czego na obrazie już nie widzimy, do komnaty wpadają rycerze i ćwiartują zwłoki niedoszłego królobójcy. Całe zajście wyglądało mniej więcej tak, jak to opisałem. Nie było jednak w czasie tego wydarzenia, w tej komnacie, córki zamachowca Klary Zach. Był ponoć jego syn. Dlaczego więc artysta ją tam umieścił? Wyjaśnimy to za moment. Obraz ten jest więc malowidłem alegorycznym, mówiącym o zdarzeniu, które zaszło w Wyszehradzie, ówczesnej stolicy Królestwa Węgier, 17 kwietnia 1330 r. Tyle o obrazie, a teraz przejdźmy do przyczyn wydarzenia, o którym dzieło opowiada, zatrzymując się krótko na opisie konsekwencji, jakie poniósł cały ród Zachów.
Jurny Kazimierz
Po tej próbie zabójstwa Karola Roberta na bliskich Felicjana Zacha spada straszny odwet. W średniowieczu targnięcie się na władcę uważane było za zbrodnię stanu, a kary były straszne nawet jak na tamte czasy. W książce „Piastowie. Leksykon biograficzny” Stanisław A. Sroka tak opisuje następstwa zamachu:
„Zemsta na rodzinie Zachów była okrutna. Dosięgła nawet zupełnie niewinnych osób. Zwłoki Felicjana Zacha zostały poćwiartowane i rozesłane do wielu miast węgierskich, a jego głowa stała się wątpliwą ozdobą bramy wjazdowej wyszehradzkiego zamku. Straszny los spotkał również córkę Felicjana, znaną z piękności Klarę. Obcięto jej nos, wargi i palce u obydwu rąk. Skazano na ścięcie wszystkich męskich potomków rodu do trzeciego pokolenia. Ci, którym udało się zbiec, znaleźli ponoć schronienie w Polsce”.
Paweł Jasienica dodaje: „Ci i owi spośród jej [Klary Zach – przyp. L.L.] krewnych zdołali ujść do... Polski. Łokietek nikogo z nich nie wydał, czego by pewnie nie omieszkał uczynić, gdyby jego własny synalek błyszczał jak łza. Stary król był krewki i twardy, ale sprawiedliwy”. I w tych słowach naszego wybitnego eseisty historycznego zauważamy, że coś wspólnego z tym wydarzeniem miał potomek Łokietka, późniejszy król Polski, Kazimierz III Wielki. Co, skoro wówczas go tam nie było?
Na temat zamachu na Karola Roberta przez stulecia narosło wiele teorii i oczywiście legend. W polskiej historiografii wywodzą się one od Jana Długosza, opisującego to wydarzenie ponad sto lat później. Po całym jakże literacko ubarwionym opisie zamachu oraz jego następstw kronikarz konkluduje:
Twierdzą niektórzy, jakoby Felicyan rycerz z tej przyczyny w taką wpadł złość szaloną, że Elżbieta królowa Węgierska córkę jego Klarę, na swoim dworze bawiącą, bratu swemu Kazimierzowi, synowi Władysława króla Polskiego, który na ówczas w Węgrzech przebywał, a któremu Klara wielce do serca przypadła, wydała na sromotę, albo przynajmniej wstydu pozbawić dozwoliła: a to w ten sposób, że Kazimierz pragnący swojej chuci dogodzić, udał chorego i położył się w łóżku; poczem królowa Węgierska Elżbieta, która go więcej nieco niż brata miłowała, wiadoma dobrze, iż to była choroba serca, a nie ciała, bo pochodziła z miłości ku dziewicy Klary, przybywszy do niego niby w odwiedziny, powyprawiała z pokoju usługujących choremu domowników, pod pozorom jakoby coś tajemnego mówić z nim miała, a sama tylko pozostała z rzeczoną Klarą, która z nią razem przybyła; potem wymówiwszy jakieś słowa pozorne, wyszła, a dziewicę Klarę u książęcia Kazimierza zostawiła na zgwałcenie, uważając je za niewielki występek, i mniemając, że nawet nikt o nim wiedzieć nie będzie, i że bynajmniej nie nadweręży dobrej sławy Klary. […] Dziewica bowiem Klara od książęcia Kazimierza zgwałcona i do sytu użyta, zwierzyła się ojcu Felicyanowi ze swojej przygody, prosząc go i zaklinając, aby się pomścił jej krzywdy. Jakoż Felicyan tknięty nią do żywego, postanowił zgładzić króla i pana swego Karola, wraz z Elżbietą królową i ich dziećmi, wiedząc, że książę Kazimierz z Węgier uszedł do Polski, a morderstwo spełniono w sposób powyżej opisany, jemu i całemu jego domowi największe zrodziło nieszczęścia.
Zwróćmy uwagę na pierwsze słowa Długosza – „twierdzą niektórzy”. Wynika z tego, że jednak nie wszyscy wówczas kronikarze czy „plotkarze” jako przyczynę zamachu podawali zemstę ojca za krzywdę córki. Obecnie wydaje się, że niewiele się zmieniło. „Niektórzy” twierdzą, że królewicz Kazimierz dopuścił się zhańbienia w niecny sposób panny Klary, a „niektórzy” przeciwnie. Cytowany wcześniej Paweł Jasienica prawdopodobnie należał do tych, którzy wierzyli, że przyczyną zamachu było uwiedzenie Klary Zach. Weźmy jednak pod uwagę, że swoją „Polskę Piastów” pisał w czasie, kiedy nie było jeszcze tak gruntownych badań nad tym zagadnieniem jak obecnie.
Twórca obrazu, który ilustruje naszą opowieść, wydaje się, obstawał także za pierwszym stanowiskiem, skoro umieścił postać dziewczyny na malowidle, sugerując w ten sposób widzowi, że to zemsta ojca za jej krzywdę. Plotki dworskie o romansie Kazimierza, a także brak palców u królowej, które straciła w wyniku zamachu – można było te dwa fakty połączyć w jedną historię i tak zapewne uczynił malarz, tym bardziej że brzmi to atrakcyjnie i sensacyjnie, co przyciąga widza do obejrzenia dzieła, a tym samym mogło przynieść mu sławę. Poza tym gruntowne badania na temat zamachu Felicjana Zacha zaczęły się dopiero w drugiej połowie XIX stulecia, więc malarz w sumie miał prawo, bez naciągania, tak to wydarzenie przedstawić.
Długosz prawdopodobnie wiedzę łączącą Kazimierza z zamachem nabył od austriackiego kronikarza Heinricha von Mügelna, który zapisał, że Kazimierz za wolą królowej Elżbiety spał z córką Zacha i dlatego magnat ten poszedł do Karola Roberta, gdy z rodziną jadł śniadanie „i wyciągnął miecz oraz zranił króla, a królowej obciął cztery palce, chciał bowiem zniszczyć królewskie nasienie”. Jest jeszcze jedna kronika – włoska – gdzie zapisano, że „córkę Felicjana zgwałcił siostrzeniec króla”. Kronikarz miał zaczerpnąć taką wiedzę od dworzan królowej Elżbiety, gdy ta bawiła w Rzymie w roku 1343. Z wyjątkiem tych dwóch inne współczesne kroniki nie łączą ewentualnego czynu Kazimierza z zamachem na Karola Roberta. Przede wszystkim takiej informacji nie znajdziemy w czeskiej kronice Benesza, który bywał i w Krakowie, i w Budzie, a zatem wiedzę miał z pierwszej ręki. Ten cios spadł na Kazimierza dopiero później stworzony na potrzeby polityki przez jego wrogów, szczególnie Krzyżaków.
Jak pisał Paweł Jasienica: „Zszargana opinia nie była pomyślną kartą, a zwłaszcza już w grze przeciwko Krzyżakom, którzy zawsze mieli na propagandowe usługi całe niebo, piekło i pełny wieniec cnót ewangelicznych”. Dodajmy tylko, że królewicz Kazimierz bawił na węgierskim dworze w misji dyplomatycznej na przełomie lat 1329 i 1330. Wysłał tam go ojciec, aby poprosił swojego szwagra o pomoc wojsk węgierskich przeciwko zakonowi.
Spisek przeciw królowi
Obecnie raczej się dowodzi, że zamach na króla Węgier był już wcześniej planowany przez grupę węgierskich możnych w celu obalenia Karola Roberta, więc ewentualny haniebny czyn Kazimierza nie miał z nim nic wspólnego. Nowe fakty przedstawia Stanisław A. Sroka w artykule „Zamach Felicjana Zacha w świetle najnowszej historiografii węgierskiej”. Autor przeanalizował wiele kronik, a także współczesnych nam prac naukowych, przede wszystkim węgierskich uczonych. Swoje dociekania podsumowuje w następujący sposób: „Opublikowane w ostatnich latach prace historyków węgierskich poświęcone zamachowi Felicjana Zacha rzucają promyk nowego światła, który przybliża nas do rozwiązania tej skomplikowanej historycznej zagadki. Jeśli badania […] przetrwają próbę czasu i okaże się, że zamach Felicjana Zacha był zorganizowanym spiskiem grupy możnych [...], to wówczas będziemy musieli w zupełnie innym świetle przedstawić rolę królewicza Kazimierza w tym tragicznym wydarzeniu. Teza o planowanym zamachu na rodzinę królewską z pewnością działa na korzyść polskiego królewicza, który być może nie miał nic wspólnego z wydarzeniami, jakie rozegrały się w pobliżu zamku wyszehradzkiego w kwietniu 1330 r”..
Jak pisze najwybitniejszy bodaj biograf Kazimierza Wielkiego prof. Jerzy Wyrozumski: „Być może jednak sprawa nie była od a do z zmyślona. Trudno twierdzić, że obdarzony bujnym temperamentem królewicz Kazimierz nie mógł wdać się w jakiś romans na węgierskim dworze, że romans taki nie mógł wywołać skandalu czy plotek. Gdyby jednak Kazimierz był sprawcą tak głośniej sprawy Zacha, źródła współczesne nie mogłyby o tym milczeć”.
Jak widać, tego, że polski królewicz miał miłostkę z Klarą, nikt raczej nie wyklucza. Żeby jednak mówić o gwałcie czy zmuszaniu jej – to już przesada. Dwie piękne, młode osoby mogły mieć się zwyczajnie ku sobie. I po prostu przespały się ze sobą, pomimo że królewicz był już od pięciu lat żonaty z Aldoną Anną. Co to jednak miało za znaczenie – takie stosunki to dworska norma, szczególnie w tak wówczas światowym miejscu jak dom Andegawenów. Nikogo to nie poruszało, najwyżej było przedmiotem plotek wśród dworzan, którzy i tak nie mieli nic innego do roboty. A łączenie „bujnego temperamentu” Kazimierza z gwałtem to raczej pomyłka. Nie można także wykluczyć, że Klara weszła mu do łoża, wykonując po prostu polecenie władczyni. Może chciała przypodobać się swojej królowej i móc dalej brylować na wyszehradzkim dworze, wiedząc, że Elżbieta bardzo kocha swojego brata i wszystko by dla niego uczyniła.
Badania historyków nad przyczyną zamachu Felicjana Zacha na węgierską rodzinę królewską trwają nadal. Czy kiedyś zostaną one jednoznacznie wyjaśnione – czas pokaże. We wspomnianym na początku serialu „Korona królów” wyrok zapadł. Kazimierz został uznany za winnego gniewu Felicjana Zacha.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.