Uniwersalny „cyngiel” komuny. Mordował już jako nastolatek

Uniwersalny „cyngiel” komuny. Mordował już jako nastolatek

Dodano: 

Kiedy pod koniec 1932 r. uczestniczył w Plenum KIM w Moskwie, spotkał sekretarza generalnego KPP Juliana Leszczyńskiego „Leńskiego”. Korzystając z okazji, poprosił go o umożliwienie mu powrotu do Polski. Mimo otrzymania od niego zgody, na skutek obiektywnych trudności, dotarł do Warszawy dopiero jesienią 1933 r. Od tej pory żył pod nazwiskiem Wacław Kasprzak i był jednym z czołowych działaczy Komunistycznego Związku Młodzieży Polski. Ponownie specjalizował się w działalności „antywojennej”. Współpracował przy tym z kierownictwem tzw. wojskówki, czyli Wydziału Wojskowego KPP odpowiadającego za infiltrację struktur Wojska Polskiego i dywersję. Ze względu na to, że polska policja polityczna wpadła na jego trop, już po niecałym półroczu działalności musiał wyjechać z kraju.

Po przekroczeniu zielonej granicy w Tatrach Mendel Kossoj udał się do Pragi, gdzie znajdowała się siedziba Biura Zagranicznego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Posługując się niemieckim paszportem, wystawionym na nazwisko Franz Markgraf, odpowiadał za organizację i obsługę kanałów łączności między stolicą Czechosłowacji a Polską. Kiedy doszło do wpadki kierownictwa Sekretariatu Krajowego KPZU we Lwowie, nakazano mu wyjechać do tego miasta i przystąpić do odbudowy struktury partyjnej na tamtejszym terenie. Dzięki dużym zdolnościom organizacyjnym i obrotności w krótkim czasie wywiązał się z tego zadania. Po powrocie do Pragi wrócił do dawnych obowiązków. Wiele wskazuje na to, że był wówczas członkiem szczególnie zakonspirowanej struktury Międzynarodówki Komunistycznej, określanej mianem Oddziału Łączności Międzynarodowej (OMS). Był to swoisty wywiad i kontrwywiad Kominternu, który zajmował się budowaniem rozgałęzionych siatek partyjno-szpiegowskich oraz obsługiwał agentów i informatorów w różnych krajach.

Czytaj też:
Strzały na granicy z Sowietami. Zabicie zdrajców Polski wywołało gigantyczny kryzys

Ze względu na luki w dokumentacji szczegóły jego aktywności w OMS nie są bliżej znane. Wiadomo jednak, że kiedy była taka potrzeba, wydawano mu dyspozycje szczególnej wagi. Tak było np. wtedy, gdy zlecono mu odzyskanie depozytu finansowego zdeponowanego u nieuczciwego sympatyka partii. Krakowski handlarz miał przechować 15 tys. zł z funduszu KPZU odłożonego na „czarną godzinę”, a tymczasem zdefraudował te pieniądze i wyremontował sobie za nie mieszkanie. Mendel Kossoj, wraz z drugim działaczem, wtargnął do jego mieszkania z bronią, sterroryzował domowników, po czym odebrał mu pieniądze i kosztowności. Przeprowadzenie tej akcji było ryzykanckie, ponieważ w przypadku niepowodzenia mógł zostać pociągnięty do odpowiedzialności także za wcześniejsze zabójstwa.

Dąbrowszczak

Kiedy wybuchła wojna domowa w Hiszpanii, Mendel Kossoj dwukrotnie prosił o zgodę na wyjazd do tego kraju, ale dopiero za trzecim razem ją otrzymał. Dotarł tam w pierwszych dniach stycznia 1937 r. Przydzielono go do Batalionu im. Jarosława Dąbrowskiego, powierzając mu stanowisko dowódcy kompanii. Wtedy to przybrał nazwisko Wacław Komar. Wśród ochotników z Brygad Międzynarodowych był znany po prostu jako „Wacek”. Dzięki postawie w bitwie nad rzeką Jaramą oraz w walkach w rejonie Guadalajary zyskał sobie szacunek dowództwa i podwładnych. Odegrał ważną rolę w zdobyciu miasteczka Brihuega, w którym znajdował się sztab jednej z włoskich jednostek interwencyjnych. Już po trzech miesiącach Komar awansował na szefa wywiadu brygady, a w lipcu 1937 r. powierzono mu dowództwo całego Batalionu im. Jarosława Dąbrowskiego.

W czasie ofensywy w rejonie Saragossy dowodzona przez niego formacja uczestniczyła w niestandardowej operacji bojowej pod Villamajor de Gállego. Wraz z kilkoma innymi batalionami przekradła się nocą pomiędzy liniami przeciwnika, by dostać się na jego tyły. Chociaż ze względu na trudne warunki marszu część jednostek zgubiła drogę, grupie Komara udało się dotrzeć do planowanego celu, a do tego rozbroić batalion saperów. Ze względu na rosnące siły przeciwnika, brak wsparcia i kończące się zapasy musiała wycofać się jednak na pozycje wyjściowe, stoczywszy wiele potyczek. Sam Komar został ranny i na skutek osłabienia stracił przytomność na polu walki. Uratował go jego adiutant, który – widząc, co się dzieje – odciągnął go na bok. Mimo że operacja nie przebiegła zgodnie z planem, dowództwo uznało ją za duży sukces i wyróżniło „Wacka” awansem do stopnia majora.

Wacław Komar w 1963 roku.

W lutym 1938 r. powierzono mu dowodzenie 129. Brygadą Międzynarodową, w której służyli ochotnicy blisko 40 narodowości, głównie z Bałkanów i Czechosłowacji. Aby utrzymać dyscyplinę i wyeliminować tarcia między nimi, rządził twardą ręką. Za wszelkie przypadki niesubordynacji, defetyzmu i tchórzostwa surowo karał. Nie tylko zdejmował ze stanowisk i degradował, lecz także wydawał wyroki śmierci. Jedni uważali go za sprawiedliwego i bronili jego decyzji, inni potępiali, zarzucając mu stworzenie atmosfery terroru i nieliczenie się z ludzkim życiem. On sam uważał, że nie może okazywać żadnej słabości i nie tolerował jej u innych.

Ze względu na postępy ofensywy wojsk gen. Franco, które doprowadziły do przełamania frontu i podzielenia obszaru kontrolowanego przez republikanów na dwie części, dowodzona przez niego jednostka była jedyną formacją ochotniczą, która została odcięta w południowej części Hiszpanii. Do września 1938 r. wzięła udział w wielu walkach, za co wyróżniono ją najwyższym hiszpańskim odznaczeniem wojskowym. Kiedy decyzją władz republikańskich ochotnicy zostali wycofani z frontu, „Wackowi” powierzono kierowanie ośrodkiem demobilizacyjnym dla członków brygad. To on podjął decyzję o ewakuowaniu blisko 3 tys. z nich do strefy północnej drogą morską. Aby przedrzeć się przez blokadę, przepłynęli do Barcelony ukryci na dwóch dużych statkach rybackich pod banderą francuską. Pod sam koniec wojny znalazł się wśród kilku głównych dowódców Brygad Międzynarodowych, którzy odbierali ostatnią defiladę ochotników.

Aby uniknąć internowania, Wacław Komar został przerzucony przez francuskich komunistów do Paryża. Jednak nie spotkał się tam z dobrym przyjęciem. Bolesław Mołojec, były dąbrowszczak, a wówczas lider Grupy Inicjatywnej, która próbowała odtworzyć rozwiązaną przed ponad rokiem KPP, nakazał odciąć się od niego jako od niepewnego politycznie. Niezależnie od kwestii ambicjonalnych i osobistych uraz traktował go jako osobę nazbyt blisko związaną z potępionym przywództwem dawnej partii. Chociaż Komar zgłosił się do sowieckiego konsulatu i przypomniał o swoich związkach z wojskowym wywiadem, nie zezwolono mu na wyjazd do Moskwy. Pozostał więc w Paryżu i z pomocą znajomych żył z dnia na dzień.

Czytaj też:
Pakt SOE-NKWD. Jak Brytyjczycy zrobili Stalinowi olbrzymią przysługę

Kiedy wybuchła II wojna światowa, groziło mu wyrzucenie z Francji, ponieważ przebywał w niej nielegalnie. Za radą przyjaciół zgłosił się do organizującej się Armii Polskiej we Francji. Po otrzymaniu zaświadczenia, że jest rekrutem, otrzymał tymczasową kartę pobytu. Od wiosny 1940 r. służył w 1. Dywizji Grenadierów w stopniu szeregowca. W trakcie walk z nacierającymi jednostkami Wehrmachtu jego kompania została okrążona i rozbita, a on sam znalazł się w niewoli. Więziono go na terenie Austrii i Niemiec. Chociaż sześciokrotnie uciekał ze stalagów, za każdym razem go łapano. Otrzymywał za to różne kary, ale szczęśliwie udało mu się nie trafić do obozu zagłady. Zapewne jako niebieskooki blondyn nie wzbudzał podejrzeń Niemców o żydowskie pochodzenie.

Po II wojnie światowej Wacław Komar był bardzo mocno związany ze środowiskiem weteranów wojny domowej w Hiszpanii. Należał do kierownictwa Związku Dąbrowszczaków, a do tego wielu jego współpracowników i podwładnych wywodziło się z tej grupy. W sposób szczególny uwidoczniło się to w okresie, kiedy po powrocie do kraju, w grudniu 1945 r., objął stanowisko szefa Oddziału II Sztabu Generalnego, czyli wywiadu wojskowego Polski Ludowej. Chociaż Komar i kilku jego kolegów ze środowiska dąbrowszczaków byli we wczesnych latach 50. represjonowani, to wkrótce po wypuszczeniu ich na wolność zrehabilitowano ich i mogli wrócić do publicznej działalności. W 1956 r. podczas uroczystości z okazji 20. rocznicy wybuchu wojny domowej w Hiszpanii to właśnie Wacławowi Komarowi przypadło wygłoszenie przemowy okolicznościowej nad grobem Karola Świerczewskiego „Waltera”. Udział w tej wojnie był dla niego tak ważny, że zażyczył sobie, aby oprócz emblematu dąbrowszczaków na jego nagrobku wyryto napis: „Dowódca 129. Brygady Międzynarodowej w Hiszpanii”. Został pochowany w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Artykuł został opublikowany w 9/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.