„Zabij księdza!”. Szwadrony śmierci przeciw czerwonym bojówkom

„Zabij księdza!”. Szwadrony śmierci przeciw czerwonym bojówkom

Dodano: 

SOA ukończyło wielu znanych środkowo- i latynoamerykańskich przywódców, dlatego też potocznie uczelnię nazywano szkołą dyktatorów. Absolwentami placówki byli prezydent Gwatemali z lat 1982–1983 gen. Rions Montt, prezydent Boliwii gen. Hugo Banzer, szef służb specjalnych w Peru i najbliższy współpracownik prezydenta Fujimoriego Vladimiro Montesinos, panamski dyktator gen. Manuel Noriega, generałowie argentyńscy Videla Viola i Emilio Massera czy admirał Leopoldo Galtierii. Poza nimi przez mury uczelni przewinęła się spora liczba oficerów zaangażowanych potem w działalność szwadronów śmierci.

W SOA elementem programu nauczania były techniki torturowania więźniów. Zapewne zaznajomił się z nimi, a potem wdrożył do stosowania mjr D’Aubuisson. O tym, jak owe metody wyglądały, wskazuje nadany mu wówczas przydomek „Bob Blockwatch” (Bob Lutownica). Po obaleniu rządów gen. Romera D’Aubuisson zrezygnował ze służby w wywiadzie i podjął przygotowania do dokonania przewrotu wojskowego. Plany te zostały ujawnione i D’Aubuisson trafił do więzienia. Szybko je opuścił, udając się na emigrację do Gwatemali. Tam uzyskał pomoc finansową, która pozwoliła mu na zbudowanie w kraju silnej prawicowej partii politycznej ARENA. On sam stanął na jej czele.

Poza tą oficjalną działalnością major koordynował również działania szwadronów śmierci. Poza arcybiskupem Salwadoru formacje te pozbawiły życia prokuratora krajowego Rubena Zamorę, skądinąd znanego polityka chadecji, pełnomocnika ds. reformy rolnej Rudolfa Vierę, a 2 grudnia 1980 r. dwie amerykańskie siostry zakonne. Sprawcy tej ostatniej zbrodni po latach stanęli przed sądem. Czterech z nich, jak się okazało członków Gwardii Narodowej, skazano na kary 30 lat pozbawienia wolności.

Patronat USA

Pomimo działalności szwadronów śmierci amerykańska administracja, która zasiadła w Białym Domu w styczniu 1981 r., zdecydowała się udzielić rządowi Salwadoru daleko idącej pomocy. Prezydent USA Ronald Reagan nie chciał dopuścić do rozszerzenia się komunistycznych wpływów na kontynencie środkowoamerykańskim. W jednym ze swoich przemówień przestrzegał on: „Jeżeli pozwolimy Rosjanom, by przy wykorzystaniu sandinistów założyli przyczółki na amerykańskim kontynencie dla rozszerzenia swej wywrotowej działalności […] możemy rozejrzeć się któregoś dnia i zobaczyć łańcuch proradzieckich dyktatur w Ameryce Środkowej i zagrożenie dla naszych południowych granic”.

Czytaj też:
Reagan kontra Gorbaczow

Aby przeciwdziałać komunistycznej infiltracji na całym globie, zasadniczo zmieniono wektory polityki USA. Sekretarz stanu Alexander Haig na jednej z konferencji prasowych mówił wyraźnie: „Walka z terroryzmem zajmie pod względem ważności w naszej polityce międzynarodowej miejsce, na którym dotychczas stawialiśmy prawa człowieka”. Jego kolega Robert Neumann ową zmianę ujmował jeszcze dosadniej: „Takie abstrakcje jak prawa człowieka nie znajdują się w głównym polu polityki zagranicznej, która ma za zadanie zrealizować amerykańskie interesy narodowe”.

Waszyngtońscy politycy kierowali swe wsparcie się w stronę sił umiarkowanych, które w Salwadorze reprezentowali politycy partii chrześcijańsko-demokratycznej z José Napoleonem Duarte na czele. Wygrał on wybory prezydenckie w roku 1984 i objął urząd głowy państwa. Jego rywal Roberto D’Aubuisson uzyskał poparcie w wysokości 46,2 proc. głosów wyborców. Ustabilizowanie sytuacji politycznej spowodowało, że Amerykanie zaczęli zdecydowanie aktywniej rozwijać liczebność własnego kontyngentu w Salwadorze, zwanego formalnie mianem Wojskowej Grupy Doradczej w Salwadorze. Formalnie mogła ona zgodnie z określonym przez Kongres limitem liczyć 55 żołnierzy. W praktyce w drugiej połowie lat 80. w Salwadorze znajdowało się co najmniej 150 amerykańskich doradców.

Pracę ich wspierało Regionalne Centrum Wyszkolenia Wojskowego mieszczące się w Puerto Castillio w Hondurasie. Tam kolejnych 150 instruktorów z Green Berets przeszkoliło w latach 1983–1984 3,5 tys. salwadorskich żołnierzy. Amerykański personel wojskowy był częstym celem ataków terrorystycznych. 25 maja 1983 r. dokonano udanego zamachu na zastępcę szefa misji amerykańskiej – komandora Alberta A. Schaufelbergera. Był on oficerem elitarnych oddziałów morskich komandosów Navy Seals. Organizatorzy morderstwa ogłosili komunikat, w którym tłumaczyli powody jego dokonania: „Zabójstwo to winno być ostrzeżeniem dla wojowniczej administracji R. Reagana, jeśli będzie kontynuować politykę agresji wobec narodu salwadorskiego”.

Ponieważ polityka USA wobec Salwadoru nie uległa zmianie, w kolejnych latach proceder atakowania Amerykanów był kontynuowany. Dotkliwy cios zadali terroryści FLMN, 19 czerwca 1985 r. mordując w barze czterech nieuzbrojonych, ubranych po cywilnemu marines pełniących służbę w ochronie amerykańskiej ambasady. Ostatnimi Amerykanami zabitymi przez salwadorskich lewicowych radykałów byli dobici 2 stycznia 1991 r. w zestrzelonym helikopterze dwaj ciężko ranni żołnierze US Army ppłk. David Picket oraz kpr. Ernest Dawson. Akty przemocy stosowane wobec członków amerykańskiego personelu doradczego wskazywały, że czerwoni rebelianci bardzo poważnie obawiali się skutków pracy doradców z US Army w postaci podniesienia stopnia profesjonalizacji salwadorskiej armii.

Czytaj też:
Przerażające oddziały Flechas. Odcinali komunistom głowy i zjadali ich serca

Początkowo efekty prowadzonych przez nich szkoleń nie napawały optymizmem, ponieważ część żołnierzy i dowódców z batalionów szybkiego reagowania Atlacatl, Atonal, Arce, Belloso i Bracamonte podczas prowadzonych operacji wojskowych oddawała się pasji mordowania cywilów. Przykładem może być masakra 900 mieszkańców wsi w El Mozote, której dopuścili się żołnierze batalionu Atlacatl. Zupełnie inaczej na tym tle wyglądały osiągnięcia utworzonych w listopadzie 1982 r. patroli PRAL – Patrullas de Reconocimiento y Alcance Largo (Patrole Dalekiego Rozpoznania). Ich celne uderzenia w grupy partyzanckie powodowały, że patrole cieszyły się zasłużonym szacunkiem u czerwonych rebeliantów.

Defensa Civil

Równolegle z działaniami związanymi z podnoszeniem kwalifikacji żołnierzy salwadorskich Amerykanie wywierali presję na rząd Napoleona Duarte w sprawie ograniczenia aktywności szwadronów śmierci. Aresztowania winnych zabójstw, a także pozbawianie funkcji dowódczych oficerów patronującym tym działaniom przyniosło efekty. W II połowie lat 80. nastąpił zdecydowany spadek liczby zbrodni dokonywanych przez bojówki escuadrónes de la muerte.Zmiany w metodyce zwalczania guerilli zaowocowały powstaniem, w pewnej mierze pod presją USA, struktury dopełniającej działania różnych formacji dbających o bezpieczeństwo publiczne. Były to wspierające armię salwadorskiej w walce z partyzantami złożone z chłopów oddziały Obrony Cywilnej (Defensa Civil).

Malunek upamiętniający jedną z wielu masakr podczas wojny domowej w Salwadorze.

Defensa Civil określano często mianem sił samoobrony. Kondycja poszczególnych grup była różna. Wedle dokonanych analiz, 40 proc. oceniono jako niespełniające swych podstawowych zadań, działalność 30 proc. oceniano zadowalająco, a kolejne 30 proc. jako dobrze działające. Problemem dotyczącym właściwego wykorzystania tych oddziałów była z jednej strony duża nieufności do nich ze strony armii (obawiano się, że będą infiltrowane przez FLMN), a z drugiej niechęć sfer rządowych wynikająca po części z osobistych doświadczeń prezydenta Duarte, torturowanego w 1972 r. przez członków spełniającej wówczas rolę obrony cywilnej organizacji ORDEN.

W końcu lat 80. doszło do eskalacji przemocy ze strony FLMN. Organizacja ta wzmogła terror o charakterze indywidulanym. Jej celami stali się liderzy lokalnych społeczności. W październiku 1988 r. ofiarą przemocy padł burmistrz miasta Guantaijagua Jose Lopez, a dwa miesiące później Israel Vasquez – burmistrz Lolotique. Ogółem w latach 1988–1989 rebelianci z FMLN zamordowali 11 burmistrzów większych miast. Wielu zrezygnowało ze swych urzędów, nie chcąc stać się celami zamachów. Kampania terroru dotknęła także środowiska intelektualne. Czerwoni gerylasi 15 marca 1989 r. pozbawili życia wygłaszającego krytyczne opinie na ich temat doktora filozofii i konserwatysty publikującego na łamach dziennika „El Dario de Hoy” Francisca Peccoriniego. Nieco później 30 czerwca 1989 r. w stolicy Salwadoru ofiarą zamachu padł znany teoretyk myśli konserwatywnej – Edgar Chancon.

11 listopada 1989 r. ruszyła ostania ofensywa partyzancka. Nie doprowadziła ona do przełomu w toczącej się wojnie. Tymczasem nowy prezydent republiki Salwadoru, wywodzący się z partii ARENA Alfredo Christiani, postanowił podjąć kroki zmierzające do pokojowego zakończenia konfliktu. Po długich i żmudnych negocjacjach pokój zawarto 16 stycznia 1992 r. w meksykańskiej miejscowości Chapultepec. Puentą kończącą tę okrutną konfrontację była śmierć mjr. Roberta D’Aubuissona. Zmarł on na raka gardła miesiąc po podpisaniu porozumień w Meksyku 20 lutego 1992 r. Wojna domowa w Salwadorze pochłonęła życie 75 tys. osób. Zdecydowaną większość z nich zabiły siły rządowe i współdziałające z nimi szwadrony śmierci. Taka była cena zatrzymania prącej do władzy radyklanej, rewolucyjnej lewicy.

Artykuł został opublikowany w 8/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.