Tadeusz Wiejowski urodził się w 1914 r, pochodził z miejscowości Kołaczyce na Podkarpaciu. Z zawodu był szewcem. W chwili przywiezienia do obozu miał 26 lat. Otrzymał numer obozowy 220.
Można przypuszczać, że już od samego początku zastanawiał się nad możliwością ucieczki z Auschwitz. Dość szybko bowiem nawiązał kontakt z grupą Polaków zatrudnionych w obozie jako elektrycy (obóz, w owym czasie, znajdował się cały czas w budowie). Czterech spośród pięciu z nich działało w konspiracji i należało do Związku Walki Zbrojnej. To dzięki nim Wiejowski mógł wcielić w życie dość brawurowy plan.
Robotnicy: Bolesław Bicz, Emil Kowalowski, Stanisław Mrzygłód, Józef Muszyński i Józef Patek dostarczyli Wiejowskiemu cywilne ubranie oraz zieloną opaskę na ramię, która oznaczała, że dana osoba nie jest więźniem. W takim przebraniu udało mu się opuścić obóz. Polscy elektrycy zaopatrzyli uciekiniera w jedzenie oraz trochę pieniędzy i pomogli dostać się do pociągu towarowego, którym Wiejowski odjechał z okolic miasta Oświęcim.
Niemcy bardzo szybko zorientowali się, że więźnia nr 220 nie ma na terenie obozu. Zwołano karny apel, tzw. stójkę, który okazał się najdłuższym w historii obozu w ogóle – trwał nieprzerwanie 20 godzin. Wszyscy zgromadzeni więźniowie (wtedy 1311 osób) niemal nie mogli się poruszyć przez cały ten czas. Strażnicy obozu i członkowie SS bezustannie chodzili pomiędzy szeregami więźniów bijąc ich, kopiąc i każąc się "gimnastykować". Jeden spośród nich, Dawid Wongaczewski, który trafił do Auschwitz 20 czerwca z ogromnymi obrażeniami świadczącymi o torturowaniu, nie wytrzymał wycieńczającego apelu, zmarł. Była to pierwsza ofiara śmiertelna obozu Auschwitz. Także wówczas po raz pierwszy wymierzono karę publicznej chłosty.
Niemcy gorączkowo poszukiwali Tadeusza Wiejowskiego. Po dwóch dniach dotarli do kilku Polaków – elektryków. 8 lipca aresztowano całą piątkę (prawdopodobnie wydał ich któryś z torturowanych więźniów). Po długim i okrutnym przesłuchiwaniu, wszyscy trafili do obozu. Początkowo zostali skazani na karę śmierci, jednak „wyrok” zmieniono na karę chłosty i dalszy pobyt w obozie. Ostatecznie trafili do obozu Mathausen. Końca II wojny doczekał tylko jeden ze skazanych, Bolesław Bicz.
Sam Tadeusz Wiejowski dotarł do domu rodzinnego. Ukrywał się ponad rok, jednak po śmierci rodziców, którzy utrzymywali w sekrecie pobyt syna, ktoś dowiedział się o ukrywającym się Wiejowskim. Jesienią 1941 r. Polak został aresztowany i przewieziony do więzienia w Jaśle. Tam ślad w zasadzie się urywa. Najpewniej rozstrzelano go w nieczynnym szybie naftowym między Jasłem a Gorlicami.