Artur Hajzer był jednym z najwybitniejszych polskich himalaistów. Lista jego osiągnięć jest długa. Wraz z Jerzym Kukuczką, 3 lutego 1987 r., dokonał pierwszego zimowego wejścia na Annapurnę (8091 m). Zdobył także inne ośmiotysięczniki: w 1986 r. Manaslu (8156 m), razem z Kukuczką, w 1987 r. Sziszapangmę (8013 m) z Wandą Rutkiewicz, Ryszardem Wareckim i Kukuczką, w 2008 r. Dhaulagiri (8167 m), w roku 2010 Nanga Parbat (8126 m) – oba z Robertem Szymczakiem, a w 2011 r. Makalu (8481 m) wraz z Adamem Bieleckim i Tomaszem Wolfartem.
W planach miał Gaszerbrum I i Gaszerbrum II w Karakorum. Niestety, przedwczesna śmierć przekreśliła te zamierzenia.
Niewyjaśniona tragedia
- Ja schodziłem pierwszy, a Artur szedł za mną. W pewnym momencie zauważyłem, że Artur spada. Na dole znalazłem Artura, niestety nie żył – powiedział Marcin Kaczkan, który towarzyszył Hajzerowi podczas wspinaczki, w rozmowie z TVN24, niedługo po śmierci kolegi.
Do wypadku doszło 7 lipca 2013 r. na jednej ze ścian tzw. Kuluaru Japońskiego na Gaszerbrum I. Polscy wspinacze, ze względu na załamanie pogody, podjęli decyzję o wycofaniu i zaczęli schodzić do obozu II. Podczas schodzenia Artur Hajzer i Marcin Kaczkan stracili ze sobą kontakt wzrokowy. Zapewne to właśnie wtedy Hajzer wysłał wiadomość SMS do żony, że Kaczkan prawdopodobnie odpadł ze ściany. Tak się jednak nie stało. Chwilę później, będący 300 metrów niżej Kaczkan zobaczył spadające ciało. Gdy zszedł na dół był już pewny, że to Hajzer.
Nie sposób stwierdzić, co tak naprawdę wydarzało się wówczas pod szczytem Gaszerbrum, co spowodowało, że doświadczony przecież Artur Hajzer odpadł od ściany. Hipotez jest wiele. Najbardziej prawdopodobna to zwykły błąd techniczny, być może nie wpiął liny. Nie sposób dowiedzieć się, co działo się w jego głowie, kiedy był niemal pewny, że jego wspinaczkowy partner nie żyje. W takim momencie nie trudno o utratę koncentracji.
Być może, i na to zwracają uwagę inni himalaiści - Hajzer mógł doznać chwilowych omamów, które są objawem choroby wysokościowej i dużego wyczerpania. Być może właśnie wtedy stało się najgorsze.
Z pewnością w pamięci Hajzera był nie tak dawny wypadek pod Broad Peak (5 marca 2013), w którym zginęli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Jako kierownik programu Polski Himalaizm Zimowy, Hajzer miał do tej tragedii bardzo osobisty stosunek. Choć po śmierci Berbeki i Kowalskiego cały program był mocno krytykowany i atakowany w mediach, Artur Hajzer wziął całą odpowiedzialność na siebie. - Ludzie w górach ginęli, giną i ginąć będą – mówił wówczas, jednak w głębi serca ogromnie przeżywał to, co stało się pod Broad Peak.
„Słoń”
Artur Hajzer, zwany „Słoniem” urodził się 28 czerwca 1962 r. w Zielonej Górze. Wspinaczką interesował się od młodych lat. Zaczynał, jak chyba wszyscy polscy wspinacze, w Tatrach. Później były Alpy, Hindukusz, Karakorum i Himalaje.
W 1989 r. był głównym organizatorem akcji ratunkowej po lawinie pod Mount Everest, dzięki której udało się sprowadzić jedynego ocalałego Andrzeja Marciniaka.
Artur Hajzer był także założycielem i współzałożycielem firm produkujących odzież i sprzęt outdoorowy, Alpinus i HiMountain.