Jan Hlebowicz: Skończmy wątek strajku majowego 1988 roku. Może Mazowiecki miał rację? Władze z „młodymi” nie chciały negocjować, a reszta kraju się nie ruszyła?
Piotr Semka: Z perspektywy lat patrzę na decyzję doradców z maja 1988 roku inaczej. Rzeczywiście strajkujących było niewielu. Może tysiąc, może tysiąc pięćset. Stocznia nie porwała kraju. Były też na rzecz zakończenia strajku racjonalne przesłanki, między innymi brutalna pacyfikacja protestu w Hucie imienia Lenina. Trzeba jednak pamiętać, że w stanie wojennym wyjechało około miliona ludzi i tego miliona zabrakło w roku 1988. Władza zorientowała się, że fala strajkowa jest na tyle duża, by brać ją pod uwagę, a jednocześnie pokazała, że stara opozycja nie jest już tak bojowa i zdolna do gromadzenia wokół siebie milionów jak dawniej. Z tego między innymi powodu już wówczas ujawniła się niechęć do radykalniejszych od starej opozycji z lat 1980–1981 młodych liderów strajkowych. Widziałem u weteranów opozycji swoistą obawę, że rewolta młodych może wymknąć się spod kontroli przywódców Sierpnia ’80 i odwrócić do góry nogami dotychczasową hierarchię opozycji. Wtedy jednak nam się wciąż wydawało, że „starzy” są nasi. Obawa i chęć jak najszybszego pertraktowania z władzą objawiły się w pełnej krasie dopiero trzy miesiące później.