Przeżył 10 zamachów. Tylko Piotr Stołypin mógł zatrzymać bolszewików
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Przeżył 10 zamachów. Tylko Piotr Stołypin mógł zatrzymać bolszewików

Dodano: 
Piotr Stołypin, premier Rosji 1906-1911
Piotr Stołypin, premier Rosji 1906-1911 Źródło: Wikimedia Commons
Mija dokładnie 110 lat od śmierci Piotra Stołypina. Premiera Rosji, którego reformy mogły na trwałe zmienić oblicze państwa carów. Gdyby nie jego tragiczna śmierć, historia Rosji i świata mogłaby potoczyć się inaczej. Bodaj nikt oprócz niego nie potrafiłby powstrzymać bolszewików i zapobiec wielkim tragediom, jakimi były rewolucje 1917 roku, z wszystkimi ich konsekwencjami.

Duży, piętrowy, drewniany dom na Wyspie Aptekarskiej w Petersburgu przedstawiał straszliwy widok. We frontowym ryzalicie, zwieńczonym dwuspadowym dachem, gdzie jeszcze niedawno mieścił się przeszklony wykusz, teraz ziała ogromna, ciągnąca się przez oba piętra wyrwa, z której sterczały połamane belki konstrukcji. W głębi – jak w domku dla lalek – widać było balustrady, drzwi do pokoi, zniszczone meble i walające się sprzęty. Wszysto zawalone było odłamkami drewna, podartymi kawałkami materiału i gruzem. Z wybitych okien na piętrze powiewały poszarpane firany. We frontowym pomieszczeniu, na krześle leżało ubrane w generalski mundur bezgłowe ciało. Wszędzie wokół walały się trupy, niektóre z poodrywanymi rękami albo nogami. Gdzieś z górnych pokoi dochodził głośny płacz dzieci. Nagle w futrynie wyrwanych drzwi w głębi pomieszczenia pojawił się wysoki, postawny człowiek w białej mundurowej kurtce, na której rozlewała się plama czarnej cieczy. Mężczyzna starając się zachować spokój zaczął wydawać rozkazy zbiegającym się ze wszystkich stron stójkowym. Piotr Stołypin przeżył kolejny zamach. Wyszedł z niego bez szwanku. Tylko wyrzucony siłą wybuchu aż trzech bomb kałamarz przeleciał mu nad głową, wylewając swoją zawartość na urzędniczy mundur.

Spektakularny zamach na Wyspie Aptekarskiej dokonany 25 sierpnia 1906 roku przez organizację socjalistów – rewolucjonistów, to tylko jeden z dziesięciu nieudanych, zorganizowanych na Stołypina. Jedenasty okazał się skuteczny. Dlaczego jednak rosyjski premier stał się celem tak zawziętych ataków?

Największy i najbardziej zacofany kraj na świecie

W XIX wieku świat, a zwłaszcza Europa Zachodnia i Stany Zjednoczone zmieniały się w szalonym tempie. Rewolucja przemysłowa wypędzała miliony chłopów ze wsi do miast, gdzie tworzyli coraz bardziej świadomy społecznie proletariat. Tanie zboże przywożone tanim transportem z wielkich farm z obu Ameryk podkopywało pozycję europejskiego rolnictwa, opartego głównie na mniejszych gospodarstwach. Duże zmiany przechodziła też sztuka wojenna. Nowe, zaawansowane bronie potrzebowały wykształconych oficerów i podoficerów, którzy będą samodzielnie podejmować decyzje na polu bitwy.

Tymczasem Rosja przez pierwsze lata panowania cara Mikołaja II, pozostawała w swoim archaicznym, złotym śnie. Największy wówczas kraj na świecie był oparty na przestarzałej strukturze gospodarczej i społecznej. Na czele z carem – samodzierżcą, niczym średniowiecznym władcą.

Głównym źródłem dochodów była sprzedaż płodów rolnych uprawianych na żyznych ziemiach i surowców naturalnych, których też nie brakowało. Jednak w rolnictwie wciąż królowała jeszcze trójpolówka. W niektórych rejonach zboże ścinano sierpami. Kraj nawiedzały cykliczne klęski głodu, przeplatane z okresami niezwykłego urodzaju. Przemysł skupiony był w rękach oligarchów, a bogactwa naturalne leżały głównie na trudno dostępnych obszarach Syberii.

Słaby car i silni premierzy

Mikołaj II najchętniej kontynuowałby politykę swojego ojca, Aleksandra III, „konserwatora” rosyjskich wartości. Zdawał sobie sprawę, że reformy są konieczne, był jednak między młotem żądań różnego rodzaju rewolucjonistów i radykałów, domagających się jak najszybszych i najdalej posuniętych zmian, a kowadłem kręgów rządzących Rosja, w tym rozbudowanej carskiej rodziny, które najchętniej zostawiłyby wszystko, tak jak było. W dodatku niezbyt lotny car preferował życie rodzinne, zamiast politycznych i arystokratycznych salonów, ulegając często podszeptom swoich współpracowników.

Wydawało się, że kolos na glinianych nogach za chwilę runie. Monarchia była jednak o wiele bardziej żywotna, niżby się wydawało. Carowie sobie tylko znanymi sposobami, w gąszczu intryg i wśród przedstawianych im po protekcji do najwyższych urzędów miernot, potrafili czasem wyłowić prawdziwe brylanty, ratujące państwo z najgorszej opresji. Takimi brylantami byli premierzy - Siergiej Witte, a potem Piotr Stołypin.

Witte położył co prawda podwaliny pod nowoczesną gospodarkę, ale kryzys z początku wieku i wojna z Japonią w latach 1904-1905 spowodowały wybuch społecznego niezadowolenia, nazywany Rewolucją 1905 roku. Prawie zmiotła ona monarchię Romanowów. Wymuszone na carze ustępstwa – Manifest październikowy 1905 roku i utworzenie Dumy nie uspokoiły nastrojów.

Rewolucja trwała w najlepsze. W całym kraju rzucano bomby w gubernatorów, strzelano do urzędników i zwykłych policjantów. Kozacy masakrowali strajkujących robotników. Wojsku do tłumienia rozruchów w miastach zdarzało się używać artylerii, jak we wrześniu 1906 roku w Siedlcach.

Wybrana wiosną 1906 roku na podstawie dosyć demokratycznej ordynacji I Duma, składała się w dużej części z rewolucjonistów, którzy potrafili z mównicy pochwalać terror i krzyczeć, że zginęło za mało stójkowych. Ich jedynym programem była rewolucja. Bardziej ugodowi żądali tylko natychmiastowego odebrania ziemi obszarnikom i rozdanie jej chłopom. Wydawało się, że demokratyczny eksperyment przyniósł Rosji jeszcze większy chaos i nie ma odwrotu od ponownych rządów silnej ręki.

Doświadczony gubernator

Na Stołypina jako „silnorękiego” zwrócił uwagę sam Mikołaj II, kiedy przyszły premier pełnił funkcję gubernatora w Saratowie. Saratowska gubernia należała do najbardziej zbuntowanych. Mimo tego Stołypinowi udawało się skutecznie uspokajać nastroje. Buntowników bezwględnie tępił, jednak w odróżnieniu od innych gubernatorów nie zamykał się w ufortyfikowanej rezydencji, ale często wyjeżdżał w teren, rozmawiał z ludźmi, starał się reagować na rodzące się kryzysy i przekonywać do zachowania spokoju. Tak też będzie postępował jako premier całej Rosji.

Już wtedy stał się celem ataków rewolucjonistów, ale swoją nieustraszoną postawą zyskiwał tylko szacunek miejscowej ludności. Pewnego razu podczas spotkania z tłumem protestujących, zamachowiec wymierzył do niego z rewolweru. Stołypin tylko rozpiął płaszcz, spojrzał mężczyźnie w oczy i powiedział: „Strzelaj”. Zamachowiec opuścił rękę i wypuścił z niej rewolwer.

Miał też duże doświadczenie w postępowaniu z ludnością. W odróżnieniu od gubernatorów, którzy często całe życie spędzili w wojsku, kilkanaście lat sprawował rządowe stanowiska w zróżnicowanej narodowościowo i wyznaniowo Guberni Grodzieńskiej. Radził tam sobie całkiem dobrze, rozsiedlając chłopów po wsiach, wprowadzając maszyny rolnicze i nawozy sztuczne i organizując szkolnictwo. Te doświadczenia bardzo przydały mu się w rządzeniu Rosją. Stołypin był przekonany, że trzeba przeprowadzić poważne reformy, a jednocześnie wiedział, pamiętając doświadczenia z Saratowa, że trzeba dla nich spokoju. A spokój w Rosji można było zapewnić jedynie silną ręką. „Siła jest jedynym skutecznym środkiem do przywrócenia porządku w państwie” – powtarzał.

Nie zastraszycie!

Stołypin, jak pisał Ludwik Bazylow, został powołany, „ażeby ratował carat, ażeby położył kres wystąpieniom rewolucyjnym i żeby umocnił bardzo już kruszejące podstawy reżimu”. Nie było to możliwe z również nastawioną bojowo II Dumą, której deputowani stawali premierowi okoniem, chcąc realizować swoje projekty, obliczone na popularność wśród wyborców i prowadzące do destabilizacji państwa. Kiedy w lipcu 1906 roku Stołypin został premierem, gotów był do konfrontacji. Do historii przeszły jego słowa skierowane do deputowanych: „Nie zapugajetie” („Nie przestraszycie”). Pracować dało się dopiero z III Dumą, wybraną na jesieni 1907 roku przy zmienionej ordynacji, preferującej deputowanych ugrupowań prawicowych.

Premierowi często wypomina się brutalność w tłumieniu rewolucji, zwłaszcza powołanie specjalnych sądów wojskowo – polowych, które często wysyłały rewolucjonistów, czy zwykłych bandytów na szubienicę. Ukuto wtedy nawet określenie „krawat Stołypina” na szubieniczny sznur. Trzeba jednak pamiętać, w jakiej sytuacji znajdowała się wtedy Rosja. Zamachy takie jak na dom premiera na Wyspie Aptekarskiej nie należały do rzadkości. Ginęli niewinni ludzie. Ofiar terroru było wielokrotnie więcej niż rewolucjonistów, którym założono krawat premiera. Odpowiedź terrorem na terror dała wkrótce rezultaty. Dla kontrastu wystarczy wspomnieć, jakie skutki wobec rosyjskich żywiołów przyniosła liberalna, a w zasadzie bezsilna polityka rządu Kiereńskiego zaledwie 10 lat później.

W pierwszych dwóch latach rządów Stołypin sformułował konserwatywno – liberalny kurs, którego starał się trzymać do końca. Zdołał również do niego przekonać Mikołaja II, który zazdrośnie strzegł swoich prerogatyw samodzierżawcy. Car był jednak inteligentny na tyle, żeby wiedzieć, że brak reform skończy się kolejną rewolucją.

Zreformować wszystko, żeby było jak było

Jak jednak realizować choćby i konserwatywne reformy w satrapii, trzymanej dotychczas mocno za twarz przez samodzierżców? W carskiej Rosji robotników było niewielu. Inteligencji z jej liberalnymi i rewolucyjnymi sympatiami nie można było za bardzo wierzyć. Arystokracja była skompromitowana nieudolnymi rządami.

Nie było innego wyboru, jak oprzeć się na chłopach, stanowiących ok 85 procent społeczeństwa, a z którymi nowy premier miał duże doświadczenie. Zresztą, tak czy inaczej reforma rolna była palącą potrzebą. Chodziło o to, żeby nie wylać dziecka z kąpielą i nie stworzyć na wsi kolejnego podglebia do rozwoju rewolucji.

Uwłaszczenie a la polonaise

Polacy, zwodzeni przez bajania różnych specjalistów od przyjaznych stosunków z Rosją, często postrzegają Powstanie Styczniowe jako bezsensowną zimową gonitwę po lasach i strzelanie Moskalom w plecy z dubeltówki po dziadku. Tak naprawdę jednak polscy chłopi w zaborze rosyjskim, komfortowe – w porównaniu do rosyjskich – warunki uwłaszczenia zawdzięczali głównie Powstańcom.

Polski chłop dostawał gospodarstwo na własność, do tego miał zwykle serwituty do lasu albo łąki, o które toczył wieczne spory z dworem, ale mógł tam paść bydło i zbierać siano na zimę. Mógł też w zasadzie bez przeszkód opuścić wieś, jeśli zechciał szukać lepszego życia gdzie indziej. Choćby za oceanem. Stał się indywidualistą, panem swojego losu.

Na większości europejskiego terytorium Rosji, chłopi byli uwłaszczani zbiorowo, a własność ziemi nabywała cała wspólnota - obszczina, przydzielając kawałki ziemi pod uprawę poszczególnym gospodarzom. O najlepsze ziemie nieustannie wybuchały spory, poletka były dzielone na prawie niemożliwe do uprawy wąskie pasy, rozrzucone w różnych częściach obszcziny. O prawie do użytkowania łąki czy lasu najczęściej można było sobie pomarzyć. W kraju o największym areale rolnym na świecie bydło często głodowało. Opuszczanie wsi było znacznie utrudnione, a po 1893 roku w zasadzie niemożliwe. Próby wydzielania indywidualnych gospodarstw powodowały problemy nie do rozwiązania. Chłop rosyjski prawie we wszystkim był uzależniony od wspólnoty. W praktyce nie miał możliwości ani chęci inwestowania w gospodarstwo, czy powiększania jego areału. Zasadą życia na wsi był kolektywizm.

Budynek posiadłości Stołypina na wyspie Aptekarskiej zniszczony wybuchem

To właśnie przede wszystkim chciał zmienić Stołypin. Uwłaszczeni, zamożni chłopi, mieli być podporą monarchii i państwa, nie dając się zrewolucjonizować. Za czasów Stołypina rosyjski rząd zaczął udzielać tanich kredytów setkom tysięcy rosyjskich chłopów. 6 milionów włościan wystąpiło ze wspólnot i rozpoczęło gospodarkę na własny rachunek. W ciągu kilku lat reform, chłopi kupili około 10 milionów hektarów ziemi, z parcelowanych dóbr państwowych i "obszarniczych". Obyło się nawet bez przymusowego wywłaszczenia szlachty.

Ponad milion chłopskich rodzin dobrowolnie przesiedliło się na Syberię, co intensywnie promował rząd. Przesiedleńcy otrzymywali tam ziemię za darmo, pomoc na zagospodarowanie, a nawet czasowo wynagrodzenie. Na potrzeby przesiedlanych skonstruowano specjalne wagony, w których mogli oni wygodnie podróżować – razem ze swoim inwentarzem, zamkniętym w osobnym przedziale. Nazwa wagonu - „stołypinka” nabrała pejoratywnego charakteru dopiero, kiedy bolszewicy zakratowali w nich okna i zaczęli używać do przewozu więźniów i przymusowych już przesiedleńców.

Drugą ważną reformą było wprowadzenie ubezpieczeń pracowniczych, których dotychczas w Rosji praktycznie nie było. Jednak nieco ponad 2 miliony ówczesnych robotników nie spędzało premierowi snu z powiek. Prawo o ubezpieczeniach społecznych przyjęto dopiero w 1912 roku i objęło ono prawie połowę pracujących. Chwalił je sam prezydent USA William Taft, uznając za najlepsze na świecie.

Kwestią, do której Stołypin przywiązywał równie dużą wagę była edukacja. Około trzy czwarte rosyjskiego społeczeństwa stanowili analfabeci. Było to dokładnie odwrotnie, niż w najsłabiej zalfabetyzowanych państwach Zachodu. Niepiśmienni chłopi nie byli w stanie przyswoić zasad nowoczesnego rolnictwa, kształcić się, tworzyć elit społecznych, korzystać z dóbr kultury, ani służyć w nowoczesnych rodzajach broni.

Do tego dochodziły reformy mające sprzyjać powstaniu społeczeństwa obywatelskiego - zapewniające wolność stowarzyszeń, zgromadzeń, prasy. Jak mówił sam Stołypin w wywiadzie dla gazety Wołga: „Przede wszystkim należy stworzyć obywatela, chłopa - właściciela, drobnego posiadacza. Kiedy to zadanie zostanie wykonane, obywatelskość zacznie rządzić Rosją. Najpierw obywatel, potem obywatelskość. U nas zwykle robi się na odwrót”.