29 września 1929 roku był ostatnią wolną niedzielą dla mieszkańców Związku Sowieckiego. Władze zaczęły wprowadzać „ciągły tydzień pracy”. W kolejną niedzielę 80 procent osób pracujących miała pracować. Tylko 20 procent mogło tego dnia odpoczywać. Ciągły tydzień pracy nie oznaczał oczywiście, że wszyscy mieli pracować bez przerwy. Władze pozwoliły każdemu nawet na dwa dni wolne w tygodniu, jednak nigdy nie były to te same dni dla wszystkich.
W praktyce oznaczało to, że jedna osoba miała wolne np. w środę i piątek, a ktoś inny we wtorek i niedzielę. Ta reforma miała spowodować, że fabryki nigdy nie przestaną pracować, bo każdego dnia 80 procent załogi danego zakładu pracy będzie na miejscu.
Wprowadzenie ciągłego tygodnia pracy miało jeszcze jeden ważny cel: ludzie zajęci pracą nie będą zawiązywać spisków czy marnować czasu na coś takiego jak rodzinne spotkania lub chodzenie do cerkwi. Liczono na to, że ciągły tydzień pracy wyeliminuje tradycje związane z kultem religijnym.
Populacja Związku Sowieckiego została podzielona na kilka grup. Każda grupa miała swoje dni odpoczynku.
Dni tygodnia oznaczono symbolami i kolorami, które zaczęły zastępować nazwy. W kalendarzach pojawiły się obrazki: snop pszenicy, czerwona gwiazda, sierp i młot, książka i wojskowa czapka oraz kolory: żołty, pomarańczowy, czerwony, fioletowy i zielony. Kolory oraz symbole wskazywały, kiedy dana grupa społeczeństwa ma pracować, a kiedy może mieć wolne.
Zmiany wprowadziły oczywiście dużo zamętu i spowodowały ogromne niezadowolenie społeczne. Ludzie nie ukrywali swojej dezaprobaty dla tej reformy. „Co mamy robić w domu sami, kiedy nasze żony są w fabryce, dzieci w szkole, a przyjaciele w pracy? Nikt nas nawet nie może odwiedzić” – skarżono się (nawet!) w gazecie partyjnej „Prawda”.
Oficjalne przyczyny wprowadzenia ciągłego tygodnia pracy wiązały się z gospodarką: Związek Sowiecki nigdy nie spał, a maszyny nie przerywały pracy. Jednak z ekonomicznego punktu widzenia reforma nie miała sensu. Dotychczas ludzie mieli bowiem jeden dzień wolny w tygodniu (czyli 52 w ciągu roku). W wyniku wprowadzonych zmian, każdy otrzymał ponad 70 dni wolnych rocznie.
Tak naprawdę komunistom chodziło o coś znacznie więcej niż zwiększenie produkcji.
Sowieci, jako rasowi marksiści, bali się instytucji rodziny. Rodzina – najmniejsza komórka społeczna – była miejscem przekazywania tradycji i wartości. Rodzice nawiązywali z dziećmi relacje, obdarzali je uczuciami, uczyli przywiązania do kultury i zwyczajów.
Było to postępowanie dla rewolucji niebezpieczne, które stało w sprzeczności z ideami stworzenia nowego człowieka, który uznawał będzie jedynie wartość pracy, a rozumiał tylko konieczność ciągłej rewolucji.
Ludzie, którzy przestaliby widywać się z własną rodziną, mieli zostać od niej oderwani, co uczyniłoby z nich lepszych obywateli skupionych tylko na rzeczach najważniejszych, to znaczy obowiązkach zawodowych.
Eksperyment, co oczywiste, nie powiódł się. Ludzie, którzy nie mogli spotkać się z najbliższą rodziną we własne dni wolne, szukali innych członków rodziny lub znajomych, którzy mieli wolne akurat w ten sam dzień. Wbrew temu na co bardzo liczyli komuniści, ludzie potrzebowali kontaktów z innymi i radzili sobie, jak tylko mogli.
Władze ZSRS wycofały się odrobinę z reformy ciągłego tygodnia pracy już w marcu 1930 roku: niektórym małżonkom zezwolono na wspólne dni wolne.
Innym wymiarem sowieckiej reformy było wyeliminowanie możliwości uczestnictwa w kulcie religijnym. W tym sensie władze ZSRS odniosły pewien sukces. Na nabożeństwa uczęszczało mniej osób, co wiązało się zresztą nie tylko z ciągłym tygodniem pracy, ale też z ogólną atmosferą strachu i nagonki na religię.
Należy dodać, że kwestia dni pracujących i wolnych wyglądała zupełnie inaczej na wsi i w mieście. O ile w mieście, w fabrykach czy urzędach, dało się te dni regulować, o tyle na wsiach było to właściwie niemożliwe. Rolnik uzależniony był przede wszystkim od warunków atmosferycznych i pory roku, nie zaś od regulacji, które narzucał mu urzędnik z Moskwy. Z tego względu Sowieci, zaniepokojeni brakiem rezultatów swoich reform na wsiach, wymyślali wciąż nowe regulacje.
Ciągły tydzień pracy okazał się katastrofą, choć trwał aż 11 lat. Maszyny były nadmiernie eksploatowane, produktywność spadła, a ludzie byli niezadowoleni. 26 czerwca 1940 ogłoszono przywrócenie wolnych niedziel. W zamian komuniści zaczęli niezwykle surowo karać spóźnienia czy branie wolnych dni. Każde „nieuzasadnione” opuszczenie dnia pracy mogło zakończyć się więzieniem. W praktyce oznaczało to, że skazać można było każdego, pod byle pretekstem.
Czytaj też:
Chruszczow z wizytą w Stanach Zjednoczonych. Disneyland i kołchozCzytaj też:
Wielka czystka. Jak zniknął Jeżow, czyli propaganda sowiecka bez photoshopaCzytaj też:
Rewolucja październikowa. Jak komuniści przejęli władzę (i nadal trzymają się mocno)