PIOTR WŁOCZYK: Jaką rolę miała odegrać Czesława Bociańska w brawurowym planie Oskara Reilego, szefa komórki Abwehry w Wolnym Mieście Gdańsku?
ANDRZEJ BRZEZIECKI: Bociańska to fascynująca postać, o bardzo powikłanych losach. Oskar Reile, szef Abwehry w Gdańsku, chciał ją wykorzystać do pojmania swojego arcywroga – kpt. Jana Henryka Żychonia, wyjątkowo zdolnego oficera polskiego wywiadu, tzw. Dwójki. Z opisów wynika, że była to atrakcyjna kobieta o wąskiej talii i pełnym biuście. Bociańska romansowała ze starostą Gdyni. Odwiedzała również Wolne Miasto Gdańsk (WMG), gdzie poznał ją Reile. Udało mu się nakłonić ją do współpracy z Abwehrą. Reile chciał od niej jednak czegoś więcej – miała uwieść Żychonia i pomóc Reilemu porwać go do Niemiec.
Żychoń pojawiał się w Gdańsku. Dlaczego tam nie mogli go porwać?
Wywiad niemiecki funkcjonował tam nielegalnie. Formalnie Gdańsk był przecież państwem niezależnym od Berlina. Abwehra była zakonspirowana w gdańskiej policji, a Reile służył w niej jako komisarz. Z racji swoich zadań Żychoń często odwiedzał WMG, ale cieszył się tam immunitetem dyplomatycznym – oficjalnie był pracownikiem tamtejszego przedstawicielstwa RP.
Czym przede wszystkim Żychoń zalazł za skórę Niemcom?
Długo by mówić… W latach 20. pracował w Katowicach, które podlegały krakowskiej ekspozyturze Oddziału II. Próbował tam demaskować działalność szpiegowską działaczy mniejszości niemieckiej i pracowników konsulatu. Jego zadaniem było pokazanie, że ta mniejszość robi brudną robotę przeciw Polsce. Następnie kierował komórką polskiego wywiadu w Gdańsku, gdzie również mocno utrudniał Niemcom życie. Abwehra widziała w nim zdolnego i groźnego przeciwnika. Stąd pragnienie, by go unieszkodliwić.
Objęcie przez niego kierownictwa nad placówką w Gdańsku Niemcy „przywitali” artykułem prasowym, w którym kpili sobie z jego poprzednika i stwierdzali, że Żychoń na pewno lepiej sobie poradzi…
W szpiegowskiej wojnie polsko-niemieckiej chodziło nie tylko o pozyskanie wiedzy na temat przeciwnika, lecz także o wykazanie na arenie międzynarodowej, że druga strona łamie postanowienia traktatu wersalskiego. Z reguły wywiady nie chwalą się tym, co wiedzą, tymczasem Polsce i Niemcom zależało na organizowaniu głośnych procesów o szpiegostwo, których echa docierałyby do europejskich stolic. Gdy Żychoń pojawił się w Gdańsku jako szef tamtejszej ekspozytury, Niemcy – zamiast dyskretnie go obserwować – zorganizowali pod jego oknem demonstrację. Był to jasny sygnał: „Wiemy, kim jesteś, nie będziesz czuł się tu bezpiecznie ani swobodnie pracował”. Nawet administracja gdańska robiła mu problemy – choćby z mieszkaniem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.