„Zamek umarłych” w Wałbrzychu. Ostatnia świątynia Hitlera
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

„Zamek umarłych” w Wałbrzychu. Ostatnia świątynia Hitlera

Dodano: 
„Zamek umarłych” w Wałbrzychu
„Zamek umarłych” w Wałbrzychu Źródło: Archiwum Dolnośląskiego Towarzystwa Historycznego
Nad dzielnicą Nowe Miasto w Wałbrzychu do dzisiaj wznosi się monumentalna budowla. Jedna z wielu, jakie powstały w latach 30. XX w. w ówczesnych Niemczech, aby uczcić ofiary wielkiej wojny i hitlerowskich bojowników.

W odróżnieniu od innych nazistowskich pomników, ta budowla nie została zniszczona i do dnia dzisiejszego straszy i fascynuje zarazem. Znajduje się na północnych stokach wzgórz Niedźwiadki.

Nowa religia

Nazizm był nie tylko ideologią, która określała w totalny sposób ustrój niemieckiego państwa. Hitlerowcy podporządkowywali sobie wszystkie przejawy życia społecznego. W orbicie ich zainteresowań znalazła się oczywiście religia.

Dobrze oddał to Joseph Goebbels, który w 1928 r. zapisał w swoim dzienniku:

„Narodowy socjalizm jest religią. Brak jedynie religijnego geniuszu, który rozsadza przebrzmiałe formy i tworzy nowe. Brakuje nam rytuału. Narodowy socjalizm stać się musi kiedyś w Niemczech religią państwową. Ma partia jest moim Kościołem, i wierzę, że najlepiej służę Panu, gdy wypełniam jego wolę, uwalniając mój uciemiężony naród z kajdan ucisku. Oto moja ewangelia”

Adolf Hitler. Zdjęcie wykonane przez jego osobistego fotografa Heinricha Hoffmanna, kolorowane.

Hitler był katolikiem, i mimo że stracił wiarę już w młodości, oficjalnie określał się jako chrześcijanin. Uczestniczył w obrzędach, podkreślając znaczenie religii, jako fundamentu niemieckiej państwowości. Prywatnie żywił do chrześcijaństwa pogardę, traktując je instrumentalnie, jako jeden ze sposobów na zniewolenie społeczeństwa. Naziści w typowy dla siebie sposób wynaturzali religię, aby osiągnąć własne cele. Posługiwali się zniekształconą symboliką chrześcijańską, wpajali pseudoreligijność i mistycyzm. Celem miało być zaszczepienie Niemcom nowej wiary, w której centralne miejsce zajmował będzie Führer i inni nazistowscy święci i męczennicy.

Zbyt lewicowe miasto

Miała ona jednoczyć podzielone niemieckie społeczeństwo, a jej rytuały i obrzędy wyprzeć ryt stojącego na drodze nazistom chrześcijaństwa. Do tego potrzebne były miejsca kultu. Szczególną wagę przykładano do ich budowy w miejscach, gdzie poparcie dla NSDAP było słabsze. Tak było w Wałbrzychu.

"Zamek umarłych" w Wałbrzychu

Miasto w XIX w. gwałtownie rozwinęło się z małej, podgórskiej osady w prężny ośrodek przemysłowy. Powodowało to równie gwałtowne konflikty społeczne. Słabo opłacani, gnieżdżący się w czynszowych kamienicach górnicy z kopalni Hochbergów, ostro walczyli o swoje prawa, skłaniając się ku lewicy. W tym drugim co do wielkości mieście Dolnego Śląska naziści nie potrafili zdobyć większych wpływów. Żeby zapełnić miejski stadion zwolennikami Hitlera podczas jego wizyty w czasie kampanii wyborczej w 1932 r., trzeba było podstawiać specjalne pociągi z innych miejscowości regionu, a nawet ściągać Niemców Sudeckich z Czech. Miasto było bastionem lewicy jeszcze długo po dojściu NSDAP do władzy. Hitlerowcy nie mogli się z tym pogodzić.

Miejskie władze od dawna zabiegały o stworzenie pomnika upamiętniającego ofiary I wojny światowej, jednak nigdy nie było na to pieniędzy. Pomoc zaoferował Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi, który po przejęciu władzy przez nazistów włączył się w realizację ich polityki. Warunkiem wsparcia budowy pomnika było poświęcenie go nie tylko ponad 180 tysiącom mieszkańców Śląska, poległym podczas wojny, ofiarom wypadków i katastrof w kopalniach, ale również miejscowym dwudziestu pięciu nazistowskim bojówkarzom, którzy zginęli w burdach i zamieszkach w walce o władze.

Surowy i monumentalny

Projekt wykonał naczelny architekt Związku Robert Tischler. Spod jego ręki wyszły już projekty kilku mauzoleów, upamiętniających poległych podczas wojny niemieckich żołnierzy. Między innymi w Langemark w Belgii, w Bitoli w Macedonii czy w Nazarecie. Najbardziej znanym był pomnik na Górze św. Anny poświęcony ofiarom z niemieckich freikorpsów poległych w walce z powstańcami śląskimi. Nazywano je Totenburgami – „Zamkami Umarłych”, chociaż nie zawsze mieściły szczątki poległych. Mauzoleum w Wałbrzychu jest właśnie takim cenotafem – symbolicznym grobem, który nigdy nie zawierał ludzkich szczątków.

Styl Tischlera wyróżniał się surowością i monumentalizmem, maksymalnym związaniem budowli z otaczającą naturą i nawiązywaniem do historii – zwłaszcza antyku i architektury średniowiecznych niemieckich zamków.

Galeria:
Totenburg - "Zamek umarłych" w Wałbrzychu. "Świątynia" hitlerowców

Na miejsce mauzoleum wybrano wzniesienie Laxenberg na północnych stokach wzgórz Butterberge (obecnie Niedźwiadki). Miejsce górowało nad reprezentacyjną dzielnicą Wałbrzycha – Nowym Miastem. Do centrum było stamtąd zaledwie kilkanaście minut spaceru.

Budowa trwała dwa lata – zakończono ją wiosną 1938 r. Otwarcia dokonano uroczyście 9 czerwca – w doroczne święto dolnośląskiego okręgu NSDAP. Mauzoleum nie odbiegało w stylu od innych prac Tischlera. Kwadratowy fort o wymiarach 24 x 27 m i wysokości sięgającej 7,5 metra był zamknięty ze wszystkich stron potężnymi ścianami. Miało to symbolizować odrzucenie nazistowskich bojowników, niezrozumianych przez świat zewnętrzny. Do środka można było wejść po czterech kamiennych schodkach przez wąską szczelinę – drzwi do innego świata. Znad nich spoglądała śpiąca wiecznym snem rzeźbiona w piaskowcu głowa mężczyzny.

Za drzwiami znajdował się udekorowany złoto – marmurowymi mozaikami przedsionek z godłem i flagami III Rzeszy. Za przedsionkiem rozciągał się wyłożony promieniście kamieniem, otoczony krużgankiem wewnętrzny dziedziniec. Na jego środku wznosiła się 6 metrowa, wykonana z brązu kolumna, ozdobiona ornamentem w formie sieci i dębowych liści. U jej podstawy warowały trzy brązowe lwy z rozwartymi paszczami, a wieńczyły ją rzeźby trzech nagich młodzieńców, podtrzymujących misę wielkiego znicza. W krużgankach mieściły się dwie kaplice ozdobione herbami Wałbrzycha i III Rzeszy. W kaplicach wyłożono księgi zapisane nazwiskami poległych. Na wewnętrznych ścianach umieszczono wykonane z wielkich, brązowych liter napisy poświęcone ofiarom, dla których zbudowano mauzoleum. Wąskie i zakratowane okna znajdowały się jedynie w narożnych ryzalitach, pogłębiając wrażenie odcięcia od zewnętrznego świata.

„Zamek umarłych” w Wałbrzychu - stan obecny

Żelbetowe ściany mauzoleum – zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz wyłożone były wapieniem muszlowym, imitującym mur z kamiennych bloków. Krużganki były podpiwniczone, a przeznaczenie tych podziemi do dzisiaj pozostaje zagadką.

Przed mauzoleum rozciągał się plac apelowy w kształcie podkowy o wymiarach 50 x 60 metrów, przecięty rzędem czternastu masztów na flagi. Do budowli specjalnym rurociągiem doprowadzono gaz, którym zasilany był wystający ponad okalający mur znicz.

Nocami, nad górującym nad okolicą mauzoleum wznosił się widoczny z daleka potężny słup zapalanego w nim ognia, nie dając zapomnieć o poległych.

Germański Rzym

Mauzoleum w zmyślny sposób łączyło różne elementy, tworząc charakterystyczną dla nazistowskich Niemiec eklektyczną, ale spójną, i oddziałującą na wyobraźnie i emocję całość. Kult zmarłych, w tym i nazistowskich „bohaterów” łączył społeczeństwo. Lokalizacja na łonie dzikiej natury i użycie jako ważnego elementu ognia, nawiązywało do „ludowości” nowych Niemiec i starogermańskich obyczajów. Nawiązania do klasycznej architektury przywodziły na myśl starożytny Rzym, na którym wzorowali się władcy III Rzeszy. Doprowadzona instalacja gazowa świadczyła o zaawansowaniu technicznym i powiązaniu z lokalnym przemysłem. Gaz kopalniany na Dolnym Śląsku produkowano jedynie w Wałbrzychu.

Taka synergia wzmacniała nowy porządek, a podobne mauzolea miały stać się przybytkami nowej religii. Ich budowa była jednym z elementów przemiany Niemiec w nazistowskim duchu.

„Zamek umarłych” w Wałbrzychu - stan obecny

W latach 40. XX w. powstały plany przebudowy miasta, wraz z umieszczeniem głównego dworca kolejowego u podnóża Laxenbergu. Mauzoleum stałoby się wówczas jedną z centralnych budowli Wałbrzycha, witając przybywających do niego podróżnych. Niewykluczone też, że plany te miały związek z umieszczeniem w pobliskim Zamku Książ głównej kwatery Führera, a w pobliskich Górach Sowich wykutego w skałach ogromnego kompleksu „Riese”. Jego przeznaczenie nie zostało w pełni wyjaśnione do dzisiaj. Jednak powtarzające się informacje na temat tunelu łączącego mauzoleum z Zamkiem Książ, podobnie jak o odprawianych tu praktykach okultystycznych czy inicjacjach i próbach przed przyjęciem kandydatów do SS można włożyć między bajki. Faktem, jest że budowla emanowała przyciągającym, mrocznym urokiem, który można poczuć jeszcze dzisiaj.

Zmierzch fałszywych bogów

Przed mauzoleum trzymana była honorowa warta, a wieczny ogień płonął aż do maja 1945 r., kiedy do miasta wjechały czołgi Armii Czerwonej. O dziwo, budowla nie została zniszczona. Taki los spotkał mauzoleum Hindenburga pod Olsztynkiem i pomnik freikorpsów na Górze św. Anny. W Wałbrzychu usunięto jedynie nazistowskie symbole. Dlaczego nie wsadzono również mauzoleum? Prawdopodobnie dlatego, że wałbrzyski Totenburg nie był kojarzony z triumfami odniesionymi nad Polakami. Szkoda też pewnie było wysiłku na potężną, żelbetową konstrukcję, która łatwo by się nie poddała.

Fragment pracy dyplomowej „Totenburg - niewygodny eksponat. Muzeum w Wałbrzychu” Eweliny Wiciak

Po wojnie w pobliżu odbywały się festyny i uroczystości. Były też plany zaadoptowania mauzoleum na cele rekreacyjne. Wzgórze zalesiono, przez co wielka bryła nie była już widoczna z miasta. Później obiekt stopniowo popadał w ruinę. Wpisywało się to w politykę epoki Gomułki, podkreślającą „piastowskie korzenie” Ziem Odzyskanych i zacierającą na nich ślady dawnej przynależności do Niemiec. Wraz z budową nowych osiedli mieszkaniowych wraz z terenami sportowymi i rekreacyjnymi, środek ciężkości miejskiego życia przeniósł się w inne rejony.

Mauzoleum stało się miejscem spotkań amatorów mocniejszych trunków i narkomanów. Niszczono elewację, odłupując i kradnąc płyty wapienia. Między arkadami walały się sterty śmieci. W ścianach i posadzkach wandale wybijali dziury szukając ukrytych pomieszczeń, które miały mieścić nazistowskie skarby.

Budowla nie dawała o sobie zapomnieć. W latach 90. miasto obiegały plotki o odprawianych tam czarnych mszach i rytualnych mordach. W 1996 r. w Wałbrzychu zapanowała zbiorowa psychoza, spowodowana kilku morderstwami, które łączono z rytuałami odprawianymi w mauzoleum.

Przebudować nie do poznania

Pojawiły się też projekty rewitalizacji obiektu i jego otoczenia. W 2020 r. grupa pasjonatów historii rozpoczęła akcję ratowania mauzoleum. Na razie usunięto część bujnie porastającej teren roślinności, odsłaniając ściany. Planowane jest też umieszczenie tablicy, przypominającej o prawdziwym przeznaczeniu obiektu. Władze miejskie kategorycznie odmawiają finansowego wsparcia takich działań, powołując się właśnie na historię miejsca i brak środków, które można przeznaczyć na renowację cenniejszych zabytków, których w Wałbrzychu nie brakuje.

W tym samym czasie interesującą koncepcję zagospodarowania mauzoleum przedstawiła absolwentka architektury Politechniki Wrocławskiej Ewelina Wiciak. Totenburg stałby się częścią planowanego Muzeum Dolnego Śląska. Zostałby zachowany w swojej formie trwałej ruiny, ale otoczony wysokim, żelbetowym murem, neutralizującym dotychczasową urbanistyczną moc mauzoleum i związane z nim negatywne, historyczne konotacje.

I to jest chyba najbardziej właściwy sposób postępowania z podobnymi, pozostałymi w Polsce niechcianymi poniemieckimi „zabytkami”.

Źródło: DoRzeczy.pl