Zabójczy urok "Tatiany"
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Zabójczy urok "Tatiany"

Dodano: 
Wiktor Suworow podczas spotkania promocyjnego w Warszawie w 2011 roku
Wiktor Suworow podczas spotkania promocyjnego w Warszawie w 2011 roku Źródło: Wikimedia Commons / Kontrola, CC BY-SA 4.0
Sowieci podczas ćwiczeń zrzucili bombę atomową. A następnie w strefę skażenia wpędzili tysiące własnych żołnierzy

PIOTR ZYCHOWICZ: Jedna z pańskich ostatnich książek nosi tytuł „Tatiana”. Czyżby zmienił pan branżę i zaczął pisać o kobietach?

WIKTOR SUWOROW: W pewnym sensie tak. Po rosyjsku, zresztą również po polsku, słowo „bomba” jest rodzaju żeńskiego. A moja książka jest właśnie o bombie. O pocisku nuklearnym RDS-4 „Tatiana” o mocy 38 kiloton. Czyli mniej więcej tylu, ile miały bomby zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki razem wzięte. Kiedy ta bomba została zrzucona? 14 września 1954 r. Stało się to w ramach ćwiczeń o kryptonimie Snieżok, zorganizowanych przez marszałka Gieorgija Żukowa, tego samego, który 10 lat wcześniej zdobył Berlin.

Co to były za ćwiczenia?

Symulacja przełamania frontu. Doświadczenia drugiej wojny światowej pokazały bowiem, że sprowadza się ona właściwie tylko do jednego: trzeba uderzyć na przeciwnika, przerwać jego linię i wedrzeć się w głąb jego terytorium. Należy w to jednak włożyć olbrzymi wysiłek. Na odcinek przełamania trzeba było sprowadzić po 300–350 dział na kilometr (w sumie 7–8 tys.) i zalać nieprzyjaciela lawiną ognia. Po godzinie, dwóch do akcji wkraczały czołgi i tyraliery piechoty poprzedzane potężnym przygotowaniem artyleryjskim. Wszystko to wymagało milionów pocisków, olbrzymich nakładów. Bomba atomowa miała rozwiązać ten problem.

Artykuł został opublikowany w 6/2022 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.