Była to figura pocieszna, bez której nie sposób wyobrazić sobie dawnej Rzeczypospolitej. Jak pisze Gloger: „Wiele zakonów miało księży lub braciszków wyłącznie kwestowaniu dla swego klasztoru poświęconych. Pomiędzy nimi słynęli bernardyni, którzy dobierali ludzi ze światem obytych, dowcipnych, wesołych i zacnych. Tymi obdarzony przymiotami braciszek, mając dużą parokonną lub trzykonną brykę, objeżdżał dwory szlacheckie, zbierając kwestę w zbożu, zapasach spiżarnianych i w pieniądzach”.
W XVII i XVIII w. trudno było zresztą wyobrazić sobie szlachecki zjazd, bankiet i święto bez zaproszonego do stołu braciszka, który bywały był w dworach i pałacach, słynął jako żywa kronika opowieści, podań, anegdot, rejestr spraw sądowych, plotek i legend. Jak wyżej nadmieniłem, kwestarzami bywali najczęściej bernardyni, którzy wedle swojej natury bywali rubaszni.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.