„Statek był załadowany od samego spodu po sam wierzch. Między ludźmi leżącymi pokotem na górnym pokładzie, trudno było się prześlizgnąć. Jak długo będziemy płynąć i dokąd - tajemnica kapitana. Tak płynęliśmy dwie doby, by po słonecznej Francji ujrzeć zasnute mgłą Plymouth.” Tak przybycie do Anglii opisuje w swych wspomnieniach ówczesny pułkownik Stanisław Sosabowski. Wraz z nim na Wyspy Brytyjskie przybyły tysiące polskich oficerów i żołnierzy, którzy mieli być wykorzystani do obrony wybrzeża przed spodziewaną niemiecką inwazją.
Sosabowskiemu powierzono dowództwo 2 Brygady Strzelców, która dzięki spodziewanemu napływowi rekruta z Polonii kanadyjskiej, miała być przekształcona w Kanadyjską Brygadę Piechoty. Wobec fiaska rekrutacji i postępującej demoralizacji wśród pozbawionych zajęcia żołnierzy, pułkownik nawiązał kontakt z brytyjskim ośrodkiem szkolenia spadochroniarzy w Ringway. Wysyłani tam ochotnicy, po przejściu specjalistycznego przeszkolenia, byli zrzucani do okupowanego kraju, wydatnie wzmacniając AK. Po pewnym czasie pułkownik, za aprobatą Naczelnego Wodza, podjął decyzję o przeorganizowaniu swojej brygady w pierwszą polską brygadę spadochronową.
„Małpi Gaj” Sosabowskiego
W uznaniu zasług przy organizacji nowo powstałej jednostki na jej dowódcę naznaczono pułkownika Stanisława Sosabowskiego. Pochodzący ze Stanisławowa wojskowy jest jednym z najbardziej niedocenionych przez polską historiografię dowódców czasu II wojny. Wychowany w duchu patriotycznym, działał w polskich Drużynach Strzeleckich, walczył w cesarsko-królewskiej armii. Krótko po bitwie pod Gorlicami dotkliwie raniony w kolano, co nie przeszkodziło mu później przejść, w wieku 51 lat, przeszkolenia spadochronowego. Za bohaterską obronę Warszawy we wrześniu 1939 roku odznaczony medalem Virtuti Militari. Symulując chorobę, zbiegł z obozu w Żyrardowie i udał się do Francji, gdzie dowodził piechotą kolejno 1. Dywizji Grenadierów i 4. Dywizji Piechoty. Wyróżniał się niebywałym hartem ducha i żelazną logiką, które to niejednokrotnie pomagały mu w zmaganiach z lekceważącą go generalicją brytyjską.
Same chęci nie mogły wystarczyć, by dostać się na szkolenie spadochronowe. Przy Brygadzie powołano komisję lekarską, która badała kondycję ochotników. Brak kategorii „A” nie uniemożliwiał ostatecznie udziału w szkoleniu. By podwyższyć sprawność kandydatów, którymi niejednokrotnie bywali nie najmłodsi już, wysocy rangą oficerowie, zbudowano „Małpi Gaj”. Umożliwiał on odbycie najbardziej podstawowego przeszkolenia spadochronowego, co ułatwiało „przeżycie” Ringway. Obok specjaliści urządzali szkolenia z zakresu dywersji, sabotażu, walki wręcz oraz posługiwania się wszelkimi rodzajami broni, również niemieckiej. To pozwoliło polskim skoczkom wejść do światowej elity.
„Brygada i Kraj - Najkrótszą Drogą - to nasze przeznaczenie”
23 września 1941 roku brygada została oficjalnie uznana za Polską Samodzielną Brygadę Spadochronową. Wizytujący Brygadę generał Sikorski wygłosił przed frontem pododdziałów przemówienie, w którym wyznaczył żołnierzom Brygady jasny cel:
Gdy przyjdzie odpowiednia chwila, jak orły zwycięskie spadniecie na wroga i przyczynicie się pierwsi do wyzwolenia Ojczyzny.
Szczególną role Brygady symbolizował sztandar ufundowany i przesłany spadochroniarzom z okupowanej Warszawy. Plan Sosabowskiego zakładał użycie Brygady do wsparcia wywołanego w najodpowiedniejszym momencie powstania powszechnego w kraju oraz obrony skrawka wyzwolonego terytorium i legalnego polskiego rządu przed jakimkolwiek wrogiem zewnętrznym. Niestety, inne plany wobec polskich żołnierzy mieli Brytyjczycy na czele z generałem wojsk spadochronowych Frederick Browningiem. Jednostka Sosabowskiego, mianowanego w czerwcu 1944 roku generałem brygady, stanowiła 20 proc. alianckich sił spadochronowych znajdujących się w Anglii, wyszkoleniem przewyższając swych brytyjskich odpowiedników, stanowiła łakomy kąsek dla alianckich generałów. Ich staraniem, z początkiem czerwca 1944 roku, Brygada została włączona do brytyjskiego 1 Korpusu Powietrznego.
Apele płonącej Warszawy
Pod koniec lipca, podczas utarczek pomiędzy polskim a brytyjskim dowództwem, do Naczelnego Wodza nadeszła depesza generała Bora-Komorowskiego. Meldował w niej, że Armia Krajowa jest w każdej chwili gotowa do walki o Warszawę. By w pełni wykorzystać sytuację wytworzoną przez powstanie, do okupowanej stolicy powinna jak najszybciej dotrzeć Brygada Spadochronowa, której przybycie miałoby ogromne skutki taktyczne i polityczne. Na granicy niesubordynacji rozpoczęto starania nad przerzuceniem do kraju choćby kompanii. Brytyjczycy, pod wyraźnym naciskiem Stalina, pozostali nieugięci. W spontanicznym odruchu sprzeciwu żołnierze rozpoczęli głodówkę, wkrótce zakończoną bez wyciągania wobec nich konsekwencji. Brygada nie poleciała do kraju, lecz wciąż walczyła i ginęła na Zachodzie z imieniem Polski na ustach.
Na wyraźne życzenie Stalina, drugi front został utworzony we Francji. Po definitywnym przełamaniu oporu Niemców, we wrześniu 1944 marszałek Montgomery wydał rozkaz przeprowadzenia operacji „Market Garden”. Zakładała ona zdobycie i utrzymanie mostów na Waal oraz Dolnym Renie, zamykając w ten sposób w wielkim kotle siły niemieckie liżące rany po klęsce pod Falaise. Jednakże do tej ambitnej operacji zostały przeznaczone jedynie dwie dywizje amerykańskie, dywizja brytyjska i polska brygada Sosabowskiego. Plan zakładający utrzymanie przez dwa dni licznych mostów, przepraw, wzgórz oraz samych miast przez tak szczupłe siły, całkowicie lekceważył niemiecką aktywność w rejonie. Jedynie generał Sosabowski, co zostało dobitnie ukazane przez Gene’a Hackmana w filmie „O jeden most za daleko”, zachował zdrowy rozsądek w zbiorowym szaleństwie, wytknął Montgomery’emu nierealność planu. Doborowy II Korpus Pancerny SS potrzebował dziewięciu dni na zgniecenie oporu obrońców, okrążonych i zdziesiątkowanych w nierównej walce. Zginęło lub zostało rannych około 350 polskich skoczków, blisko 80 dostało się do niewoli.
Powojenne losy
Gdy Polacy przestali być już potrzebni, a Wojsko Polskie zostało zdemobilizowane, losy poszczególnych żołnierzy stanowią oddzielne epopeje. Niektórzy powrócili do kraju, gdzie, po szykanach i nierzadko dramatycznych wydarzeniach, doceniono poziom ich wyszkolenia i doświadczenia i wykorzystano kilku weteranów przy tworzeniu 6 Pomorskiej Brygady Powietrzno-Desantowej. Większość pozostała na Zachodzie, imając się różnych zajęć nielicujących z ich wykształceniem. Przykładem jest sam generał Sosabowski, który utrzymując żonę i ociemniałego syna, pracował w fabrykach. Dobrze, że Brytyjczycy nie kazali mu zwracać za amunicję zużytą w czasie wojny.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.