H imalaizm w biało-czerwonych barwach wedle buńczucznych zamierzeń jego prekursora Adama Karpińskiego miał rozpocząć się – mówiąc potocznie z „wysokiego C”. Rozważano atak na Mount Everest, najwyższy szczyt kuli ziemskiej, przymierzano się również do pokonania K2, uchodzącego za najtrudniejszy do zdobycia wierzchołek globu. „Akar” – jak określano w środowisku górskim Karpińskiego (ojca Jacka, inżyniera, pioniera informatyki w skali międzynarodowej) – był nie tylko marzycielem, lecz także człowiekiem nad wyraz przedsiębiorczym. Być może gdyby nie wielki kryzys ekonomiczny przełomu lat 20. i 30., Polacy zaatakowaliby Czomolungmę już w międzywojniu. Niestety, potencjalny prywatny dobrodziej przedsięwzięcia splajtował i plan pozostał w sferze snów. Karpińskiego to nie zraziło, toteż kiedy II Rzeczpospolita zaczęła wychodzić z gospodarczej zapaści, rzucił wyzwanie K2. Skrupulatne starania dyplomatyczne dotyczące organizacji tak karkołomnego zamierzenia nie przyniosły rezultatu. Ale operatywny Karpiński okazał się na niekorzystną wersję wydarzeń przygotowany. W zanadrzu trzymał myśl o kolejnym wyzwaniu. Cel stanowił „zaledwie” siedmiotysięcznik (7434 m).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.